05.11.2018
„Ad maiora natus sum” – „do wyższych rzeczy jestem zrodzony”!


Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i siostry!

Pewien młody człowiek, zastanawiał się kiedyś, jaki sens i jaki cel ma ludzkie życie, próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, poszukiwał swojej drogi życiowej. A kiedy już znalazł odpowiedź na to pytanie, to nie bał się uciec z domu przez okno, robiąc linę z powiązanych prześcieradeł, a na stole zostawiając informację dla swoich bliskich: „Idę aby zostać świętym” I został nim…!

To św. Stanisław Kostka (1550 – 1568), patron polskiej młodzieży. „Serce miał czyste i nie lękał się wielkich pragnień... Odważnie szedł wybraną drogą” – mówił w Rostkowie Biskup Płocki Piotr Libera. „Potrzeba nam wytrwałości i odwagi, które cechowały św. Stanisława Kostkę. To dzięki tym cechom swego charakteru, nie bał się on dążyć do doskonałości: Ad maiora natus sum! A dzisiaj takiego właśnie dążenia do rzeczy wielkich – nie bójmy się tego słowa - dążenia do prawdziwej świętości – Młodzieniaszek z Rostkowa uczy każdego z nas”. „Teraz czas na ludzi głębokiej wiary, ludzi wielkich ideałów! Ideały się nie starzeją! Ideały ze świętością u ich szczytu – wciąż są młode, bo Bóg jest młody!” – mówił Biskup Piotr Libera na zakończenie II Synodu Młodych Diecezji Płockiej.

Drodzy Moi! O tym właśnie przypomina nam dzisiejsze nawiedzenie Relikwii i Obrazu Św. Stanisława Kostki, który umiał zachwycić się swoim chrześcijańskim powołaniem, który całe życie wiernie współpracował z łaską chrztu świętego. Ta współpraca wydała wspaniały owoc świętości. W tym roku obchodzimy 450. rocznicę zakończenia jego ziemskiej pielgrzymki i narodzin dla Nieba 15 sierpnia 1568 r.

Papież Franciszek w okolicznościowym liście przesłanym na ręce Biskupa Płockiego napisał:

„Pragnę przede wszystkim zwrócić się do ludzi młodych, którym patronuje św. Stanisław. Chcę przypomnieć zdanie, jakie wypowiedział św. Jan Paweł II w kościele św. Andrzeja na Kwirynale, podczas nawiedzenia relikwii św. Stanisława: „Jego krótka droga z Rostkowa na Mazowszu przez Wiedeń do Rzymu była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj, do tego celu życia każdego chrześcijanina, jakim jest świętość” (13 listopada 1988 r.).

Drodzy młodzi Przyjaciele. Zachęcam Was, abyście pamiętali, że i wy możecie zdobyć się na taki „bieg”. I was przynagla miłość Chrystusa i umacnia Jego łaska. Miejcie odwagę! Świat potrzebuje Waszej wolności ducha, waszego ufnego patrzenia w przyszłość, Waszego pragnienia prawdy, dobra i piękna. Niech św. Stanisław uczy Was tej wolności, która nie jest biegiem na oślep, ale zdolnością rozeznawania celu i obierania najlepszych dróg postępowania i życia. Niech  Was  uczy  szukać  zawsze i nade wszystko przyjaźni z Jezusem, czytać i medytować Jego słowo, i przyjmować w Eucharystii Jego miłosierną i pełną mocy obecność, abyście potrafili oprzeć się presji światowej mentalności. Niech św. Stanisław uczy Was nie bać się ryzyka i marzeń o prawdziwym szczęściu, którego źródłem i gwarantem jest Jezus Chrystus. „Jezus jest Panem ryzyka, jest Panem wychodzenia zawsze «poza». (…) Pragnie On waszych rąk, by nadal budować dzisiejszy świat. Chce go budować z wami” (por. Przemówienie, Czuwanie podczas ŚDM, Kraków, 30 lipca 2016 r.). Niech z nieba wspiera Was św. Stanisław i niech inspiruje Was jego życiowe motto: „Ad maiora natus sum” – „do wyższych rzeczy jestem zrodzony”!”.

Drodzy bracia i siostry!

Choć Stanisław Kostka urodził się dawno, bo w 1550 r. i żył zaledwie 18 lat, jego życiorys, to piękny list, który Pan Bóg napisał do młodych ludzi, także współczesnych.

Stanisław Kostka, syn Jana i Małgorzaty z Kryskich, urodził się w Rostkowie na Mazowszu w końcu grudnia 1550 roku. Chrzest święty przyjął w odległym 4 km Przasnyszu.

W domu otrzymał katolickie wychowanie, które było w tamtych czasach nieodłączną częścią wychowania w każdym szanującym się dworze szlacheckim. Jest bardzo niewiele wiadomości o pierwszych latach życia św. Stanisława, wiemy jednak, że był dzieckiem posłusznym, choć energicznym, a przede wszystkim przez wszystkich niezwykle kochanym.

Do dwunastego roku życia Stanisław otrzymywał domowe nauki pod kierownictwem pedagoga Jana Bilińskiego, a następnie wraz z nim i starszym bratem Pawłem wyjechał na studia do Wiednia w konwikcie jezuickim. W tym czasie na takie zagraniczne studia wyjeżdżała bardzo duża liczba szlacheckiej młodzieży. Tak też i młodzi Kostkowie zdobywali wiedzę z nauk humanistycznych, zgłębiając łacinę, grekę, retorykę, poetykę. Stanisław, po początkowych trudnościach, szybko stał się jednym z najgorliwszych studentów, z zapałem zgłębiając tajniki wiedzy.

W owym czasie nasilała się propaganda religijna protestantów. Po zamknięciu kolegium jezuitów w Wiedniu, po śmierci cesarza Leopolda, wszyscy uczniowie, łącznie ze św. Stanisławem, musieli szukać prywatnych mieszkań. Stanisław znalazł pokoik przy rodzinie, która sympatyzowała z protestantyzmem. Spotkał się więc z zaprzeczeniem najważniejszych spraw w Kościele: kultu maryjnego i Eucharystii. Mimo to jego duchowość rozwijała się właśnie w tych dwóch kierunkach.

Szczególnie było to widoczne w grudniu 1565 r., gdy Stanisław ciężko zachorował. Uważał, że może umrzeć, i dlatego bardzo pragnął przyjąć Komunię św. Mieszkał jednak u protestanta, który nie zgodził się, by ksiądz katolicki przyszedł do jego domu z Wiatykiem. Jednak młody Stanisław miał tak głęboką wiarę, że sama św. Barbara, patronka dobrej śmierci wraz z dwoma aniołami przyniosła mu Komunię św. Następnie ukazała mu się Matka Boża, która włożyła mu w ręce Dzieciątko Jezus i od tego momentu Stasiu cudownie wyzdrowiał. Wtedy też usłyszał od Niej polecenie, że ma wstąpić do Towarzystwa Jezusowego i odtąd jeszcze mocniej istniało w nim pragnienie wstąpienia do zakonu.

Postanowił iść wbrew narzucającemu się powszechnie konsumpcyjnemu stylowi życia.

Za swoją życiową dewizę obrał wyznanie: „Do wyższych rzeczy zostałem stworzony i dla nich winienem żyć”. Ad maiora natus sum. Nie było w tych słowach pychy ani pogardy dla tego, co małe, ale świadomość godności człowieka i tęsknota za tym, co święte i doskonałe.

Stanisław szedł prosto do celu, wierny obranej drodze, wierny Bogu, którego postawił na pierwszym miejscu. Początkiem, środkiem i końcem rządź łaskawie, Chryste – mówił.

Rodzice, a szczególnie ojciec byli przeciwni jego wstąpieniu do jezuitów. Starszy brat, Paweł nosił w sobie pragnienie życia według stanu. Pociągały go zatem eleganckie stroje, zabawy, przyjęcia... Chciał używać młodości. I ta właśnie odmienność w podejściu do życiowych pryncypiów bywała tłem coraz częstszych nieporozumień między braćmi. Stanisław upominał Pawła, że postępuje niezgodnie z obyczajowością katolicką. Paweł odpowiadał, że nie ma zamiaru tolerować życia zakonnego w domu, a swoje argumenty słowne popierał szturchańcami.

Stanisław radził się przełożonych i modlił. Wierny Bogu, mocno trwał w swoim postanowieniu. Wytrwale dążył do celu. Spieszył się. Wiedział, że rzeczy wielkich nie można odkładać na później, że realizacji powołania nie można odkładać na potem.

Na drodze powołania umacniała go codzienna Msza święta i cotygodniowe przystępowanie do sakramentów świętych. „Już wigilia Komunii świętej była dla niego dniem bardzo uroczystym. W tym dniu dłużej niż zwykle przebywał na modlitwie i przygotowywał się przez post”. Stanisław ukochał Eucharystię i wiedział, że nie ma ważniejszego wydarzenia na świecie niż Msza święta.

W rocznym sprawozdaniu Kolegium w Wiedniu napisano o nim: Zostawił on wielki przykład stałości i pobożności; wszystkim drogi, nikomu nie przykry, młody wiekiem, ale dojrzały roztropnością, niewielki wzrostem, lecz wielki duchem. Słuchał codziennie Mszy świętej, częściej od innych się spowiadał i przyjmował Komunię świętą, i długo się modlił. Studiował retorykę i nie tylko dorównywał innym w nauce, ale i prześcigał tych, którzy do niedawna go przewyższali.

Przynaglony nakazem Najświętszej Maryi Panny, postanowił zrealizować w końcu swoje marzenie o wstąpieniu do zakonu jezuitów. Doskonale wiedział, że rodzice , a w szczególności ojciec, nigdy nie wyrażą na to zgody. Pobyt na studiach zbliżał się ku końcowi, a powrót do kraju raz na zawsze przekreśliłby możliwość odpowiedzi na głos Bożego wołania. Nie mógł starać się także o przyjęcie w Wiedniu, gdyż w tym czasie wymagano zgody rodziców. Stanisław więc podjął decyzję radykalną – postanowił uciec i pieszo udać się do Rzymu by tam prosić generała zakonu o przyjęcie.

Biskup Płocki Piotr Libera w jednej z homilii powiedział: „Rodzice św. Stanisława uważali, że mają lepszy pomysł na jego życie - podobnie jak wielu współczesnych rodziców, próbowali ustawiać swoje dziecko w blokach startowych do kariery. Stanisław uciekł od uszczęśliwiania go na siłę. Potrafił walczyć o swoje i o to, co Boże; jest do dziś aktualnym wzorem, jak iść wbrew modzie, wbrew niechęci czy niepewności. Rozumiał, że kiedy wybierać musi między wolą rodziców a wolą Boga, słuchać musi Boga. Zabrzmi to kontrowersyjnie, ale potrafił być nieposłuszny świętym nieposłuszeństwem. Bo takie jest chrześcijaństwo”.

10 sierpnia 1567 roku opuścił potajemnie wiedeńską stancję i wyruszył do Rzymu, by prosić o przyjęcie do zakonu. Szedł samotnie. Pozostawił odzież, której używał w domu i w szkole, a przywdziawszy płócienne i pospolite odzienie, z kijem w ręku udał się w drogę jak zwyczajny ubogi prostak. Pisał później do przyjaciela Ernesta:

Niedaleko od Wiednia dogonili mnie dwaj moi słudzy, których rozpoznałem i schroniłem się do pobliskiego lasu (...) Przebyłem już wiele wzgórz oraz lasów (...) Koło południa usłyszałem naraz głos kopyt końskich. (...) Był to mój brat Paweł. Popuściwszy cugle podąża ku mnie. Koń w pianie, twarz brata rozpalona bardziej niż słońce. Możesz sobie wyobrazić, mój Erneście, w jakim musiałem być wtedy strachu, nie mając możności ucieczki. Stanąłem (...) i pierwszy zbliżając się do jeźdźca, proszę jako pielgrzym o jałmużnę. Zaczął dopytywać się o swojego brata. Opisał jego ubranie, wzrost i wygląd. Zwrócił uwagę, że był podobny do mnie. Odpowiedziałem, że nad ranem tędy przechodził. Na to on, nie tracąc chwili, spiął ostrogami konia i rzuciwszy mi pieniądz, popędził w dalszą drogę. Stanisław wcześniej zamienił się ubraniem z żebrakiem.

Wierny Bogu, nieustraszenie zmierzał do realizacji swojego powołania. Po drodze wstąpił do jakiegoś kościoła, aby wysłuchać Mszy świętej, ale po chwili spostrzegł, że znajduje się w protestanckim zborze. Kiedy strapił się myślą, iż tego dnia zostanie pozbawiony upragnionej Eucharystii, dojrzał nagle anioła niosącego mu z nieba Komunię świętą.

25 października 1567 r. dotarł pieszo do Wiecznego Miasta, a trzy dni później wymodlił sobie przyjęcie do nowicjatu.

Stanisław rozpoczął nowicjat pełen szczęścia, że nareszcie spełniły się jego marzenia. Ojciec jednak postanowił za wszelką cenę go stamtąd wydostać. Wykorzystał w tym celu wszystkie możliwości. Do Stanisława wysłał list, pełen wymówek i gróźb. Za poradą przełożonych Stanisław odpisał ojcu, że ten powinien raczej dziękować Bogu, że wybrał jego syna na swoją służbę. Stanisław swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością i rozmodleniem budował całe otoczenie. W pierwszych miesiącach 1568 r. Stanisław złożył śluby zakonne. Miał wtedy zaledwie 18 lat.

Św. Stanisław Kostka nazywał Maryję swoją Matką. Kiedy współbrat zapytał go, czy kocha Matkę Najświętszą, ten ze zdziwieniem odpowiedział: „Jak można nie kochać swojej Matki?”. Sierpień 1568 r. był szczególny w życiu Młodzieńca z Rostkowa. Trudy podróży, odbytej z Wiednia przez Augsburg i Dylingę do Rzymu pozostawiły w ciele Stanisława różne znaki. W dzień św. Wawrzyńca, 10 sierpnia, nagle zachorował, przyjął Komunię świętą i napisał list do Maryi, w którym prosi Boga o łaskę dobrej śmierci w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Gdy Stanisław był już umierający, szeptem o coś prosił. Mistrz nowicjatu o. Faber zapytał go: „Czego pragniesz?”. „Dajcie mi różaniec”. „Ale ty już przecież mówić nie możesz!” „Mówić go nie mogę, ale mogę o Niej myśleć”. I wyszeptał: o różańcu, że „to jest własność Najświętszej Matki".

Po trzech dniach temperatura nagle wzrosła, pojawiły się mdłości i dreszcze, puls bił nieregularnie. 14 sierpnia Stanisław cichym głosem poprosił o spowiednika, przyjął Najświętszy Sakrament i – uspokojony – bez przerwy się modlił. Kiedy zaczął tracić resztki sił, powtarzał: Jezus, Maryja. W rękach ściskał różaniec. Po przyjęciu ostatniego namaszczenia, pożegnał się z otoczeniem, przeprosił za swoje przewinienia i raz jeszcze podziękował Bogu za łaskę powołania zakonnego. Aby ukazać swą marność wobec Stwórcy, poprosił o ułożenie siebie na podłodze.

Umarł około 3. nad ranem 15 sierpnia 1568 r., w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Poznano, że nie żyje, gdy nie uśmiechnął się na widok podsuniętego mu przed oczy obrazka Maryi.

Przyczyną zgonu była malaria, która okazała się groźna ze względu na ogólne zmęczenie świętego i wyczerpanie jego organizmu.

Jego kult zrodził się natychmiast i spontanicznie. Wieść o śmierci świętego Polaka rozeszła się szybko po Rzymie. Starsi ojcowie przychodzili do ciała i całowali je ze czcią. Kiedy w dwa lata po śmierci otwarto grób, znaleziono ciało nienaruszone.

Kanonizacji 18-letniego świętego dokonał papież Benedykt XIII 31 grudnia 1726 roku. Ogłoszony został patronem Polski i Litwy. Obrany został także patronem polskiej młodzieży.

Biskupi Polscy w liście pasterskim z okazji 450 – rocznicy śmierci św. Stanisława Kostki napisali: „Oto prawdziwe wezwanie na ten rok dla Was, Młodzi Przyjaciele, Rodzice i Wychowawcy: "Kostka" znaczy "więcej!" Żyjąc w XXI wieku nie powtórzymy dokładnie czynów św. Stanisława Kostki. Naszym zadaniem jest raczej zrozumienie ducha tego świętego, który nie dał się zwieść mirażowi wygodnego życia, zabezpieczonego majątkiem rodziców. Miał odwagę przeciwstawić się panującym modom i naciskom grupy. Nie chciał ani imponować, ani uczynić z życia jednej wielkiej rozrywki. Był silną osobowością, miał swoją klasę i styl. Do końca zachował wolność. To nie był młody człowiek, który nie wie, po co żyje, jest znudzony i apatyczny, żądający od innych, a nie dający nic z siebie. Nie pozwalał sobie na eksperymenty w poszukiwaniu szczęścia. Wiedział, że ten świat nie zaspokoi jego tęsknot, że prędzej czy później poczułby się w nim oszukany lub zawiedziony. Wiedział, że charakter - to nie tylko sprawa dziedziczenia cech po przodkach, nie tylko wpływ środowiska, ale rzetelna praca nad sobą. Wiedział też, że stawać się dojrzałym człowiekiem, to podejmować trud rozwoju. Nie był mięczakiem, który mówi: taki już jestem, a zło usprawiedliwia słabością, obwinia innych, oskarża warunki i historię. Był czujnym ogrodnikiem wyrywającym chwasty słabości i grzechu, aby wyrosły piękne kwiaty i owoce. Uwierzył w miłość Boga i całym sobą na nią odpowiedział”.

Postacią młodego Świętego z  Rostkowa zafascynowany był też św. Jan Paweł II. Klęcząc przy sarkofagu świętego Stanisława Kostki na rzymskim Kwirynale powiedział: „Ten święty patron młodzieży polskiej towarzyszył mi od dawna, w  czasach młodości i  potem, stale. Towarzyszył mi w  Rzymie, gdy byłem studentem w  położonym niedaleko stąd Kolegium Belgijskim. Prawie każdego dnia przychodziłem szukać u  niego duchowego światła i  pomocy (...). Jego krótka droga życiowa z  Rostkowa na Mazowszu przez Wiedeń do Rzymu była jak gdyby wielkim biegiem na przełaj do tego celu życia każdego chrześcijanina, jakim jest świętość. Kiedy znajdujemy się wobec tej niezwykłej postaci, myśli nasze podążają natychmiast do młodych całego świata (...). Tak, św. Stanisław miał trudną młodość, mimo że był z  bardzo bogatego rodu, arystokratycznego, prawie królewskiego, miał trudną młodość. Młodzi dzisiaj mają w  Polsce trudną młodość, czasem wydaje mi się, że nie potrafią sprostać wyzwaniom, czasem szukają wyjścia poza Ojczyzną. Dla wszystkich: i  tych, co odchodzą z  Ojczyzny, i  tych, co zostają, niech św. Stanisław Kostka będzie patronem – patronem trudnych dróg życia polskiego, życia chrześcijańskiego. Szukajmy u  niego stale wspomożenia dla całej młodzieży polskiej, dla całej młodej Polski”.

Dzięki Bogu, także dzisiaj mamy w Polsce piękne i liczne przykłady młodych, którzy za przykładem swojego patrona, św. Stanisława Kostki, wybierają Krzyż jako swój życiowy drogowskaz, a Chrystusową Ewangelię jako najważniejszą regułę i busolę na drodze chrześcijańskiego życia, którzy pragną pozostać wierni dziedzictwu wiary ojców i swojej narodowej tożsamości. Zazwyczaj media o nich milczą, bo stanowią wyraźny „znak sprzeciwu” wobec krzykliwej propagandy moralnego relatywizmu i próby oderwania ich od narodowych i chrześcijańskich korzeni. To młodzież, która chce i umie od siebie wymagać, choćby inni od nich nie wymagali. Oni są dzisiaj nadzieją dla Kościoła i dla Polski.

Każdego roku wielu młodych z różańcem w dłoni pielgrzymuje pieszo do stóp Matki Bożej Bolesnej w Jej Oborskim Domu. Dzisiaj na to święte miejsce przychodzi święty młodzieniec z Rostkowa. Patron i przyjaciel młodzieży przychodzi w pięknym obrazie i szczególnym znaku swoich relikwii. To dzień wielkiej radości. Niech zatem każdy z was, drodzy chłopcy i dziewczęta, zwróci się do niego z ufnością:  

Święty Stanisławie Kostko! Pomóż mi, abym stawiał sobie wysokie wymagania, abym przekraczając własne słabości, rozwijał umysł, wolę i serce na miarę planu, jaki Bóg ma wobec mnie. Nie chcę życia byle jakiego. Jestem młody, obudź we mnie tęsknotę za tym, co piękne i szlachetne. Uproś mi łaskę rozpoznawania Bożej woli i męstwo życia zgodnego z Ewangelią. Pragnę być wolny duchem, otwarty na dobro innych i zdolny do obrony chrześcijańskich wartości w środowisku, w którym przebywam. Twoje zawołanie: Do wyższych rzeczy jestem stworzony, niech będzie i moim zawołaniem. Amen.

Święty Stanisławie! Młodość jest wielkim darem od Boga. Nie chcę jej zmarnować. Pomóż mi zrozumieć prawdę o mnie i o mojej drodze życia. Tak łatwo gubię się, tak trudno w codzienności życiowych wyborów odróżnić dobra od zła. Tak często wybieram drogę szeroką i łatwą, bojąc się wąskiej i stromej. Dlatego przeżywam często niepokój, pustkę i zwątpienie. Naucz mnie zachwytu Bogiem, aby stał się On moim Mistrzem i Przyjacielem. Amen.

 

Zdjęcia z Nawiedzenia Relikwii i Obrazu Św. Stanisława Kostki w Oborach 3 listopada 2018 r. – zobacz tutaj


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio