20.12.2012
Razem z Maryją „trwajmy mocno w wyznawaniu wiary” (Hbr 4,14)


List do Wspólnoty PIETA na rozpoczęcie Roku Wiary 

 

Droga Rodzino Matki Bolesnej!

Z różańcem w dłoniach weszliśmy w Rok Wiary. Dokładnie 2000 lat temu dwunastoletni Jezus z Nazaretu mocno uchwycił się dłoni swej Matki, gdy po raz pierwszy wyruszał na pielgrzymkę do Jerozolimy. Ta rodzinna pielgrzymka Świętej Rodziny związana była z obchodem żydowskiego święta Paschy (por. Łk 2,41 – 50). Trzeba byśmy i my mocno uchwycili się macierzyńskiej dłoni Maryi i pozwolili przez Nią prowadzić w naszej „pielgrzymce wiary” do Niebieskiego Jeruzalem (por. Ap 21,1 – 22,21).

Maryja niech będzie naszą przewodniczką na „drodze wiary” do coraz głębszego przeżywania naszego udziału w misterium paschalnym Chrystusa (w darze i tajemnicy Jego zbawczej męki, śmierci i zmartwychwstania). To zanurzenia w Paschę Pana rozpoczęło się dla każdego z nas w sakramencie chrztu świętego i powinno się pogłębiać nieustannie aż ujrzymy Go wreszcie „twarzą w twarz” w „Mieście Świętym – Jeruzalem Nowym”. 

Bracia i Siostry! Zmierzamy w kierunku wielkiego Jubileuszu 2000 – lecia Odkupienia w roku 2033. Na tej drodze w przestrzeni i w czasie Maryja jest naszą pewną Przewodniczką. Tak jak towarzyszyła Ona swojemu Synowi, tak pragnie towarzyszyć wspólnocie Kościoła, którego jest Matką i któremu przyświeca jako wzór cnót.

W jednym z Listów napisałem do was: „Wielki „Redemptionis Donum” (Dar Odkupienia) domaga się wielkiej odpowiedzi. Widzę tutaj nasze zadanie jako Wspólnoty „Pieta”, a więc jako dzieci Tej, która „obok krzyża Jezusowego stała” (J 19, 25). Wspólnota nasza łączy chorych i tych, którzy trwają u ich boku, jak Maryja pod krzyżem. Nasze zadanie to przygotować Panu drogę do ludzkich serc, przecierać szlaki dla głosicieli Ewangelii, przez modlitwę i dar cierpienia przeżywanego w jedności z Chrystusem, Barankiem Bożym”.

Pisałem dalej: „W tym roku obchodzimy 2000 – rocznicę pielgrzymki dwunastoletniego Jezusa na święto Paschy do Jerozolimy. Codziennie rozważamy to wydarzenie w naszej koronce za chorych i cierpiących jako trzecią boleść Maryi: szukanie dwunastoletniego Jezusa. To wydarzenie ukierunkowane jest na Misterium Paschalne Chrystusa, stanowi zapowiedź Jego zbawczej Męki, Śmierci i Zmartwychwstania. W tym roku więc Maryja wzywa nas do „szukania Jezusa”, Baranka Paschalnego, do odkrywania Oblicza w którym Ojciec Niebieski ma upodobanie, do umocnienia wiary w Syna Bożego, naszego Pana i Zbawiciela, do udziału w Jego paschalnej drodze: przez Krzyż do Chwały. Zanurzmy głębiej nasze życie w tajemnicy Paschy Chrystusa, zejdźmy duchowo do baptysterium naszego chrztu, wyznajmy nasze Credo i odnówmy nasze chrzcielne przymierze z Bogiem. Przyjmijmy Moc z Wysoka, Ogień Bożej Miłości, i stańmy się odważnymi apostołami Zmartwychwstałego, heroldami Jego Ewangelii, niosącym wysoko zwycięski Sztandar Krzyża, bądźmy świadkami niegasnącej nadziei i sługami miłosierdzia Bożego wobec zagubionych na drogach grzechu, wobec wszystkich chorych i cierpiących, pomagajmy im razem z Maryją Bolesną, odnaleźć Jezusa, naszą Paschę”. Bracia i Siostry! Spójrzmy na Maryję! Pozwólmy się zachwycić i pociągnąć cudownym blaskiem gwiazdy Nowej Ewangelizacji, idźmy za światłem Jej przykładu.

Bł. Jan Paweł II uczy: „Dziewica Matka staje przed nami, dyskretna i stanowcza, w blasku swego duchowego piękna, jako przewodniczka, wspomożycielka i szczególny wzór. Przede wszystkim jako wzór «posłu­szeństwa wiary».

W nowym Ludzie Bożym Maryja «uwierzyła pierwsza» (Redemptoris Mater, 26). Jej «pielgrzymka wiary» rozpoczęła się w chwi­li zwiastowania anielskiego i przebiegała poprzez wydarzenia Wcie­lenia i Odkupienia. Było to wewnętrzne pielgrzymowanie duszy, a zarazem pielgrzymka zewnętrzna, związana z życiem Jej Boskie­go Syna. Właśnie dlatego poprzedza nas Ona «na tej drodze - pielgrzymce Kościoła poprzez przestrzeń i czas, a bardziej jeszcze poprzez dzieje ludzkich dusz» (tamże, 25)”.

