"W jego sercu płonęło pragnienie modlitwy, ciszy i adoracji tajemnicy Boga. Ten kontemplacyjny wędrowiec przemierzający drogi Europy znalazł się w centrum wielkiej odnowy duchowej dzięki odważnemu przepowiadaniu, któremu towarzyszyły liczne cuda. Okoliczności skłoniły go, bezbronnego proroka miłosierdzia Bożego, do aktywnego zaangażowania się w obronę wolności i jedności chrześcijańskiej Europy. Kontynentowi europejskiemu, który w tych latach otwiera się na nowe perspektywy współpracy, bł. Marek z Aviano przypomina, że jego jedność będzie trwalsza, jeżeli będzie wyrastać ze wspólnych korzeni chrześcijańskich” (św. papież Jan Paweł II). Bł. O. Marek, pokorny kapucyn z Aviano trwający na modlitwie, wędrowny kaznodzieja z krzyżem w ręku, nazywający siebie "duchowym lekarzem Europy", może stać się wspaniałym patronem naszego zaangażowania w dzieło nowej ewangelizacji starego kontynentu i przykładnym misjonarzem miłosierdzia, "apostołem aktu żalu", w zbliżającym się Roku Świętym Miłosierdzia. Drodzy
w Sercu Jezusa, bracia i siostry!
W
ostatnich tygodniach podczas rozmów w naszych domach, na spotkaniach polityków
i w środkach społecznego przekazu coraz częściej podejmowany jest problem
uchodźców napływających do Europy, głównie z Syrii dotkniętej wojną domową.
Słowa
Jezusa: „byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” nie pozostawiają wątpliwości,
jaka powinna być nasza postawa nacechowana chrześcijańską miłością bliźniego.
Przypominają o tym Pasterze Kościoła w Polsce w niedawnym komunikacie wydanym
przez Prezydium Konferencji Episkopatu (8 września br.): „Byłem głodny,
a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem
przybyszem, a przyjęliście Mnie (Mt 25,35). Tymi słowami Jezus Chrystus
wzywa każdego z nas – szczególnie w obecnym czasie, gdy tak wielu
uchodźców przeżywa dramat wojen i niebezpieczeństwa utraty życia – do
przyjścia im z pomocą, do chrześcijańskiej gościnności".
Ta
samarytańska pomoc, którą niesie już na przykład Caritas Polska na Bliskim
Wschodzie, z pewnością będzie coraz bardziej rozwijana, z poszanowaniem prawa, na
miarę możliwości i na wielu różnych płaszczyznach (pomoc humanitarna w samej
Syrii i w obozach dla uchodźców oraz tym, którzy przybędą do Polski; pomoc polityczna
poprzez zaangażowanie dla szybkiego zakończenia wojny domowej i budowanie
trwałego pokoju w Syrii i na całym Bliskim Wschodzie, oraz pomoc duchowa
poprzez objęcie uchodźców naszą gorącą modlitwą i spokojne ukazanie im
prawdziwego oblicza chrześcijaństwa).
Warto
więc, abyśmy postawili sobie pytanie: do jakiej Europy przybywają uchodźcy
muzułmańscy? Do czego Bóg dzisiaj nas wzywa? Do czego wzywa wszystkich
ochrzczonych mieszkańców Starego Kontynentu? Do czego wzywa wszystkich Polaków,
którzy w 2016 roku obchodzić będą 50 – rocznicę Millenium Chrztu Polski? Jaka
jest kondycja naszej wiary?
Bernard
Antony opisuje stan duchowy dzisiejszej Europy słowami: „Społeczeństwa
zachodnioeuropejskie, wyrzekając się swych chrześcijańskich korzeni i wartości,
wpadają w nihilizm, który niszczy wiarę, kulturę i naszą przyszłość
demograficzną”.
„Letniość
wiary wielu chrześcijan i nieumiejętność docenienia skarbu, który
posiadają – bądź, co gorsza, postępowanie w sprzeczności z nauką
Chrystusa – niewątpliwie oddala moment spotkania niejednego muzułmanina
z Kościołem” – mówi Siman Sardżis.
„Chrześcijanie
na Zachodzie powinni zrobić rachunek sumienia ze swego zaangażowania w
ewangelizację muzułmanów” – powiedział ks. Samil Khalil Samir, egipski jezuita
i islamolog.
Przypomina
on, że obowiązkiem Kościoła jest głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu: samym
chrześcijanom, ateistom, ale również muzułmanom, których na Zachodzie jest już
dziś 15 mln, a będzie jeszcze więcej. Zachód musi się pytać, co zrobił, aby
pomóc odkryć muzułmanom piękno Ewangelii, nie w imię prozelityzmu, ale dlatego,
że Ewangelia jest przeznaczona również dla wyznawców islamu – podkreśla ks.
Samir.
Biskup
Płocki Piotr Libera nawiązując do stwierdzenia wiceprzewodniczącej Unii, że
„islam powinien być częścią rzeczywistości europejskiej”, powiedział: „Tak,
tam, gdzie jest pustynia bez Boga; gdzie kościoły w niedzielę stoją puste;
gdzie wszystkie religie i kultury uważa się za równe i dobre, tylko tę jedną –
chrześcijańską – się odrzuca - tam islam staje się częścią naszej
rzeczywistości”. Dlatego mądrość, o którą wołam – kontynuował Biskup Libera –
to trwanie przy wierze, wspaniałej wierze chrześcijańskiej!”.
„Multikulti
poniosło porażkę – stwierdza Biskup Płocki. Ta kolejna chora, współczesna
ideologia – ideologia pluralizmu, dla której wszystkie kultury, wszystkie
religie i wiary są dobre. Wszystkie - z wyjątkiem jednej, własnej:
chrześcijańskiej. Tej jednej, własnej się wstydzą, z tą jedną, własną, z której
czerpią korzenie, walczą!”.
W
homilii wygłoszonej 18 października br. w katedrze płockiej Biskup Libera
powiedział:
„Wszyscy
widzimy, jak nasza stara, zmęczona Europa wchodzi w nowy okres dziejów i wcale
nie jesteśmy pewni, czy skończy się on pomyślnie... Co dzień oglądamy zmęczone
twarze tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci przemieszczających się – na pieszo,
łodziami, ciężarówkami, w okropnych warunkach i pośród strasznych
niebezpieczeństw - na zachód: jedni – chroniąc się przed prześladowaniami, inni
– szukając bardziej dostatniego życia. Ale to, co jeszcze bardziej powinno nas
niepokoić, to brak szacunku wielu ich współbraci mieszkających już tutaj, w
naszym świecie, a często wielu spośród nich, dla wartości naszej cywilizacji. I
dzieje się tak nie tylko dlatego, że tych wartości, tej kultury nie potrafią
docenić (bo często nie potrafią), ale przede wszystkim dlatego, że widzą
duchową, moralną martwicę wielu spośród europejczyków. Był już w dziejach
Europy okres wędrówki ludów, który zakończył się upadkiem cywilizacji
rzymskiej. Wtedy, w V wieku, jeden z myślicieli chrześcijańskich pisał: „To
nasze grzechy czynią silnymi [tamtych ludzi], to nasze wady powodują słabość
[naszych obrońców]" (Salwian z Marsylii De gubernatione Dei).
Ewangelia
uczy nas bronić bezbronnych, dawać dach nad głową bezdomnym, pomagać słabym...
Czy nie mamy jednak wrażenia, że w Europie to wiara stała się bezbronna,
bezdomna i słaba? Nie uratuje nas żaden multikulturalizm, nie uratuje nas
tolerancja, jeśli Bóg Miłości, Bóg Jezusa Chrystusa, Bóg, który życie daje,
abyśmy życie mieli, nie będzie naszą najwyższą wartością!”.
Drodzy
bracia i siostry!
Europa,
która nie chce być zamkniętą twierdzą, ale jednocześnie pragnie pozostać wierna
swoim chrześcijańskim korzeniom, staje dzisiaj przed ogromnym wyzwaniem. Trzeba
jasno powiedzieć, że wszyscy pogrążeni w duchowym letargu chrześcijanie na
Starym Kontynencie, także w Polsce, pilnie potrzebują dzisiaj nowej
ewangelizacji, wejścia na drogę nawrócenia i odnowienia wiary, aby obronić
swoją tożsamość religijną i kulturową, i skutecznie głosić orędzie dobrej
nowiny o Chrystusie wszystkim napływającym uchodźcom muzułmańskim z krajów
dotkniętych wojną i biedą.
Drodzy
Moi! Ogromnie ważne dla naszego świadectwa o Chrystusie jest doświadczenie
osobistego spotkania z Nim na modlitwie i w ciszy kontemplacji Jego
Eucharystycznego Oblicza, doświadczenie podobne do tego które miał Szaweł u
bram Damaszku. To osobiste spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem i ze wspólnotą
Jego uczniów w Damaszku całkowicie zmieniło życie Szawła, walczącego z
Kościołem i uczyniło Pawłem, uczniem Chrystusa i apostołem narodów pogańskich.
Pamiętajmy,
że ukazywanie innym żywej Osoby Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, ukrzyżowanego i
zmartwychwstałego, naszego jedynego Pana i Zbawiciela wszystkich ludzi, i
ukazywanie piękna Jego Ewangelii naszym życiem jest największym wyrazem
chrześcijańskiej miłości i miłosierdzia. Chrystus daje nam swój pokój, umacnia
Duchem Świętym i oczekuje od nas, że staniemy się "solą ziemi i światłem
świata".
Przykładem
niech będzie dla nas błogosławiony o. Marek z Aviano (1631 – 1699), włoski kapłan
z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, którego postać jest związana z Janem III
Sobieskim i wiktorią wiedeńską z 1683 r. Jan Matejko w 200 rocznicę odsieczy
wiedeńskiej uwiecznił na płótnie zwycięstwo króla Jana III Sobieskiego pod
Wiedniem i obraz ten ofiarował papieżowi Leonowi XIII (oglądać go można w Muzeum
Watykańskim). Po lewej stronie zwycięzcy spod Wiednia malarz umieścił
kapucyna o. Marka z Aviano.
Życie ojca Marka wyróżniało się głęboką modlitwą i
zaangażowaniem się we wspólnotę. Było ono pokorne, ukryte i pełne gorliwości w
zachowywaniu wierności regule i konstytucjom Zakonu. Od 1644 roku, kiedy to
otrzymał “pozwolenie na głoszenie kazań”, ojciec Marek poświęcił wszystkie swoje
siły i energie na głoszenie słowa w całej Italii, przede wszystkim w okresie Wielkiego
Postu i Adwentu.
O. Gabriel Bartoszewski
OFMcap
w obszernym artykule poświęconym Błogosławionemu Kapucynowi z Aviano napisał: „O.
Marek przemawiał z wielkim zapałem i wewnętrznym zaangażowaniem. Na jego kazania
adwentowe i wielkopostne zaczęły ściągać rzesze wiernych. Większość kazań
głosił o Męce Pańskiej. Najczęściej występował z krzyżem w ręku. Przemawiał
słowami „prostymi i pokornymi, ale przepełnionymi miłością i Bożym
zapałem". Był kaznodzieją ludowym w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Potrafił swymi kazaniami pociągać ludzi uczonych i prostych, arystokratów i
lud. Przemawiał głosem pełnym dramatyzmu, przeżycia, niekiedy ze łzami w oczach.
O. Marek wytworzył sobie własny styl głoszenia kazań
wielkopostnych, adwentowych czy też okolicznościowych. Rozpoczynał je zwykle od
wzbudzania ufności w dobroć Bożą, dążąc do tego, aby słuchacze, świadomi łask
otrzymywanych od Boga, z wdzięcznością odpowiadali na Jego dobroć. Z biegiem
czasu kazanie stawało się jakby dialogiem pomiędzy kaznodzieją a słuchaczami,
poprzez żywą reakcję ludu. Po wyrażeniu aktów wiary i ufności starał się, by
słuchacze wyrazili akt żalu za grzechy. Potrafił wytworzyć taką atmosferę, że
wierni bili się w piersi, prosząc Boga miłosiernego o odpuszczenie grzechów.
Zachęcał do spowiedzi, wierząc, że najlepsze kazanie nie będzie miało wielkiej
wartości, jeżeli nie doprowadzi do wyznania grzechów i otrzymania rozgrzeszenia
w konfesjonale. Na zakończenie nauki odmawiał ułożony przez siebie akt żalu, a
potem udzielał specjalnego błogosławieństwa. Istotnie po jego kazaniach wielu
słuchaczy garnęło się do konfesjonałów.
Jako kaznodzieja stał się sławny w całej Republice
Weneckiej, a wkrótce niemal w całej Europie. W miarę swoich ówczesnych
możliwości drukował kartki z aktem żalu i rozdawał wśród ludzi, aby dopomagać
im do nawrócenia. Jego oddziaływanie zataczało coraz szersze kręgi na Italię i
poza nią. Wierni nazwali go „apostołem aktu żalu”.
Przełomową datą w życiu i działalności o. Marka był
rok 1676. Miał wtedy 35 lat i kilkuletnie doświadczenie posługi kapłańskiej
(dopiero 9 lat po święceniach kapłańskich otrzymał pozwolenie na głoszenie
kazań). Przebywał wtedy w Padwie, we wrześniu głosił rekolekcje dla sióstr
zakonnych. Na zakończenie rekolekcji udzielał błogosławieństwa krzyżem i
siostry poprosiły, by pobłogosławił też siostrę – Vincensę Francesconi, która
od 13 lat była sparaliżowana. Po błogosławieństwie, kapucyn odmówił litanię i
wezwał chorą do ufności w Bożą pomoc, po czym siostra wykrzyknęła: „Jestem
uzdrowiona”. Rzeczywiście po tym wydarzeniu siostra mogła samodzielnie chodzić,
została w pełni uzdrowiona.
Fakt ten stał się bardzo głośny. Przełożeni zakonni
zaniepokojeni zbyt wielkim poruszeniem, jakie powstało wokół jego osoby,
próbowali go przenieść to do jednego, to do innego klasztoru. Wywołało to
protesty ludzi i władze zakonne musiały zezwolić mu na dalszą publiczną
działalność kaznodziejską. Tymczasem po kazaniach o. Marka poczęły się mnożyć
nadzwyczajne wypadki nie tylko nawróceń, ale uzdrowień. Papież Innocenty XI
niebawem nazwał go „cudotwórcą swego wieku - il taumaturgo del secolo”.
Mianował go misjonarzem apostolskim. W tym charakterze o. Marek zaczął
przemierzać całą Europę. Wzywali go biskupi i książęta, zaprosił go książę elektor
bawarski Maksymilian Filip i cesarz Leopold I. W 1680 r. udał się do Monachium.
Naoczni świadkowie stwierdzali, że kazaniom o. Marka towarzyszyła
nadprzyrodzona atmosfera i szczególne Boże działanie.
Z Monachium udał się do Innsbrucka, Salzburga, Passawy
i Linzu, gdzie jako gość cesarza przebywał przez 3 tygodnie. Potem jego droga
wiodła przez Regensburg, Neuburg, Ingolstadt, Bamberg do Wirzburga, Kolonii,
Augsburga. Wróciwszy na krótko do rodzimej prowincji weneckiej, udał się
następnie do Francji, Holandii i Szwajcarii.
Marek z Aviano był nadto misjonarzem apostolskim
szczególnego rodzaju. Papież Innocenty XI, świadomy zagrożenia Europy przez
Turcję, usilnie starał się wskrzesić ideę krucjat i pozyskać dla niej władców
chrześcijańskich. Marek z Aviano, również przejęty tą ideą, pracować miał na
dworach europejskich nad jej urzeczywistnieniem. Doprowadził najpierw do
sojuszu bawarsko-cesarskiego. W 1681 r., na prośbę cesarza Leopolda I, udał się
do Ludwika XIV z ofertą zgody i przyjaźni. Został jednak u bram Paryża
zatrzymany przez agentów policji, załadowano go na furę siana i odstawiono do
granicy. Miał opinię zdecydowanego stronnika Habsburgów, stąd innym razem, gdy
chciał pojechać do Hiszpanii, wzbroniono mu przejazdu przez Francję.
W 1682 r. na polecenie władz zakonnych udał się na
dwór cesarza Leopolda I do Wiednia. Napisał wówczas do cesarza: „Skoro została
mi nałożona tak poważna odpowiedzialność [...] nie będę się starał o nic
innego, jak tylko o dobro Waszego Cesarskiego Majestatu. Proszę pozwolić, że
będę się kierował myślą Bożą, będę się kierował duchem prostoty,
bezinteresownej szczerości i prawdy, której we współczesnym złudnym świecie nie
pozwala się wchodzić na dwory wielkich tego świata, co przynosi szkodę tak
publiczną, jak i prywatną”. W innym liście dodał: „Moje dobre rady oparte są na
Bogu, przez którego we wszystkim i przez wszystko chcę być kierowany”. Cesarz
upodobał sobie kapucyna. Zawiązała się między nimi przyjaźń. Gdy o. Marek
oddalał się od cesarskiego dworu, wymieniali między sobą korespondencję.
Zachowały się 164 listy cesarza do o. Marka i 154 o. Marka do cesarza.
Leopold I został cesarzem w młodym wieku. Osobiście
był człowiekiem wspaniałomyślnym, szczerym, inteligentnym, wykształconym,
moralnie prawym, natomiast jako władca pozostawiał wiele do życzenia,
szczególnie z racji braku energii i stanowczości. Tragizm jego rządów polegał
na tym, że nie zdawał sobie sprawy z istniejących nadużyć, urągających
podstawowym zasadom sprawiedliwości, i nie było nikogo, kto by mu otworzył na
to oczy i powiedział prawdę. Starał się to czynić o. Marek, prawdopodobnie bez
większych rezultatów. Jednak jego działalność kaznodziejska na dworze cesarskim
była świadectwem, że jest ktoś, kto ma odwagę sprawy te podnosić.
Cesarz darzył o. Marka wielkim zaufaniem, zwierzał mu
się z różnych problemów. 29 XI 1682 r pisał do niego: „Obawiam się, że będziemy
mieli wojnę z Turkami. Gdybym mógł odbyć tę kampanię mając Ojca przy sobie,
mógłbym powiedzieć - jeśli Bóg jest z nami, któż przeciw nam?”. Wkrótce obawy
te stały się rzeczywistością. W maju następnego roku armia turecka ruszyła na
wyprawę wojenną. Cesarz dwukrotnie pisał do o. Marka wyrażając życzenie, by
przybył do niego. Ten w odpowiedzi z dn. 26 V 1682 r. stwierdził: „Jestem w
Padwie, zawsze gotów służyć Waszej Cesarskiej Mości we wszystkim, co mi
rozkaże”.
W 1683 roku Austria i Europa stanęła przed śmiertelnym
niebezpieczeństwem. Potężna armia turecka, pod wodzą Kara Mustafy, zaufanego
powiernika sułtana Mohammeda IV, ruszyła pod Wiedeń. W liście skierowanym
do cesarza Leopolda I zagroził, że ''kto się nie podda i nie przyjmie
islamu, poniesie śmierć, a kraj ulegnie całkowitemu zniszczeniu''.
W obliczu tak wielkiego zagrożenia, cesarz Leopold I
czynił usilne starania, celem uzyskania pomocy militarnej i zawarł przymierze z
królem Janem III Sobieskim. Duchowym przywódcą Ligi antytureckiej był papież
Innocenty XI, człowiek wielkiego serca i umysłu. To dzięki jego naleganiom
Polska znalazła się w ''Lidze antytureckiej''. Innocenty XI wołał do polskiego
monarchy'' ''Synu, ratuj chrześcijaństwo, ratuj Europę''.
Król Sobieski doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że
po zdobyciu stolicy cesarstwa Habsburgów Turcy skierują się ku granicom Polski.
Przed wymarszem wysłał list do papieża Innocentego XI, w którym pisał: gdy
chodzi o dobro Kościoła i chrześcijaństwa, przelewam krew wraz z całym mym
królestwem do ostatniej kropli. Królestwo bowiem moje i ja to dwa „przedmurza
chrześcijaństwa”.
W drodze do Wiednia Król Sobieski nawiedzał sanktuaria
maryjne. Przypomniał o tym papież św. Jan Paweł II odwiedzając wzgórze
Kahlenberg w 1983 roku. Ojciec Święty powiedział: jakże znamienną jest
rzeczą, że król na swojej drodze do Wiednia zatrzymał się na Jasnej Górze,
gdzie odbył spowiedź i uczestniczył we Mszach Świętych. Klęczał w Krakowie w
kościele ojców karmelitów przed wizerunkiem Pani Krakowa, a wymarsz z tego
miasta ustalił na dzień Wniebowzięcia. Modlił się też przed Cudownym Obrazem w
Piekarach Śląskich.
7 VII 1683 r. Wiedeń został otoczony przez wojska
tureckie. Cesarz opuścił miasto, a z nim 60000 mieszkańców. Przeniósł się do
Linzu, skąd znów pisał: „Ojcze Marku, polegam na Tobie i całe zaufanie pokładam
w Twojej modlitwie, a także w Twojej obecności przy armii”.
Dn. 14 VIII 1683 r., na prośbę cesarza, o. Marek z
Aviano mianowany został przez Innocentego XI legatem papieskim przy cesarzu i
jego armii, a 5 IX przybył do Linzu. Zaraz dopuszczony został do narad
wojskowych. Cesarz ciągle się wahał, czy ma objąć naczelne dowództwo nad
wojskami koalicyjnymi. Król polski Jan III stawiał sprawę zdecydowanie
twierdząc, że to on powinien być naczelnym dowódcą, na co z kolei nie chcieli
zgodzić się książęta niemieccy, uważając, że dowodzenie armią sprzymierzoną
należy się Karolowi Lotaryńskiemu. O. Marek zdawał sobie sprawę z powagi
sytuacji. Znał zapewne kwalifikacje i bogate doświadczenie wojenne w wojnach z
Turkami króla polskiego. Stanowczo więc opowiedział się za powierzeniem mu
naczelnego dowództwa. Sam Jan III w liście do Marii Kazimiery z 9 IX 1683 r.
napisał: „Był u mnie na tamtej stronie Dunaju na audiencji [o. Marek] z Aviano,
więcej niż pół godziny; powiedział co mówił z cesarzem prywatnie, jako
przestrzegał, napominał, pokazował, dlaczego P. Bóg te tu karze kraje. Na wojnę
mu samemu iść ani tu się zbliżać nie kazał i kiedy wczoraj rozgłoszono, iż
cesarz jedzie, że mu gospody tu w Tulnie rozpisują, on się tylko uśmiechał, a
głową pokazował, że nie”.
Nie ulega wątpliwości, że dzięki zabiegom
dyplomatycznym o. Marka z Aviano ostatecznie Jan III objął dowództwo nad
wojskami sprzymierzonych. Pertraktacje ciągnęły się niemal do ostatniej chwili.
O. Marek wspominać będzie tę sytuację jeszcze w 5 lat po odsieczy wiedeńskiej,
pisząc list do cesarza Leopolda 8 XII 1688 r. „Pamięta zapewne Wasza Cesarska
Mość, że podczas oblężenia Wiednia miałem wielką łaskę od Boga, by na 10 dni
przed bitwą przynieść skuteczną pomoc. Gdybym się spóźnił o 5 dni, Wiedeń byłby
upadł i dostał się w ręce nieprzyjaciół. Dwa razy spotkałem się z królem
polskim, zniechęconym z wielu powodów, ale z niemałym wysiłkiem doprowadziłem
do tego, by Wiedeń wyzwolono, co z pomocą Bożą też się stało”. O. Marek, w
wirze licznych zajęć, nie zapomniał o swej istotnej powinności - duchowego
przygotowania wojsk chrześcijańskich do walki. Już 8 IX, w święto Narodzenia
NMP, odprawił specjalną Mszę św. Jan III w liście do Marysieńki z 9 IX 1683 r.
tak opisywał to doniosłe wydarzenie: „Myśmy dzień wczorajszy tu strawili na
nabożeństwie, gdzie nam dawał padre Marco z Aviano benedykcję, umyślnie tu
przysłany imieniem Ojca św. Komunikował nas z rąk swoich: mszę miał i egzortę
niezwyczajnym sposobem, bo pytał: «Jeśli macie ufność w Panu Bogu?» i
odpowiadaliśmy mu wszyscy, że mamy. Potem kilka razy kazał za sobą mówić
głośno: «Jezus Maryja, Jezus Maryja». Mszę miał z dziwnym nabożeństwem:
prawdziwie to jest człowiek złączony z P. Bogiem, nie prostak i nie bigot”. Z
tą Mszą św. wiąże się nawet legenda. Autor Diariusza wiedeńskiej okazyji
Mikołaj na Dyakowicach Dyakowski napisał, że o. Marek kończąc Mszę św. zamiast
słów: Ite, missa est - tj. Idźcie msza się skończyła, powiedział Vinces
Joannes” – tj. Janie Zwyciężysz.
W sam dzień zaplanowanej bitwy, 12 IX o świcie, o.
Marek odprawił Mszę św. w zrujnowanej kaplicy klasztoru kamedułów dla króla i
dowódców. Jan III z synem Jakubem służyli do Mszy. Wszyscy obecni w kaplicy
przyjęli Komunię św. Po Mszy o. Marek odmówił specjalną modlitwę. Oto jej
fragmenty:
„Wielki Boże zastępów, spojrzyj na nas stojących przed
Twoim Majestatem: prosimy Cię, przebacz nam nasze winy. Spowodowaliśmy Twój
gniew i słusznie powstały wojska, by nas uciskać. O wielki Boże, prosimy Cię o
przebaczenie z całego serca. Miej litość nad nami, miej litość nad Kościołem,
który złość i potęga niewiernych chce zniszczyć.
Pamiętaj, że przez trud i przelanie Twej Najświętszej
Krwi wyrwałeś wszystkich z niewoli Szatana. Nie dozwól, by niewierni chełpili
się i powtarzali: «Gdzie jest ich Bóg, że nie mógł ich wybawić z naszych
rąk?».[...] Umocnij Twą łaską Twego i naszego cesarza Leopolda, umocnij duchem
króla polskiego, księcia lotaryńskiego, książąt bawarskich i saksońskich i te
wspaniałe oddziały (wojsk), które stają, by walczyć dla chwały Twojego imienia
i dla obrony i rozszerzenia Twojej wiary. [...]Ty sam jesteś możny i możesz dać
lub odjąć zwycięstwo i tryumf. Rozciągam moje ręce jak Mojżesz, aby błogosławić
Twoich żołnierzy. Podtrzymaj ich i daj im Twoją potęgę, aby zniszczyli
nieprzyjaciół Twoich i naszych; na chwałę Twojego imienia. Amen”.
Po odmówieniu modlitwy, legat papieski udzielił
wszystkim obecnym apostolskiego błogosławieństwa na życie i na
śmierć. Zważywszy, że działo się to przed decydującą bitwą, był to moment
ogromnie uroczysty i pełen religijnej żarliwości.
O. Marek był obecny wśród wojska podczas bitwy.
Przebiegał wśród walczących z uniesionym krzyżem w ręku lub stawał na
wzniesieniu, by go widziano, krzepiąc żołnierzy swym widokiem i modlitwą.
Powtarzał słowa odmawiane w czasie odprawiania egzorcyzmów: "Ecce crux
Domini, fugite partes adversae - Oto krzyż Pana, uciekajcie wrogie siły”. Jeden
z autorów tak ocenił postawę o. Marka: „Tylko głębokie studium z dziedziny
psychologii mogłoby oświetlić moralną stronę działania ojca Marka w tych
godzinach zbrojnej rozprawy i unaocznić ogrom jego moralnej odpowiedzialności
jaką przyjął na siebie prowadząc bezpośrednio na polu walki zbieraninę wojsk,
jaką była armia cesarska, na dwakroć silniejsze zastępy doskonałych –
oczekujących nagrody Allaha w raju – wojsk tureckich”. Tę doniosłą rolę
potwierdził Dominik Conti, ambasador wenecki na dworze cesarskim, napisał
potem, 26 IX 1683 r.: „O. Marek z Aviano, kapucyn, postać znana ze swej
świętości przybył, by towarzyszyć wojskom cesarskim... był tam, gdzie trwała
najostrzejsza walka, modląc się z krzyżem w ręku”.
Decydujący atak jazdy i husarii, pod dowództwem Jana
III Sobieskiego był nokautujący dla tureckich wojsk. Po kilku godzinach
walki - mimo zaciekłego oporu, front turecki załamał się. Kara Mustafa,
który był pewny zwycięstwa, poniósł - jak zanotował jego kronikarz - ''najtragiczniejszą klęskę w dziejach Państwa
Osmańskiego, a armie sprzymierzone odniosły chwalebne zwycięstwo, które
uratowało Wiedeń, chrześcijańską Europę i jej kulturę''.
O swoim zwycięstwie król Jan III Sobieski napisał w
liście do żony Marysieńki: Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki
nieoszacowane dostały się w nasze ręce (...). Wezyr tak uciekał od wszystkiego,
że ledwo na jednym koniu i w jednej sukni. Był to wielki dzień Jana III,
nie tylko jako króla i wodza polskiego, ale także jako chrześcijanina, jako
katolika. Właśnie dlatego w liście wysłanym wraz ze zdobyczną chorągwią do
papieża Innocentego XI król donosił o zwycięstwie, parafrazując słynne słowa
Cezara: venimus, vidimus, Deus vicit, co znaczy: przybyliśmy,
zobaczyliśmy, a Bóg zwyciężył.
Gdy pod koniec dnia nastąpiło zwycięstwo, O. Marek nie
krył swej radości. „Padre z Aviano, który mnie nacałować nie mógł, powiada, że
widział gołębicę białą nad wojskami się naszemi przelatującą”, pisał Jan III do
Marii Kazimiery. Nie towarzyszył jednak królowi polskiemu w triumfalnym wjeździe
do Wiednia, w swej pokorze usunął się w zacisze kościoła kapucynów, by przed
Najświętszym Sakramentem modlić się, dziękować Bogu za zwycięstwo i polecać mu
dusze poległych chrześcijan i muzułmanów. Jan III napotkawszy go następnego
dnia powiedział: „Wasze błogosławieństwo i Wasz pobożny udział (w bitwie) dały
nam wczoraj wielką victorię”. O. Marek odrzekł: „Nie, Wasza Królewska Mość, Bóg
dał nam victorię, a męstwo Waszej Królewskiej Mości ją wywalczyło”. O. Marek
pisząc po zwycięstwie do papieża Innocentego XI z całą mocą stwierdził, że
wyzwolenie Wiednia nastąpiło „w sposób cudowny”.
Należy tutaj podkreślić, że za zwycięstwo Sobieskiego
pod Wiedniem modliła się i Polska cała. W diecezji krakowskiej nakazano
40-godzinne nabożeństwo, które kończyło się właśnie 12 września, w dniu
rozstrzygającej walki. Po południu szła procesja z Najświętszym Sakramentem z
katedry wawelskiej na Rynek do kościoła Panny Maryi. Wzięli w niej udział nuncjusz
papieski, królowa, biskupi, senatorowie, niezliczone rzesze wiernych.
Król Jan III podczas triumfalnego powrotu z wyprawy
wiedeńskiej, witany w kraju m.in. przez przełożonego polskich kapucynów, o.
Jakuba z Rawenny, miał mu powiedzieć: „Poznałem waszego ojca Marka z Awianu.
Był on nieodstępnym moim towarzyszem podczas wielkiej bitwy. (…) Donieść teraz,
szanowny ojcze, władzy swojej do Rzymu, że mnie wielce cieszą cnoty Marka,
które w nim widziałem”.
W następnych latach ojciec Marek bardzo aktywnie
działał na rzecz pokoju w Europie, oraz dążył do zjednoczenia mocarstw
katolickich dla obrony wiary, która ciągle była zagrożona przez potęgę
ottomańską.
O. Marek pozostał wierny idei zwycięstwa do końca. Od
1683 do 1689 roku uczestniczył osobiście w obronnych i wyzwolicielskich
kampaniach wojskowych. Po krótkotrwałej chorobie w 1684 r. podejmuje akcje,
spotykając się z cesarzem. Otrzymał przedłużenie pełnomocnictw Legata
papieskiego przy cesarzu i jego armii na lata 1684-1688. Działał na rzecz
scementowania ligi antytureckiej, inspirując i wykonując różne poczynania Stolicy
Apostolskiej w tej mierze. Przez jakiś czas przebywał z wojskiem cesarskim na
Węgrzech. W 1686 r. uczestniczył w wyzwoleniu Budapesztu. W trzy lata później
był przy odbiciu Belgradu. Niestrudzenie krzepił ducha wojsk chrześcijańskich,
organizował wśród żołnierzy wielkie akcje pokutne połączone z głoszeniem słowa
Bożego, spowiedzią i komunią św. oraz udzielaniem apostolskiego
błogosławieństwa.
O. Marek zachęcał do postaw chrześcijańskich. Nawoływał,
by unikać przemocy i zbędnego okrucieństwa jako niezgodnych z duchem
chrześcijaństwa. Wiedzieli o tym wyznawcy Allacha. Po zdobyciu
Belgradu 800 żołnierzy muzułmańskich, którzy bronili się jeszcze
w jednym z fortów, zwróciło się bezpośrednio do niego
o opiekę, obawiając się, że po kapitulacji zostaną zmasakrowani.
Źródła z tamtych czasów przekazują, że Turcy w ramach
wdzięczności „chcieli wynagrodzić go cennym podarkiem, ale odmówił
jego przyjęcia”, i podkreślają, że uznanie dla jego czynów
„rozprzestrzeniło się również wśród muzułmanów”.
O. Marek wrócił do Włoch, gdy w 1690 r. Belgrad znów
przeszedł w ręce tureckie. Jeździł potem, raz po raz, do cesarza podtrzymując
go na duchu w toczonej wojnie z Turcją, upominając jego książąt, by troszczyli
się o walczących żołnierzy i płacili im sprawiedliwie żołd. Przy każdej
sposobności starał się budzić sumienia panujących, dowódców i żołnierzy.
Po zakończeniu swej misji Legata papieskiego
podejmował dalsze podróże misyjne we Włoszech i Europie. Rok 1699 był ostatni w
życiu o. Marka. Widocznie tracił siły nadwyrężone intensywną pracą apostolską i
dyplomatyczną. Maria Kazimiera, królowa-wdowa po Janie III Sobieskim w Wenecji
odwiedziła przebywającego „il veneratissimo padre Marco"
(najczicigodniejszego O. Marka). Był to z jej strony piękny gest i wyraz
sympatii, jaką w stosunku do O. Marka przekazał jej zmarły małżonek. W maju
tegoż roku, mimo słabego zdrowia, podjął podróż do Wiednia W czerwcu ciężko
zachorował, cierpiąc na raka. Choroba okazała się śmiertelna. Od 25 lipca nie
mógł wstawać. Do jego łoża w klasztorze kapucynów przybywały różne osobistości.
Dn. 13 sierpnia przybył cesarz wraz z małżonką, aby złożyć hołd temu, którego
uważał za swego kierownika duchowego. Wkrótce po odwiedzinach cesarskich
nastąpił zgon.
Z rozporządzenia cesarza, trumna ze zwłokami o. Marka
do 17 sierpnia została wystawiona dla publiczności. Niezliczone tłumy oddały mu
cześć, tak jak świętemu. Uroczysty pogrzeb odbył się 17 sierpnia, któremu
przewodniczył arcybiskup Wiednia. Uczestniczyły w nim też wysokie osobistości
kościelne, cała rodzina i dwór cesarski oraz rzesze wiernych... Ubogi i
świątobliwy zakonnik miał wspaniały pogrzeb. Niektórzy twierdzili, że pogrzeb
był jakby uprzedzającą kanonizacją. Zwłoki z polecenia cesarza, złożono w
krypcie kościoła kapucynów obok grobów cesarskich. W 1935 r. Wiedeńczycy na
jednym z placów Wiednia O. Markowi wystawili pomnik.
O. Marek z Aviano odszedł z tego świata w opinii
świętości. Jego życie, jako zakonnika, było wyjątkowo aktywne. Większą część
roku przebywał poza klasztorem, oddając się pracy kaznodziejskiej, jeżdżąc w
różnych misjach na dwory książęce i do cesarza, apostołując wśród żołnierzy i
prostego ludu. Wszystkie jednak swe zajęcia zaczynał i kończył modlitwą. Wśród
żołnierzy panowało przekonanie, że „jego serce zawsze wzniesione było do Boga”.
Często ujmował sobie snu, by należny czas poświęcić
modlitwie. Często wzdychał, by znaleźć się w swej zakonnej celi i cały czas
poświęcić kontemplacji. W jego pobożności wybijał się kult Eucharystii. W duchu
tradycji swego zakonu specjalnie czcił Matkę Boską, nazywając ją najczęściej
tytułami „Wspomożenie wiernych”, „Ucieczko grzeszników”. Wszystkie listy
zaczynał od imienia Jezusa i Maryi. Przed udzieleniem błogosławieństwa również
kazał wołać wiernym „Jezus Maryja, Jezus Maryja”. Motorem jego życia była
wiara. Swych słuchaczy często pytał też: „Czy macie wiarę? Czy wierzycie?”.
Gotów był przelać swą krew, by tylko nawrócili się grzesznicy i niewierni.
Bliskie mu były także doczesne sprawy ludzi. Starał się o chleb w czasie głodu
w Sernide w 1677 r., w Bassano del Grappa w 1690 r. we Fratta Polesine w 1693
r. Zabiegał o usunięcie niezgody, jak np. wśród mieszkańców miasta Salo w 1682
r., wśród chrześcijan i żydów w Padwie w 1684 r. Protestował przeciw
niesprawiedliwości, brał w obronę ubogich i słabych, jak np. podczas pobytu na
Węgrzech. Nie miał życia łatwego. Doświadczył wiele dla obrony prawdy,
sprawiedliwości, jedności i pokoju. Mówią o tym słowa z jego listu do cesarza:
„Kto chciałby przeciwstawić się niesprawiedliwości i złu tego świata, ten stałby
się najbardziej umęczonym męczennikiem na tej ziemi, a widzę to po sobie, gdyż
piekło robiło wszystko, aby mnie unicestwić”.
Po przeszło 300 latach, ten wybitny kapucyn doczekał
się wyniesienia do chwały ołtarzy.
Biskupi polscy wspierając sprawę beatyfikacji w liście
z dnia 16 X 1980 r. napisali: „Ojcze Święty, w oczekiwaniu na Jubileusz
300-lecia odsieczy wiedeńskiej 1683-1983, w której znaczny udział miał
zasłużony O. Marek z Aviano, z serca polecamy sprawę beatyfikacji i kanonizacji
tego zakonnika z Zakonu OO. Kapucynów [...] Działalność O. Marka była wkładem w
dzieło zjednoczenia całej Europy w wierze Chrystusa”. Papież Jan Paweł II w
dniu 6 lipca 1991 r. zatwierdził Dekret stwierdzający heroiczność cnót o. Marka
z Aviano. Czytamy w nim cytowane słowa O. Marka: „Bóg wie, że celem wszystkich
moich poczynań było jedynie wypełnienie woli Bożej. Nie miałem żadnej innej
intencji jak tylko troskę o chwałę Bożą i zbawienie dusz. Jestem zawsze
najposłuszniejszym synem Świętej Matki Kościoła, gotowym przelać krew i oddać
życie”. W tymże dokumencie dalej czytamy: „Dokąd mu sił starczyło, dążył do
doskonałości, dnie i noce spędzał na modlitwie, z największa gorliwości
sprawował Najświętszą Ofiarę, wykazywał szczególną cześć dla Eucharystii i
płonął żywą miłością do Matki Najświętszej, zwłaszcza tajemnicy Niepokalanego
Poczęcia, doskonale zachowywał śluby zakonne i przepisy Reguły św. Franciszka,
której nigdy nie sprzeniewierzył się czy to będąc w klasztorze, czy w czasie
męczących podróży, czy też znajdując się na dworach możnych tego świata”. „O.
Marek, zatroskany o chwałę Bożą i zbawienie dusz, był światłem dla wielu
narodów Europy. Przez swoją świętość i zapał apostolski, wśród wielu ludzi
ożywił wiarę i skłonił ich do uległości nakazom Kościoła”.
Duchowa spuścizna jego życia i działalności trwa do
dnia dzisiejszego. Do naczelnych spraw, jakie leżały mu na sercu, była sprawa
jedności ludów chrześcijańskich Europy. Jej poświęcił swe zdolności i zabiegi
dyplomatyczne, przechodząc do historii jako jeden „z głównych bohaterów epopei
wiedeńskiej”. Miedzy innymi, dzięki O. Markowi z Aviano, Europa została
obroniona i zachowała swoje dziedzictwo chrześcijańskie.
Przesłanie Marka z Aviano z jednej strony jest gorącym
zaproszeniem skierowanym do każdego chrześcijanina, aby wejść na drogę
nawrócenia i wiary, z drugiej zaś strony przywołuje i podkreśla chrześcijańską
tożsamość Europy, która powinna być broniona i rozwijana przez ewangelizację i
modlitwę. W tym kontekście warto podkreślić, że ten pokorny kapucyn z Aviano
sam przypisywał sobie przydomek “duchowego lekarza Europy”, który stał się
jednocześnie jego programem życiowym.
Papież
św. Jan Paweł II wyniósł go do chwały ołtarzy 27 kwietnia 2003 roku. W homilii
beatyfikacyjnej powiedział, że w sercu o. Marka z Aviano „płonęło pragnienie
modlitwy, ciszy i adoracji tajemnicy Boga. Ten kontemplacyjny wędrowiec
przemierzający drogi Europy znalazł się w centrum wielkiej odnowy duchowej
dzięki odważnemu przepowiadaniu, któremu towarzyszyły liczne cuda. Okoliczności
skłoniły go, bezbronnego proroka miłosierdzia Bożego, do aktywnego
zaangażowania się w obronę wolności i jedności chrześcijańskiej Europy.
Kontynentowi europejskiemu, który w tych latach otwiera się na nowe perspektywy
współpracy, bł. Marek z Aviano przypomina, że jego jedność będzie trwalsza,
jeżeli będzie wyrastać ze wspólnych korzeni chrześcijańskich”.
o.
Piotr Męczyński O. Carm.
Zachęcam
gorąco do obejrzenia filmu fabularnego (z 2012 r.) p.t. „Bitwa pod
Wiedniem”. Zobacz: część I, część II, część III, część IV. Warto
też zajrzeć na stronę (pkwp.org) międzynarodowej organizacji
katolickiej "Pomoc Kościołowi w Potrzebie". Znaleźć tam można m.in.
wywiad ks. prof. dr hab. Waldemara Cisło n/t niesionej pomocy i
uchodźców syryjskich.
|