„Pielgrzymowanie przez wiarę nie jest już więcej udziałem Bogurodzicy: doznając u boku Syna uwielbienia w niebie, Maryja przekroczyła już próg pomiędzy wiarą a widzeniem „twarzą w twarz” (1 Kor 13, 12). Równocześnie jednak, w tym eschatologicznym spełnieniu, Maryja nie przestaje być „Gwiazdą przewodnią” (Maris Stella) dla wszystkich, którzy jeszcze pielgrzymują przez wiarę”.

Bracia i Siostry! Przyjrzyjmy się teraz w jaki sposób Maryja jest naszym wzorem. W encyklice Redemptoris Mater Jan Paweł II pisze: „Bogu objawiającemu należy okazać «posłuszeństwo wiary» (por. Rz 16, 26; por. Rz 1, 5; 2 Kor 10, 5-6), przez które człowiek z wolnej woli cały powierza się Bogu” — uczy Sobór. Takie właśnie ujęcie wiary znalazło doskonałe urzeczywistnienie w Maryi. Momentem „przełomowym” było zwiastowanie. Słowa Elżbiety: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła”, na pierwszym miejscu odnoszą się do tego właśnie momentu.

Przy zwiastowaniu bowiem Maryja, okazując „posłuszeństwo wiary” Temu, który przemawiał do Niej słowami swego zwiastuna, poprzez „pełną uległość rozumu i woli wobec Boga objawiającego” — w pełni powierzyła się Bogu. Odpowiedziała więc całym swoim ludzkim, niewieścim „ja”. Zawierało się w tej odpowiedzi wiary doskonałe współdziałanie „z łaską Bożą uprzedzającą i wspomagającą” oraz doskonała wrażliwość na działanie Ducha Świętego, który „darami swymi wiarę stale udoskonala”.

Słowo Boga żywego, które zwiastował Maryi anioł, odnosiło się do Niej samej: „Oto poczniesz i porodzisz Syna” (Łk 1, 31). Maryja, przyjmując to zwiastowanie, miała stać się „Matką Pana”. Miała w Niej dokonać się Boska tajemnica Wcielenia. „Było zaś wolą Ojca miłosierdzia, aby Wcielenie poprzedziła zgoda Tej, która była przeznaczona na matkę”. I Maryja wyraża tę zgodę, po wysłuchaniu wszystkich słów zwiastuna. Mówi: „Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa!” (Łk 7, 38). Owo Maryjne fiat — „niech mi się stanie” — zadecydowało od strony ludzkiej o spełnieniu się Bożej tajemnicy. Zachodzi pełna zbieżność ze słowami Syna, który według Listu do Hebrajczyków mówi do Ojca, przychodząc na świat: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało (...) Oto idę (...) abym spełniał wolę Twoją, Boże” (10, 5. 7). Tajemnica Wcielenia urzeczywistniła się wówczas, gdy Maryja wypowiedziała swoje fiat: „niech mi się stanie według twego słowa!”, czyniąc możliwym — na ile wedle planu Bożego od Niej to zależało — spełnienie woli Syna.

Wypowiedziała to fiat przez wiarę. Przez wiarę bezwzględnie „powierzyła siebie Bogu”, a zarazem „całkowicie poświęciła samą siebie, jako służebnicę Pańską, osobie i dziełu swego Syna”. Syna tego zaś — jak uczą Ojcowie pierwej poczęła duchem niż ciałem: właśnie przez wiarę! Słusznie przeto sławi Maryję Elżbieta: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”. Te słowa już się spełniły: Maryja z Nazaretu staje na progu domu Elżbiety i Zachariasza jako Matka Syna Bożego. I Elżbieta czyni radosne odkrycie: „Matka mojego Pana przychodzi do mnie”.

Dlatego też wiara Maryi przyrównywana bywa do wiary Abrahama, którego Apostoł nazywa „ojcem naszej wiary” (por. Rz 4, 12). W zbawczej ekonomii Objawienia Bożego wiara Abrahama stanowi początek Starego Przymierza, wiara Maryi przy zwiastowaniu daje początek Przymierzu Nowemu. Podobnie też, jak Abraham „wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów” (Rz 4, 18), tak Maryja, która przy zwiastowaniu wyznaje swoje dziewictwo („Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”), uwierzyła, że z mocy Najwyższego, za sprawą Ducha Świętego, stanie się Matką Syna Bożego zgodnie z objawieniem anioła: „Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1, 35).

Jednakże słowa Elżbiety: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła” odnoszą się nie tylko do tego szczegółowego momentu, jakim było zwiastowanie. Jeśli chodzi o wiarę Maryi oczekującej Chrystusa, zwiastowanie jest z pewnością momentem przełomowym, ale zarazem jest także punktem wyjścia, od którego zaczyna się całe „itinerarium ku Bogu”: cała Jej droga wiary. Na tej zaś drodze w sposób niezwykły, zaiste heroiczny — owszem, z coraz większym heroizmem wiary — będzie się urzeczywistniać owo „posłuszeństwo”, które wyznała wobec słowa Bożego objawienia. A to „posłuszeństwo wiary” ze strony Maryi w ciągu całej drogi posiadać będzie zadziwiające podobieństwo do wiary Abrahama. Podobnie jak ten patriarcha całego Ludu Bożego, tak i Maryja, w ciągu całej drogi swego uległego, macierzyńskiego fiat, będzie potwierdzać, iż „wbrew nadziei uwierzyła nadziei”. Na niektórych zaś etapach tej drogi nabierze szczególnej wymowy błogosławieństwo Tej, „która uwierzyła”.

Uwierzyć — to znaczy „powierzyć siebie” samej istotnej prawdzie słów Boga żywego, znając i uznając z pokorą, „jak niezbadane są Jego wyroki i niezgłębione Jego drogi” (por. Rz 11, 33). Maryja, która z odwiecznej woli Najwyższego znalazła się — rzec można — w samym centrum owych „niezgłębionych dróg” oraz „niezbadanych wyroków” Boga, poddaje się w półcieniu wiary, przyjmując całkowicie i z sercem otwartym to wszystko, co było przewidziane w planie Bożym.

Kiedy przy zwiastowaniu usłyszała o Synu, którego ma stać się Rodzicielką, któremu „nada imię Jezus” (Zbawiciel), usłyszała również, iż „Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida” i że będzie On „panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 32-33). W tym kierunku zwraca się nadzieja całego Izraela. Obiecany Mesjasz ma być „wielki” — zwiastun też mówi: „będzie On wielki” — wielki czy to imieniem „Syna Najwyższego”, czy też przejęciem dziedzictwa Dawidowego. Ma więc być królem: ma panować „nad domem Jakuba”.

Maryja wyrosła wśród tych oczekiwań swojego ludu. Czyż w chwili zwiastowania mogła przeczuwać, jakie istotne znaczenie mają te słowa anioła? Jak najeży rozumieć owo „panowanie”, któremu „nie będzie końca”? Chociaż — przez wiarę — poczuła się w tej chwili Matką „Mesjasza króla”, to przecież odpowiedziała: „Oto Ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1, 38). Od pierwszej chwili dała wyraz przede wszystkim „posłuszeństwu wiary”, zdając się na takie znaczenie powyższych słów zwiastowania, jakie nada im Ten, od kogo słowa te pochodzą: jakie nada im sam Bóg.

Na tej samej drodze „posłuszeństwa wiary” usłyszała Maryja niedługo potem inne słowa, które pochodziły od Symeona w świątyni jerozolimskiej. Było to już czterdziestego dnia po narodzeniu Jezusa, gdy zgodnie z przepisem Prawa Mojżeszowego, Maryja wraz z Józefem „przynieśli Dziecię do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu” (por. Łk 2, 22). Samo narodzenie miało miejsce w warunkach skrajnego ubóstwa. Wiemy bowiem od św. Łukasza, że w związku ze spisem ludności, zarządzonym przez władze rzymskie, Maryja udała się wraz z Józefem do Betlejem, a nie znalazłszy tam żadnego „miejsca w gospodzie”, urodziła swego Syna w stajni i „położyła Go w żłobie” (por. Łk 2, 7).

Człowiek sprawiedliwy i pobożny, imieniem Symeon, pojawia się na początku Maryjnego „itinerarium” wiary. Słowa jego, natchnione przez Ducha Świętego (por. Łk 2, 25-27), potwierdzają prawdę zwiastowania. Czytamy bowiem, że „wziął On w objęcia” Dzieciątko, któremu zgodnie z poleceniem anioła „nadano imię Jezus” (por. Łk 2, 21). Jego słowa są zgodne z brzmieniem tego imienia, które znaczy: Zbawiciel — „Bóg jest zbawieniem”. Zwracając się do Pana, mówi: „moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” (Łk 2, 30-32).

Równocześnie jednak Symeon zwraca się do Maryi z następującymi słowami: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. I dodaje wprost pod adresem Maryi: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34-35). Słowa Symeona stawiają w nowym świetle zapowiedź, jaką Maryja usłyszała od anioła: Jezus jest Zbawicielem, jest „światłem na oświecenie” ludzi. Czyż nie okazało się to w pewien sposób w noc Narodzenia, gdy do stajni przybyli pasterze? (por. Łk 2, 8-20). Czyż nie miało się jeszcze bardziej okazać, gdy przybędą Mędrcy ze Wschodu? (por. Mt 2, 1-12). Równocześnie jednak, już u początku swego życia, Syn Maryi — a wraz z Nim Jego Matka — doznają na sobie prawdy dalszych słów Symeona: „znak, któremu sprzeciwiać się będą”. Słowa Symeona są jakby drugą zapowiedzią dla Maryi, gdyż wskazują na konkretny wymiar historyczny, w którym Jej Syn wypełni swoje posłannictwo, to jest wśród niezrozumienia i w cierpieniu. Jeśli taka zapowiedź potwierdza z jednej strony Jej wiarę w wypełnienie Boskich obietnic zbawienia, to z drugiej strony objawia również, że swoje posłannictwo będzie musiała przeżywać w cierpieniu u boku cierpiącego Zbawiciela i że Jej macierzyństwo pozostanie w cieniu i będzie bolesne.

Oto po odwiedzinach Mędrców ze Wschodu, po ich ukłonie („upadli na twarz i oddali Mu pokłon”) i po złożeniu przez nich darów (por. Mt 2, 11), Maryja wraz z Dziecięciem musi uchodzić do Egiptu pod troskliwą opieką Józefa, gdyż „Herod (...) szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić” (Mt 2, 13). I aż do śmierci Heroda wypadnie Im pozostać w Egipcie (por. Mt 2, 15).

Po śmierci Heroda, kiedy nastąpił powrót Świętej Rodziny do Nazaretu, rozpoczyna się długi okres życia ukrytego. Ta, która „uwierzyła, że spełnią się: słowa powiedziane Jej od Pana” (por. Łk 1, 45), żyje na co dzień treścią tych słów. Na co dzień jest przy Niej Syn, któremu nadała imię Jezus — więc z pewnością w obcowaniu z Nim posługuje się tym imieniem, które zresztą nikogo nie mogło dziwić, gdyż od dawna było używane w Izraelu. Jednakże Maryja wie, że Ten, który nosi imię Jezus, został nazwany przez anioła „Synem Najwyższego” (por. Łk 1, 32). Maryja wie, że poczęła Go i wydała na świat, „nie znając męża”, za sprawą Ducha Świętego, mocą Najwyższego, która osłoniła Ją (por. Łk 1, 35), podobnie jak obłok osłaniał Bożą obecność w czasach Mojżesza i ojców (por. Wj 24, 16; 40, 34-35; 1 Krl 8, 10-12). Tak więc Maryja wie, że Syn, którego wydała na świat w sposób dziewiczy — to właśnie owo „Święte” — „Syn Boży”, o którym mówił do Niej anioł.

W ciągu lat ukrytego życia Jezusa w domu nazaretańskim, życie Maryi jest również „ukryte z Chrystusem w Bogu” (por. Kol 3, 3) przez wiarę. Wiara bowiem — to obcowanie z tajemnicą Boga. Maryja stale, na co dzień, obcuje z niewypowiedzianą tajemnicą Boga, który stał się człowiekiem, z tajemnicą, która przewyższa wszystko, co zostało objawione w Starym Przymierzu.

Od chwili zwiastowania Dziewica-Matka została wprowadzona w całkowitą „nowość” samoobjawienia się Boga i stała się świadomą tajemnicy. Jest Ona pierwszą z tych „prostaczków”, o których kiedyś Jezus powie: „Ojcze (...) zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11, 25). Przecież: „nikt nie zna Syna, tylko Ojciec” (Mt 11, 27).

Jakże więc Maryja może „znać Syna”? Z pewnością nie zna Go tak jak Ojciec — a przecież jest pierwszą wśród tych, którym „Ojciec zechciał objawić” (por. Mt 11, 26-27; l Kor 2, 11). O ile jednak od chwili zwiastowania objawiony Jej został Syn, którego całkowicie zna tylko Ojciec — Ten, który Go rodzi w odwiecznym „dzisiaj” (por. Ps 2, 7) — to Maryja Matka z tą prawdą swego Syna obcuje tylko w wierze i przez wiarę!

Błogosławiona jest przeto, że „uwierzyła” — i wierzy na co dzień, wśród wszystkich doświadczeń i przeciwności czasu dziecięctwa Jezusa, a potem w ciągu lat życia ukrytego w Nazarecie, gdzie Jezus „był im poddany” (Łk 2, 51): Maryi, a także Józefowi, bo on wobec ludzi zastępował Mu ojca. Dlatego też Syn Maryi był uważany przez ludzi za „syna cieśli” (por. Mt 13, 55).

Matka tego Syna, pamiętna wszystkich słów zwiastowania i późniejszych wydarzeń, nosi więc w sobie całkowitą „nowość” wiary: początek Nowego Przymierza. Jest to początek Ewangelii, czyli dobrej, radosnej nowiny. Nietrudno jednak dostrzec w nim także swoisty trud serca, jaki związany jest z „ciemną nocą wiary” — używając słów św. Jana od Krzyża — jakby z „zasłoną”, poprzez którą wypada przybliżać się do Niewidzialnego i obcować z tajemnicą. W taki też sposób Maryja przez wiele lat obcuje z tajemnicą swego Syna i idzie naprzód w swojej pielgrzymce wiary, w miarę jak Jezus „czynił postępy w mądrości (...) i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2, 52). Coraz bardziej ujawniało się oczom ludzi upodobanie, jakie Bóg w Nim znajduje. A pierwszą pośród tych ludzi, którym dane było odkryć Chrystusa, była Maryja, która z Józefem mieszkała w tym samym domu w Nazarecie.

A jednak, kiedy po znalezieniu w świątyni, na pytanie Matki: „czemuś nam to uczynił?”, dwunastoletni Jezus odpowiedział: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”, Ewangelista dodaje: „Oni jednak (Józef i Maryja) nie zrozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2, 48-50). Tak więc Jezus miał świadomość, że „tylko Ojciec zna Syna” (por. Mt 11, 27), a nawet Ta, której najpełniej została objawiona tajemnica Jego Boskiego synostwa, Matka, z tajemnicą tą obcowała tylko przez wiarę. Znajdując się przy boku Syna, pod dachem jednego domu, „utrzymując wiernie swe zjednoczenie z Synem (...) szła naprzód w pielgrzymce wiary”, jak podkreśla Sobór. I tak było również w ciągu publicznego życia Chrystusa (por. Mk 3, 21-35), stąd, z dnia na dzień, wypełniało się na Maryi błogosławieństwo wypowiedziane przez Elżbietę przy nawiedzeniu: „Błogosławiona, któraś uwierzyła”.

To błogosławieństwo osiąga pełnię swego znaczenia wówczas, kiedy Maryja staje pod Krzyżem swego Syna (por. J 19, 25). Sobór stwierdza, że stało się to „nie bez postanowienia Bożego”: „najgłębiej ze swym Jednorodzonym współcierpiała i z ofiarą Jego złączyła się matczynym duchem, z miłością godząc się (na to), aby doznała ofiarniczego wyniszczenia żertwa z Niej narodzona”. W ten sposób Maryja „utrzymała wiernie swe zjednoczenie z Synem aż do Krzyża”, zjednoczenie przez wiarę. Przez tę samą wiarę, przez którą przyjęła objawienie anioła w momencie zwiastowania. Wtedy też usłyszała: „Będzie On wielki (...) Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie (...) panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 32-33).

A oto, stojąc u stóp Krzyża, Maryja jest świadkiem całkowitego, po ludzku biorąc, zaprzeczenia tych słów. Jej Syn kona na tym drzewie jako skazaniec. „Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści (...) wzgardzony tak, iż miano Go za nic (...) zdruzgotany” (por. Iz 53, 3-5). Jakże wielkie, jak heroiczne jest wówczas posłuszeństwo wiary, które Maryja okazuje wobec „niezbadanych wyroków” Boga! Jakże bez reszty „powierza siebie Bogu”, „okazując pełną uległość rozumu i woli” wobec Tego, którego „drogi są niezbadane” (por. Rz 11, 33)! A zarazem: jak potężne jest działanie łaski w Jej duszy, jak przenikliwy wpływ Ducha Świętego, Jego światła i mocy!

Przez tę wiarę Maryja jest doskonale zjednoczona z Chrystusem w Jego wyniszczeniu. Wszak „On (Jezus Chrystus), istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał (...), aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi”. A oto teraz, na Golgocie, „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 5-8). U stóp Krzyża, Maryja uczestniczy przez wiarę we wstrząsającej tajemnicy tego wyniszczenia. Jest to chyba najgłębsza w dziejach człowieka „kenoza” wiary. Przez wiarę Matka uczestniczy w śmierci Syna — a jest to śmierć odkupieńcza. W przeciwieństwie do uczniów, którzy uciekli, była to wiara pełna światła. Jezus z Nazaretu poprzez Krzyż na Golgocie potwierdził w sposób definitywny, że jest owym „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą”, wedle słów Symeona. Równocześnie zaś spełniły się tam jego słowa skierowane do Maryi: „A Twoją duszę miecz przeniknie”.

Zaiste, „błogosławiona jest Ta, która uwierzyła”! Te słowa Elżbiety wypowiedziane po zwiastowaniu tutaj, u stóp Krzyża, osiągają swą definitywną wymowę. Przejmująca staje się moc, jaką słowa te w sobie zawierają. Od stóp Krzyża zaś, jakby z samego wnętrza tajemnicy Odkupienia, rozprzestrzenia się zasięg i perspektywa tego błogosławieństwa wiary. Sięga ono do „początku” i jako uczestnictwo w ofierze Chrystusa, nowego Adama, staje się poniekąd przeciwwagą nieposłuszeństwa i niewiary, zawartej w grzechu pierwszych ludzi. Tak uczą Ojcowie Kościoła, a zwłaszcza św. Ireneusz, cytowany w Konstytucji Lumen gentium: „Węzeł splątany przez nieposłuszeństwo Ewy rozwiązany został przez posłuszeństwo Maryi; co związała przez niewierność dziewica Ewa, to dziewica Maryja rozwiązała przez wiarę”; w świetle tego porównania z Ewą, Ojcowie — jak przypomina ten sam Sobór — nazywają Maryję „matką żyjących” i niejednokrotnie stwierdzają: „śmierć przez Ewę, życie przez Maryję”.

Słusznie przeto w owym wyrażeniu „Błogosławiona, któraś uwierzyła”, możemy upatrywać jakby klucz, który otwiera nam wewnętrzną prawdę Maryi: tej, którą anioł przy zwiastowaniu pozdrowił jako „łaski pełną”. Jeśli jako „łaski pełna” była Ona odwiecznie obecna w tajemnicy Chrystusa, to przez wiarę stawała się w niej obecna w wymiarach całego swego ziemskiego itinerarium: „szła naprzód w pielgrzymce wiary”. Równocześnie zaś tę tajemnicę Chrystusa w sposób dyskretny — ale bezpośredni i skuteczny — uobecniała ludziom. I nadal nie przestaje jej uobecniać. Przez tajemnicę Chrystusa także Ona jest obecna wśród ludzi. Poprzez Syna rozjaśnia się także tajemnica Matki”.

Bł. Jan Paweł II  podkreśla „przyciągającą i promieniującą moc sanktuariów”, w których ludzie „szukają spotkania z Matką Pana, z Tą, która jest błogosławiona, ponieważ uwierzyła, jest pierwszą wśród wierzących — i dlatego stała się Matką Emmanuela. […]

Można by mówić o swoistej „geografii” wiary i pobożności maryjnej, która obejmuje wszystkie miejsca szczególnego pielgrzymowania Ludu Bożego, który szuka spotkania z Bogarodzicą, aby w zasięgu matczynej obecności Tej, „która uwierzyła” znaleźć umocnienie swojej własnej wiary”.

Jednym z takich miejsc na mapie Polski jest sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach.

Drodzy bracia i siostry! O czym jeszcze powinniśmy pamiętać, aby prawdziwie w duchu Maryi przeżywać Rok Wiary?

Papież Benedykt XVI uczy: „Rok Wiary będzie również dobrą okazją do wzmożonego składania świadectwa miłosierdzia. […]

Wiara bez miłości nie przynosi owocu, a miłość bez wiary byłaby uczuciem nieustannie zagrożonym przez zwątpienie. Wiara i miłość potrzebują siebie nawzajem, jedna pozwala bowiem drugiej się urzeczywistniać. 

Niemało chrześcijan istotnie poświęca swoje życie z miłością osobom samotnym, zepchniętym na margines lub wykluczonym, jako tym, którzy jako pierwsi nas potrzebują i są najważniejsi z tych, których trzeba wesprzeć, ponieważ właśnie w nich odzwierciedla się oblicze samego Chrystusa. Dzięki wierze możemy rozpoznać w tych, którzy proszą o naszą miłość, oblicze zmartwychwstałego Pana. «Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili» (Mt 25, 40) — te Jego słowa są przestrogą, o której nie wolno zapominać, i nieustannym wezwaniem, aby przekazywać innym tę miłość, z którą On troszczy się o nas.  To wiara pozwala rozpoznać Chrystusa, a Jego miłość pobudza do tego, aby spieszyć Mu z pomocą za każdym razem, kiedy w bliźnim staje na drodze naszego życia” (Porta Fidei, 14).

Przykładem takiej postawy, takiej właśnie wiary, „która działa przez miłość” (Ga 5,6) może być dla nas wielki czciciel Maryi Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński.

W czasie Powstania Warszawskiego ks. Wyszyński, ukrywając się w Laskach pod Warszawą, pracował jako kapelan domu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i Zakładu dla dzieci ociemniałych. Był też kapelanem szpitala wojennego w Laskach, żołnierzem AK okręgu Kampinos. Chodził po lasach, rozgrzeszał żołnierzy w okopach, zbierał rannych. Pewnego razu znalazł dziewczynę ranną w nogę. Rana była bardzo głęboka. Nie miał czym założyć ucisku, żeby dziewczyna nie zmarła z wykrwawienia, zdjął stułę, przewiązał  ranę, dziewczynę wziął na plecy i zaniósł do szpitalika w Laskach. Po latach przyszła na Miodową elegancka Pani – matka 4 synów, żeby podziękować za ocalenie.

Życie kardynała Stefana Wyszyńskiego od dzieciństwa było naznaczone cierpieniem. Bardzo trudnym doświadczeniem dla 9-letniego Stefana była śmierć matki. Później już jako kleryk w WSD we Włocławku zapadł na groźną chorobę płuc. Gdy 21 czerwca koledzy rozpoczynali rekolekcje przygotowujące do święceń kapłańskich, diakon Stefan leżał w łóżku, zaś lekarz stwierdził tyfus i skierował go do szpitala zakaźnego. Ostateczna diagnoza brzmiała: postępująca gruźlica płuc. Umieszczony w szpitalnej separatce, żarliwie modlił się, by i on mógł przyjąć święcenia. Koledzy zostali wyświęceni 29 czerwca. Gdy po kilku tygodniach choroby, wydobrzał, własnoręcznie zmieniał na wydrukowanych już obrazkach prymicyjnych datę swoich święceń i prymicji.

Dzień święceń kapłańskich tak wspominał: Gdy przyszedłem do katedry po święcenia, stary zakrystian powiedział do mnie: "Proszę księdza! Z takim zdrowiem to chyba trzeba iść na cmentarz, a nie po święcenia..." Tak wszystko się układało, że tylko miłosierne oczy Matki Najświętszej patrzyły na ten dziwny obrzęd, który miał miejsce, gdy wygodnie mi było leżeć [krzyżem na posadzce] i bałem się chwili, kiedy już będę musiał wstać. Bo nie wiedziałem, czy utrzymam się na nogach. Po święceniach kapłańskich udał się z prymicyjną mszą świętą na Jasną Górę, by zawierzyć Maryi swoje kapłaństwo.

„Nosiłem się z zamiarem wstąpienia do zakonu paulinów i poświęcenia się pracy wśród pielgrzymów – wspomina wczesne lata kapłaństwa. Ojciec Korniłowicz, mój kierownik duchowy, oświadczył mi, że to nie jest moja droga. Ale nie przestałem myśleć, że życie moje musi jednak iść drogą maryjną, jakkolwiek by płynęło”.

W swojej tarczy biskupiej umieścił wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej. Zabrał ją na dalszą drogę. W liście pasterskim na dzień swego ingresu pisał: „Na swej tarczy biskupiej niosę pogodną, choć zaoraną bliznami walki, twarz Maryi (...). Ufam, że […] Matka Jasnogórska będzie i dla mnie, i dla Was najmilsi, tarczą w walce, zwycięstwem i bramą niebios” (Lublin, 26 maja 1946 r.).

Wszystko postawiłem na Maryję – i to Jasnogórską – powiedział.

Anna Rastawiecka wspominając Księdza Prymasa powiedziała:

„Nieraz patrząc z bliska na życie tego człowieka myślałam – skąd on bierze siłę, skąd czerpie tę wielką mądrość, cierpliwość i spokój. Jego siłą była żywa wiara.

Ta niezachwiana wiara w miłość Boga była dla Prymasa Wyszyńskiego największą siłą. Dlatego kiedy przychodziły różne doświadczenia, nienawiść, walka z Kościołem on wierzył, że Bóg wszystko widzi i przyjdzie z pomocą. Ten człowiek budował dom na skale. […] Miłość, którą czerpał z Boga była siłą i nadzieją dla niego i dla nas, których prowadził”.

Ks. Prymas na wszystko patrzył oczyma wiary, tak jak Maryja. Dlatego mimo iż jego życie, jak sam wyznał było jednym „wielkim piątkiem” to jednak potrafił zachować niezachwianą nadzieję, którą  czerpał z wiary w miłość Boga i Jego Opatrzność nad wszystkim. Potrafił tę ufność w potęgę Bożej miłości wlewać w serca rodaków w trudnym czasie komunistycznego zniewolenia.

Sługa Boży mówił: „O to tylko idzie, aby zawierzyć Bogu. A zawierzyć trzeba tak bardzo, że gdyby człowiek stanął wobec największych nawet zagrożeń, musi ufać, że miłość Boża wyprowadzi go z nich”.

Doświadcza prześladowania, ale nie załamuje się. Był człowiekiem wielkiej nadziei, co przebija się zwłaszcza w okresie więziennym. A przecież nie wiedział, co będzie, liczył się z różnymi możliwościami, włącznie z wywózką na Syberię.

Wyszyński wiele się w tym czasie modlił, prosząc, by Bóg uchronił go od nienawiści do krzywdzicieli i prześladowców. Powtarzał często: „nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził".

Żył miłością bliźniego. W „Zapiskach więziennych” zanotował: „Przebaczam wszystkim moim nieprzyjaciołom i tym, którzy są blisko mnie, i tym, którzy są daleko, i wydaje im się, że wszystko mogą”. Słowa przebaczenia zawarł też w testamencie: „Uważam sobie za łaskę, że mogłem dać świadectwo prawdzie jako więzień polityczny przez trzyletnie więzienie i że uchroniłem się przed nienawiścią do moich rodaków sprawujących władzę w państwie. Świadom wyrządzonych mi krzywd, przebaczam im z serca wszystkie oszczerstwa, którymi mnie zaszczycili”.

Sługa Boży dzieli się z nami głęboką tajemnicą swego serca, gdy wyznaje:

„Wydaje mi się, że najbardziej bezpośrednią mocą w moim życiu jest Maryja. Wszystko postawiłem na Maryję...

Jeżeli Chrystus chciał, aby pod krzyżem trwała Jego Matka – Maryja, dał nam przez to gwarancję, że każdy, kto stoi bodaj pod największym krzyżem życia, ale przy Matce Najświętszej, nie odejdzie od Chrystusa”.

25 września 1953 r. kardynał Wyszyński został aresztowany, ale zanim to nastąpiło, w obliczu zmasowanych ataków na Kościół, powiedział słowa, które przeszły do historii: Znalazłem dłonie, w których można ubezpieczyć Kościół i naród. Wszystko postawiłem na Maryję! Uwięzienie Księdza Prymasa, przyjęte przez niego z bezgranicznym zaufaniem wobec Boga, stało się sposobnością do jego dalszego wzrostu duchowego oraz przygotowania głębokiej odnowy moralnej przez program Jasnogórskich Ślubów Narodu i Wielkiej Nowenny przed Tysiącleciem Chrztu Polski.

Po bezprawnym aresztowaniu prymas Polski był przewożony do czterech kolejnych miejsc internowania (w Rywałdzie, Stoczku Warmińskim, Prudniku, Komańczy). Zawierzył swoje cierpienia Maryi, oddając się Jej całkowicie w niewolę 8 grudnia 1953 r. i pozwalając rozporządzać sobą i wszystkim, co do mnie należy. Ta ufność i przekonanie, że Maryja nigdy nie opuszcza swoich dzieci, stały u podstaw zawierzenia oraz oddania w niewolę całej Polski Maryi za Kościół. Tak owocowało w życiu Sługi Bożego kardynała Stefana Wyszyńskiego cierpienie przyjęte z zaufaniem do Boga, że nic nie dzieje się bez Jego woli. W trzecią rocznicę aresztowania i uwięzienia Prymas Tysiąclecia napisał: Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat i takich trzech lat z curriculum mego życia. Jednak lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niż miały upłynąć na Miodowej. Lepiej dla chwały Bożej, dla pozycji Kościoła powszechnego w świecie - jako stróża prawdy i wolności sumień, lepiej dla Kościoła w Polsce i lepiej dla pozycji mojego Narodu; lepiej dla moich diecezji i dla wzmocnienia postawy duchowieństwa. A już na pewno lepiej dla dobra mej duszy.

Szykany i walka z Kościołem nie ustały również po uwolnieniu Księdza Prymasa we wrześniu 1956 r. Potwierdza to historia nawiedzenia obrazu Matki Bożej - "aresztowanie" obrazu i wędrujące po kraju puste ramy, brak zgody władz państwowych na przyjazd papieża Pawła VI na uroczyste obchody Tysiąclecia Chrztu Polski czy kalumnie i gromy, jakie spadały na Księdza Prymasa po liście biskupów polskich do biskupów niemieckich ze słowami: Przebaczamy - i prosimy o przebaczenie. Powtarzał wtedy: Pan Bóg wie, co robi, trzeba tylko Mu ufać bez granic! I chociaż protestował przeciw prześladowaniom oraz stale i głośno upominał się o prawa dla Kościoła i rodaków, nigdy nie dał się sprowokować. W najtrudniejszych momentach był gotowy wziąć na siebie wszelką odpowiedzialność, byle tylko nie dopuścić do przemocy i rozlewu krwi.

Bóg wynagrodził wielkiego Prymasa Tysiąclecia pod koniec jego życia ogromną radością. Papieżem został Polak - kardynał Karol Wojtyła. Ale i ta radość nie była wolna od cierpienia, którego apogeum stanowił krwawy zamach na Ojca Świętego13 maja 1981 r. Były to ostatnie tygodnie życia Księdza Prymasa. Gasnącym głosem, uczestnicząc w mszy świętej transmitowanej przez radio, skierował do wszystkich Polaków prośbę: Wiem, że modlicie się za mnie. Proszę Was, odtąd już wszystko za niego, za Papieża... Trzeba wielkiej miłości i pokory, by w obliczu własnej śmierci wypowiedzieć takie słowa.

Kardynał Stefan Wyszyński powtarzał Janowi Pawłowi II: Musisz wprowadzić Kościół w trzecie tysiąclecie. Było to prawdziwe proroctwo, które wypełniło się także za cenę wielu cierpień niezłomnego Prymasa Tysiąclecia.

Bracia i siostry! Droga Prymasa Tysiąclecia, niewolnika Maryi Jasnogórskiej Królowej Polski stanowi dla nas wielki duchowy testament, szczególnie teraz w Roku Wiary pragniemy o tym sobie przypominać.

O. Gabriel Bartoszewski OFMCap, wicepostulator w procesie beatyfikacyjnym kard. Stefana Wyszyńskiego powiedział: „Jego osoba i przesłanie, jakie nam pozostawił, jest i będzie trwałe. „Czas go nie oddali”.

Więcej o świadectwie jego heroicznej wiary pisałem w rozważaniu: „U tronu Oborskiej Matki dziękujemy za Prymasa Tysiąclecia”

Drodzy Czciciele Maryi! Stajemy dzisiaj przed wsławioną łaskami Pietą Oborską, wpatrujemy się w pochylone nad nami oblicze Matki Bolesnej, do której pielgrzymował także Prymas Tysiąclecia i której skronie ozdobił papieskimi koronami. Prośmy Maryję, by wsławiła swego wiernego syna i świętego niewolnika chwałą ołtarzy.

„Wypraszając dar jego beatyfikacji, uczmy się od niego zawierzenia swego życia Matce Bożej. Niech jego ufność wyrażona w słowach: "Wszystko postawiłem na Maryję" będzie dla nas szczególnym wzorem” (Benedykt XVI). Amen.

o. Piotr Męczyński O. Carm.

 

Na koniec: „Komunikat w sprawie procesu beatyfikacji Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Polski”

W kaplicy Domu Arcybiskupiego w Szczecinie, w dniu 27 marca 2012 r., Jego Ekscelencja Andrzej Dzięga Arcybiskup Metropolita Szczecińsko-Kamieński otworzył proces o domniemanym cudownym uzdrowieniu za przyczyną Sł. Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Sprawa dotyczy młodej niewiasty, którą w wieku 19 lat dotknęła choroba raka tarczycy. W dniu 17 lutego 1988 r. wykonano w Szczecinie rozległą operację tarczycy usuwając zmiany nowotworowe oraz dotknięte przerzutami węzły chłonne. Po początkowym pozornym polepszeniu stan zdrowia się pogorszył. Podczas pobytu w Instytucie Onkologii w Gliwicach w styczniu i marcu 1989 leczono ją jodem radioaktywnym. W gardle wytworzył się guz wielkości 5 cm, który dusił i zagrażał życiu. Jak zeznaje zainteresowana osoba, "każdy oddech wydawał się być ostatnim". Lekarze rokowali jej trzy miesiące życia. Dzięki intensywnej modlitwie sióstr zakonnych, zanoszonej za wstawiennictwem Sł. Bożego Stefana Kard. Wyszyńskiego, podczas pobytu chorej w Instytucie Onkologicznym w Gliwicach, w marcu 1989 r. niespodziewanie nastąpiła radykalna poprawa. Trwałość uzdrowienia do dnia dzisiejszego sprawdził czas i systematyczna kontrola medyczna.

Po zbadaniu dokumentacji lekarskiej przez dwóch profesorów medycyny w Warszawie i wydaniu pozytywnych opinii, postulacja sprawy beatyfikacji Kard. Wyszyńskiego i Arcybiskup Metropolita Szczecińsko-Kamieński Andrzej Dzięga uznali, że istnieją podstawy prawne i faktyczne do rozpoczęcia procesu o domniemanym cudownym uzdrowieniu. […]

Warszawa - Szczecin, 27 marca 2012 r.

O. Gabriel Bartoszewski OFMCap Wicepostulator.

Ks. dr Sławomir Zyga, Rzecznik prasowy Kurii Arcybiskupiej w Szczecinie.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio