28.04.2021
Perła Boga - Św. Małgorzata z Castello


Papież Franciszek w homilii wygłoszonej w Roku Miłosierdzia  podczas Jubileuszu Chorych i Niepełnosprawnych w dniu 12 czerwca 2016 roku powiedział:

„Uważa się, że osoba chora lub niepełnosprawna, nie może być szczęśliwa, ponieważ nie jest w stanie zrealizować stylu życia narzuconego przez kulturę przyjemności i rozrywki. W czasach, gdy pewna troska o ciało stała się masowym mitem a zatem interesem ekonomicznym, to co jest niedoskonałe musi być przysłonięte, ponieważ wymierzone jest w szczęście i spokój ludzi uprzywilejowanych i ponieważ podważa model dominujący. Lepiej trzymać te osoby w separacji, w jakimś ogrodzeniu – może i złotym – czy też w „rezerwatach” litości czy pomocy społecznej, aby nie opóźniały rytmu fałszywego dobrobytu. W niektórych przypadkach, uważa się wręcz, że lepiej jest pozbyć się ich jak najszybciej, ponieważ stają się one nieznośnym obciążeniem finansowym w czasach kryzysu. Ale w istocie jakąż iluzją żyje dzisiejszy człowiek, kiedy zamyka oczy w obliczu choroby i niepełnosprawności! Nie rozumie on prawdziwego sensu życia, które pociąga za sobą także akceptacją cierpienia i ograniczeń. Świat nie staje się lepszy, ponieważ składa się wyłącznie z osób pozornie „doskonałych”, ale kiedy wzrasta solidarność między ludźmi, wzajemna akceptacja i szacunek. (…)

Istnieje nie tylko ból fizyczny; dzisiaj jedną z najczęściej występujących patologii, jest ta, która dotyka także ducha. Jest to cierpienie, które obejmuje serce i czyni go smutnym, ponieważ brakuje w nim miłości. Kiedy doświadczamy rozczarowania lub zdrady w ważnych relacjach, wtedy okazuje się, że jesteśmy kruchymi, słabymi i bezbronnymi. Bardzo silna staje się pokusa, aby zamknąć się w sobie i grozi nam utrata życiowej szansy: kochać mimo wszystko.

Szczęście, którego każdy pragnie może się ponadto wyrażać na wiele sposobów i może zostać osiągnięte tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie kochać. Jest to zawsze kwestia miłości, nie ma innej drogi. Prawdziwym wyzwaniem jest to, aby kochać najbardziej. Jak wiele osób niepełnosprawnych i cierpiących otwiera się ponownie na życie, skoro tylko odkrywają, że są kochani! I jak wiele miłości może wypływać z serca nawet, choćby przez jeden uśmiech! Wówczas sama słabość może stać się pocieszeniem i wsparciem dla naszej samotności. Jezus w swojej męce umiłował nas aż do końca (por. J 13,1); na krzyżu objawił Miłość, która daje siebie bez granic. Cóż moglibyśmy zarzucić Bogu z powodu naszych słabości i cierpienia, czego nie byłoby już wyrytego na obliczu Jego ukrzyżowanego Syna? Do Jego cierpienia fizycznego dołączyły się wyszydzenie, usunięcie na margines i politowanie, a On odpowiada miłosierdziem, które akceptuje każdego i wybacza wszystkim, „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,5; 1 P 2,24). Jezus jest lekarzem, który leczy lekarstwem miłości, bo bierze na siebie nasze cierpienie i zbawia. Wiemy, że Bóg potrafi zrozumieć nasze słabości, bo On sam ich doświadczył osobiście (por. Hbr 4,15).

Sposób, w jaki przeżywamy chorobę i niepełnosprawność jest wskaźnikiem miłości, jaką jesteśmy gotowi ofiarować. (…) Wiemy, że w słabości możemy stać się silnymi (por. 2 Kor 12,10), i otrzymać łaskę dopełnienia braków udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (por. Kol 1,24); Ciała, które na obraz Ciała Zmartwychwstałego Pana zachowuje rany, znak ciężkiej walki, ale są to rany przemienione na zawsze przez miłość”.

Ojciec Święty w Orędziu na Światowy Dzień Osób Niepełnosprawnych 2019 r. napisał:

„Trzeba zatroszczyć się i towarzyszyć osobom niepełnosprawnym w każdych warunkach życia, (…) rozpoznać każdego, jako osobę wyjątkową i niepowtarzalną.

Nie zapominajmy o wielu „ukrytych wygnańcach”, którzy mieszkają w naszych domach, naszych rodzinach, naszych społeczeństwach. Mam na myśli osoby w każdym wieku, które również z powodu swojej niepełnosprawności są czasami odczuwane jako ciężar, jako „obecność niewygodna” i którym grozi odrzucenie (…).

Jesteśmy wezwani do rozpoznania w każdej osobie niepełnosprawnej, także z niepełnosprawnością kompleksową i poważną, wyjątkowego wkładu w dobro wspólne poprzez swą oryginalną biografię. Uznania godności każdego człowieka, dobrze wiedząc, że nie zależy ona od funkcjonalności pięciu zmysłów. Tego nawrócenia uczy nas Ewangelia. Trzeba rozwijać przeciwciała wobec kultury uważającej niektóre istnienia za należące do ekstraklasy a inne do II ligi: jest to grzech społeczny! Trzeba mieć odwagę, by oddać głos tym, którzy są dyskryminowani ze względu na niepełnosprawność, ponieważ niestety w niektórych krajach, także dziś, trudno ich uznać za osoby o równej godności, za braci i siostry w człowieczeństwie.

Istotnie tworzenie dobrych praw i przełamywanie barier fizycznych jest ważne, ale niewystarczające, jeśli nie zmienia się również mentalności, jeśli nie przezwyciężymy rozpowszechnionej kultury, która nadal wytwarza nierówności, uniemożliwiając osobom niepełnosprawnym czynne uczestnictwo w zwyczajnym życiu.

Osoba niepełnosprawna, by budować siebie musi nie tylko istnieć, ale także należeć do wspólnoty.

Zachęcam wszystkich, którzy pracują z osobami niepełnosprawnymi, do kontynuowania tej ważnej służby i zaangażowania, określających stopień kultury narodu. I modlę się, aby każdy mógł odczuć na sobie ojcowskie spojrzenie Boga, potwierdzające jego pełną godność i bezwarunkową wartość jego życia”.

Papież Franciszek w dniu 23 kwietnia 2021 r. wpisał do katalogu świętych świecką tercjarkę dominikańską z Włoch Małgorzatę z Città di Castello, żyjącą na przełomie XIII i XIV wieku.

Małgorzata (Margherita) z Città di Castello urodziła się około 1287 r. w miasteczku Metola nad rzeką Metauro w dzisiejszej prowincji Pesaro-Urbino w środkowo-wschodnich Włoszech w rodzinie drobnej szlachty. Przyszła na świat jako niewidoma i upośledzona fizycznie, toteż od początku rodzice uważali ją za ciężar i wstydzili się jej przed otoczeniem.

Młodzi małżonkowie oczywiście spodziewali się dziecka pięknego, bez zarzutu, najlepiej chłopca – dziedzica, którym mogliby się szczycić i chwalić przed ludźmi – ostatecznie pięknej dziewczynki, bo ją można byłoby dobrze wydać za mąż. Emilia i Parys długo przygotowywali się do momentu narodzin dziecka. Planowali wyprawić w miasteczku wielkie święto z okazji przyjścia na świat dziedzica rodu. Najemni robotnicy pracujący w polu i przy wycince drzew od czasu do czasu przerywali swoją pracę, nasłuchując z nadzieją głosu ogromnego zamkowego dzwonu, czy już nie rozbrzmiewa, wieszcząc radosną nowinę. Ale zamkowy dzwon milczał w chwili, w której urodziło się dziecko. Ani jeden ton nie popłynął dumnie z wysokiej wieży. Nie było bankietów, nie było rozrywek. Ta noc była ciemna i cicha. Serca rodziców spowiła rozpacz, bowiem ich nowonarodzone dziecko okazało się potwornie zniekształconą i kaleką dziewczynką.

Dziewczynka urodziła się bardzo maleńka, z nieproporcjonalnie dużą główką i garbem. Była niewidoma i jedna jej nóżka – sporo krótsza od drugiej – sprawiała wrażenie jakby nieumiejętnie doklejonej do ciała. Od samego początku rodzice nie chcieli mieć nic wspólnego ze swoją córką. Wstydzili się jej i nie wiedzieli jak się nią zajmować. W swojej bezradności i okrucieństwie nie nadali jej nawet imienia. Dopiero zaprzyjaźniona służąca, której Emilia i Parys oddali niechciane dziecko, nadała dziewczynce imię Małgorzata. Ciekawe, czy wybierając to imię, zdawała sobie sprawę, że oznacza ono „perłę” – symbol tego, co najpiękniejsze i najcenniejsze…

Służąca na zamku była uczciwą i wierzącą kobietą. Ona pierwsza opowiedziała Małgorzacie o Bogu. Dzięki niej dziewczynka dużo i często się modliła. Kiedy trochę podrosła, opiekunka pozwoliła jej przechadzać się po zamku samodzielnie, o ile będzie unikać miejsc często odwiedzanych przez rodziców. Wizytowała więc rodzinną kaplicę i w ciszy, z pochyloną głową, wielbiła Boga. Podczas jednej z takich wizyt ktoś ją śledził i o mały włos nie wyszedł na jaw przerażający sekret, że ten zgarbiony, ślepy karzeł to córka pana zamku. Po tym zajściu Parys postanowił działać: „Nie możemy pozwolić, by ktoś odkrył naszą tajemnicę. Skoro ta mała lubi się tak modlić, powinniśmy jej to ułatwić” – powiedział ze złością do swojej żony. Wybudował komórkę obok maleńkiego kościółka w lesie. Miała ona dwa okienka – jedno wychodzące do wnętrza kapliczki w taki sposób, żeby Małgorzata mogła słuchać Mszy, i drugie – otwierające się na zewnątrz – do podawania jedzenia. Kiedy tylko budowa dobiegła końca, sześcioletnia Małgorzata została tam przeniesiona, a drzwi wejściowe zamurowano. Rodzice skazali ją na dorastanie w ciemnym i wilgotnym pomieszczeniu.

Ks. Kapelan kościółka często rozmawiał z Małgorzatą i szybko odkrył, że jest ona obdarzona błyskotliwym umysłem spragnionym Boga. Odtąd podjął się misji kształcenia jej. Dla małej Małgorzatki był jak ojciec, bliski, ciepły i pełen zrozumienia i miłości. Możemy wyobrazić sobie ile modlił się ten kapłan za nią, gdy była noc i burza, jako dorosły i wykształcony człowiek był świadom jej samotności i cierpienia. Jak ważna jest modlitwa kapłanów za nas, którzy widzą więcej niż my się tego spodziewamy. Jak ważna była osoba tej małej Małgorzatki dla tego kapłana. W tych specyficznych warunkach szybko wzrastała jej wiara i mądrość.

W wieku siedmiu lat zaczęła pościć cztery dni w tygodniu, a w piątki zadowalała się tylko kromką chleba i wodą. Kiedy błagała Boga za grzeszników, On – przez zasługę jej pokuty — dawał jej to, o co prosiła.

Małgorzata dorastała bez rodzicielskiej miłości i bez rówieśników, z którymi mogłaby się bawić. Jej jedynymi towarzyszami były leśne zwierzęta i siadające na oknie ptaki. Żyła w zamknięciu blisko 13 lat. W tym zimnym więzieniu, świadoma odrzucenia ze względu na jej nienormalną sylwetkę, Małgorzta mogła dorastać z nienawiścią w sercu, ale Bóg czuwał nad tą kochaną mu duszą i oświecił jej inteligencję boską mądrością, sprawiając, że zrozumiała. że została stworzona, aby Go kochać, a tym samym znaleźć wieczne i doskonałe szczęście. Dziecko zrozumiało, że aby osiągnąć wysoki stopień miłości Bożej, nie jest konieczne widzenie ani doskonałe ciało, ale tylko to, aby naśladować przykład Jezusa Ukrzyżowanego i łączyć nasze cierpienia z Jego cierpieniem.

Po tym czasie jej rodzice usłyszeli o grobie pewnego franciszkańskiego zakonnika w Castello, do którego spieszyły pielgrzymki chorych, by prosić o łaskę uzdrowienia. Bez większego entuzjazmu zdecydowali się w 1303 r. zabrać córkę w podróż, licząc nieśmiało, że zostanie ona cudownie uleczona ze swojej ułomności. Gdy jednak przy grobie zmarłego w opinii świętości zakonnika – o. Giacomo – nie wydarzył się żaden cud, Emilia i Parys postanowili definitywnie pozbyć się Małgorzaty i porzucili ją bez słowa wśród innych chorych i kalekich. W końcu znaleźli usprawiedliwienie dla tego, co już dawno chcieli zrobić. Uznali, że jeśli sam Bóg odrzucił Małgorzatę, nie czyniąc cudu, mieli prawo zrobić to samo.

Ile czasu upłynęło zanim dziewczyna uzmysłowiła sobie, że jej rodzice już po nią nie wrócą? Świadomość porzucenia przez najbliższych mogła rozpętać burzę rozgoryczenia i gniewu, ale Małgorzata wprost przeciwnie – poddała się całkowicie woli Bożej. Ufała, że Bóg ma dla niej plan, chociaż zaistniała sytuacja wyglądała na beznadziejną.

Dziewczyna wykazała niezwykłą dojrzałość i męstwo – nie płakała, nie skarżyła się na rodziców ani na swój los, ale całkowicie zaufała Bogu jako Ojcu sierot i porzuconych.

Dwoje żebraków przyszło jej z pomocą i zaopiekowało się nią w czasie pierwszej, najbardziej przerażającej nocy. Przedstawili Małgorzatę rodzinom, które służyły pomocą biednym. Kiedy mieszkańcy Castello poznali historię Małgorzaty, kiedy spostrzegli, że nie mówi szorstkich słów o swoich rodzicach, ale ciągle podkreśla jak bardzo ich kocha, zaczęli patrzeć na nią z podziwem i życzliwością. Rodziny pozwalały jej mieszkać w swoich domach. Małgorzata odwdzięczała się opieką nad dziećmi i pomocą w pracach domowych. Wkrótce powszechnie uznano jej dobroczynny wpływ na dzieci i osoby, którym pomagała. Tym sposobem Małgorzata stała się adoptowanym dzieckiem całego miasteczka.

Po siedmiu latach spędzonych w wielu gościnnych domach mieszkańców Castello, miejscowe siostry zakonne zaprosiły Małgorzatę do swojej wspólnoty. Spędziła tam wiele radosnych chwil. Pomagała w klasztornych pracach i sporo czasu spędzała na modlitwie. Kiedy jednak zmarła fundatorka klasztoru, siostry rozluźniły swoją zakonną regułę. Tylko Małgorzata zachowywała ją zgodnie z wolą fundatorki. Takie jej zachowanie denerwowało pozostałe siostry i w rezultacie doprowadziło do wydalenia Małgorzaty z zakonu. Z czasem Małgorzata znalazła swoje miejsce we wspólnocie zwanej Trzecim Zakonem Dominikańskim. Pragnęła ona czynnie włączyć się w życie zgromadzenia. Po odbyciu krótkiego kursu duchowości dominikańskiej, została obłóczona w dominikański habit. Małgorzata sumiennie wypełniała regułę zakonną. Codziennie z pamięci recytowała wszystkie Psalmy, a kontemplując sceny z Ewangelii, pomimo swojej ślepoty mogła „oglądać” Zbawiciela. W praktykowaniu umartwień naśladowała św. Dominika. Często całą noc spędzała na modlitwie, a wczesnym rankiem uczestniczyła we Mszy. Ponieważ nie brakowało spowiedników, spowiadała się nawet codziennie, w nadziei, że mocą tego sakramentu Bóg obdarza ją nową łaską.

O, jakże błogosławiona jesteś, która nigdy nie widziałaś tego świata, a tak szybko uczyłaś się tego, co duchowe! O, szczęsna uczennico, która zasłużyłaś na takiego Nauczyciela! On ciebie, niewidomą od urodzenia, bez książek pouczył o słowie Bożym, tak że stałaś się nauczycielką widzących!

Małgorzata z wielkim zaangażowaniem troszczyła się o chorych i umierających, pojawiając się wszędzie, gdzie mogła być potrzebna, przynosząc jedzenie, lekarstwa, wsparcie i modlitwę. Wielu, jak mogło się wydawać, straconych grzeszników przyprowadziła do spowiedzi. Kiedy dowiedziała się o nieludzkim traktowaniu więźniów, stała się ich apostołką. Każdego dnia służyła im, zaspokajając ich podstawowe potrzeby. Dzięki niej wielu z nich powróciło do wspólnoty Kościoła.

Papież Franciszek w orędziu na Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych 2020 r. napisał: „Na mocy otrzymanego Chrztu, każdy członek Ludu Bożego stał się uczniem – misjonarzem. Stąd też osoby z niepełnosprawnością, tak w społeczeństwie, jak i w Kościele, wymagają, aby stały się aktywnymi podmiotami duszpasterstwa, a nie tylko adresatami. Celem jest nie tylko opieka nad nimi, ale także ich «aktywny udział w życiu wspólnoty obywatelskiej i kościelnej”. Jak podkreśla Ojciec Święty „aktywne uczestnictwo osób niepełnosprawnych w katechezie stanowi bowiem wielkie bogactwo w życiu całej parafii. Chciałbym, aby we wspólnotach parafialnych coraz więcej osób z niepełnosprawnością zostawało katechetami, by przekazywali wiarę w sposób skuteczny, również przez swoje świadectwo”.

Św. Małgorzata z Castello jest przykładem ewangelicznej kobiety, która dojrzała do głębokiego i żarliwego doświadczenia życia zjednoczonego z Panem. Choroba nie przeszkodziła jej w przeżywaniu wyjątkowego i owocnego macierzyństwa duchowego, które nawet dziś przypomina o znaczeniu troszczenia się o innych.

Pewna siostra, niejaka Wenturela, publicznie opowiadała o następującym cudzie. Wydawało jej się, że na skutek jakiejś choroby traci oko. Poszła do lekarza, mianowicie do syna mistrza Imberta, ten zaś za leczenie oka zażądał jednego florena, wątpił jednak, czy da się je jeszcze uratować. Ubogą Wenturelę nie stać było na florena i z płaczem opowiedziała wszystko Małgorzacie. Małgorzatę zdjął żal, położyła swój prawy kciuk na oku Wentureli i w jednej chwili zapalenie ustąpiło, a oko zostało całkiem uzdrowione.

W ostatnich latach życia, pewna zamożna rodzina z Castello zaproponowała Małgorzacie dach nad głową. Do tego czasu kobieta często przechodziła z domu do domu. Chętnie więc przystała na tę propozycję. Wprowadziła się jednak na skromne poddasze, rezygnując z przestronnego i bogato wyposażonego pokoju.

Aż do śmierci, prowadziła życie wypełnione modlitwą, pokutą i służbą. Zmarła w opinii świętości 13 kwietnia 1320 r. w "wieku Chrystusowym", mając 33 lata. Zgodnie z ówczesną dominikańską tradycją ciało Małgorzaty zamierzano pochować bez trumny, jednak cudowne uleczenie kalekiego dziecka, które przypisano jej wstawiennictwu skłoniło radę miejską do zapłacenia za trumnę. Małgorzata została pochowana w jednej z dominikańskich kaplic.

Do kościoła, w którym odbywał się pogrzeb – Chiesa della Carità – rodzice przynieśli dziewczynkę – niewidomą i niemą kalekę ze skrzywionym kręgosłupem, niezdolną do chodzenia o własnych siłach. Rodzicom razem z nieszczęsną córką udało się przedrzeć przez tłum do mar, na których spoczywało ciało Małgorzaty, i zaczęli się przy nich modlić do tej ułomnej przyjaciółki Boga, żeby zmiłowała się nad inną kaleką. Nagle zapadła pełna trwogi cisza; zebrani ludzie wpatrywali się w lewe ramię Małgorzaty, które uniosło się w górę, sięgnęło ku kalekiemu dziecku i dotknęło go! Po chwili dziewczynka, która dotąd nie była w stanie samodzielnie chodzić, bez niczyjej pomocy stanęła na nogach. Choć wcześniej była niemową, rozejrzała się dookoła, jakby śniła, po czym krzyknęła: „Zostałam uzdrowiona! Zostałam uzdrowiona dzięki Małgorzacie!”. Ta, która wcześniej była kaleką, padła w objęcia swoich rodziców, śmiejąc się i płacząc. W kościele zrobiło się zamieszanie. Proboszcz nie potrzebował już niczego więcej i ciało Małgorzaty pochowano w kościelnej krypcie.

W ratuszu, Pallazo del Podestà, zebrała się rada miasta, by oficjalnie zbadać sprawę. Wykazano, że dziewczynka, która urodziła się jako niemowa i kaleka, rzeczywiście została całkowicie uzdrowiona w czasie pogrzebu Małgorzaty. Wielu znakomitych mieszkańców miasta, którzy byli świadkami tego wydarzenia, przysięgło, że zdarzył się cud.

Po złożeniu ciała Małgorzaty w kaplicy kościoła dominikanów wydarzyło się wiele innych cudownych zdarzeń, które zostały potwierdzone przez notariuszy i zapisane w średniowiecznych dokumentach. Według jednego ze źródeł po jej śmierci miało miejsce ponad dwieście cudownych przypadków. Pierwsze kroki w kierunku jej beatyfikacji podjął zakon dominikański, ale sprawa ta w różnych okresach bywała zapominana. Dopiero w XVI wieku, gdy odkryto jej zachowane ciało, ponownie zainteresowano się historią jej życia.

Zdumieni świadkowie, choć wiedzieli, że Małgorzata była karlicą, zostali po otwarciu trumny przejęci lękiem. Małgorzata miała jedynie 122 cm wzrostu, głowę nieproporcjonalnie dużą w stosunku do chudego ciała, dłonie i stopy małe; jedna noga była krótsza o 8 cm od drugiej. Pochowano ją z rękoma skrzyżowanymi z przodu, lewa ręka była lekko podniesiona, utrzymując się bez żadnego podparcia.

W dniu 9 czerwca 1558 roku biskup zezwolił na przeniesienie ciała do nowej trumny, ponieważ stwierdzono, że stara przegniła. Po tej ceremonii miały miejsce liczne cuda i proces beatyfikacyjny, który został podjęty z nowym zaangażowaniem, zakończył się szczęśliwie 19 października 1609 roku. Jej nienaruszone ciało po dziś dzień można oglądać w szklanej trumnie w kaplicy Szkoły dla Niewidomych w Citta di Castello, we Włoszech.

Św. Małgorzata mimo okrutnego odrzucenia i wzgardy ze strony najbliższych, potrafiła odnaleźć własną drogę do Boga. Przez miłość i cierpienie połączone z cierpieniem Jezusa, osiągnęła świętość. Jej historia dowodzi, że nawet najbardziej upośledzony i przegrany w ludzkich oczach człowiek jest skarbem w Bożych rękach – jest perłą, o którą Stwórca pragnie się troszczyć. Z historii życia św. Małgorzaty z Castello zdaje się płynąć powtarzana za psalmistą modlitwa zawierzenia: „Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie (…) Albowiem On przechowa mnie w swym namiocie w dniu nieszczęścia, ukryje mnie w głębi swego przybytku, wydźwignie mnie na skałę” (Ps 27, 5.10).

Każde cierpienie ma sens, każda łza jest zauważona przez niebo, każda gorycz może być przemieniona w błogosławieństwo, choć czasami po ludzku jest to niepojęte. Dla nas ludzi żyjących w XXI wieku niepojęte jest ogrom cierpienia i bólu św. Małgorzaty de Castello, ale spójrzmy co uczyniła w niej łaska Boża. Zawsze była pogodna, zawsze była pełna słodyczy i miłości oraz dobroci. Kiedy żyła wśród żebraków, potem w rodzinie, która ją przyjęła, widziano jej niezwykle dobre serce i pogodę ducha, chciała pomagać wszystkim cierpiącym. Nic jej nie złamało, a zwyciężyła samą siebie poprzez codzienną Mszę św., Eucharystię i modlitwę... Panie, daj nam zwyciężać samych siebie tak jak św. Małgorzata, byśmy widzieli Triumf Boga na ziemi, tak jak ona, niewidoma, widziała Go oczami duszy. Dziękujmy Bogu za świętą Małgorzatę di Castello, która jest triumfem Boga w człowieku i niesie łaskę Jego zwycięstwa.

W czasach współczesnych św. Małgorzata nazywana jest obrończynią godności i piękna człowieka. Poprzez jej osobę Bóg mówi nam, że nie wygląd zewnętrzny, ale serce jest tym co Bóg widzi. Świat wybiera każdego roku Miss Piękności, wśród kobiet o niezwykłej urodzie. Jednak nie o urodę zewnętrzną Bóg nas pyta, ale o urodę wewnętrzną, piękno duszy i serca. Świat widzi i spostrzega inaczej, dlatego uczmy się od św. Małgorzaty jej piękna duchowego, byśmy byli świadomi życia Bożego w nas i tej godności jaką Bóg daje nam swym dzieciom na ziemi. Może okazać się w niebie, że ta mała karłowata i niewidoma Małgorzata, jest olśniewająco piękna w niebie, gdyż duszę jej upiększył Bóg na ziemi w niepojęty dla nas sposób, a świadczą o tym trzy perły w jej sercu.

Św. Małgorzata z Castello szczególnym nabożeństwem otaczała Świętą Rodzinę z Nazaretu. Była mistyczką – widziała oczami duszy moment narodzenia Pana Jezusa i towarzyszyła w tym wydarzeniu Świętej Rodzinie. Gdy po ponad dwustu latach po jej śmierci otworzono trumnę, okazało się, że jej ciało nie uległo zepsuciu. W jej sercu znaleziono trzy kamyczki podobne do diamentów, z wizerunkami Pana Jezusa, Matki Bożej i świętego Józefa. Wszyscy zrozumieli sens słów wypowiadanych często przez św. Małgorzatę w czasie jej życia: "Gdybyście znali skarb, który przechowuję w moim sercu!" Perły te przechowywane są w skarbcu klasztoru w Castello, w którym jest pochowana. Oby wszystkie serca były tak wypełnione miłością do Jezusa, Maryi i Józefa!

Ponieważ św. Małgorzata wykazywała ogromne nabożeństwo do Najświętszej Rodziny, od nich najwięcej łask otrzymała. Wiemy, ile cierpienia, braku zrozumienia i trudności przeżywał św. Józef z Maryją, by ochronić Dzieciątko Boże. Ale ich ciepło i bliskość zastąpiła Małgorzacie własnych rodziców, do Nich mówiła, z Nimi rozmawiała, Ich kochała i Ich obraz otrzymała na trzech perłach, które były w Jej sercu. Dzisiaj mówi do nas św. Małgorzata, że każdy kto nie ma pełnej rodziny i czuje się odrzucony, zostanie przyjęty z miłością do Serc Najświętszej Rodziny, tam znajdzie balsam i lekarstwo na swoje rany, miłość bezwarunkową. Dlatego chcemy oddać wszystkie rodziny świata oraz wszystkich ludzi odrzuconych w jakikolwiek sposób i samotnych Najświętszym Sercom św. Józefa, Dziewicy Maryi i Dzieciątka Jezus, by łaska ich świętej miłość zagoiła rany i dała radość życia dla Boga na ziemi, uwalniając od ludzkich więzów miłości.

Każda z osób Najświętszej Rodziny była całkowitym i bezinteresownym darem z siebie, swoim życiem i postępowaniem niosła najpiękniejszy przykład miłości ofiarowującej siebie, a jednocześnie każda z tych osób w pełni przyjęła i odwzajemniła dar pozostałych.

W szkole Świętej Rodziny, pod Jej czujnym i czułym wzrokiem, każdy z członków rodziny może zdobywać cnoty i te postawy ducha, bez których komunia nie byłaby możliwa – cnotę bezinteresownej miłości, radosnej służby, cierpliwości w znoszeniu cierpień i trudów codzienności, zawierzenia Bogu, wewnętrznego skupienia, czystości i prawości serca, wierności aż do końca – po cierpienie i krzyż…

Prośmy dziś szczególnie Najświętszą Rodzinę, tę najpiękniejszą wspólnotę Osób, by uprosiła każdemu małżeństwu i każdej rodzinie, by każdy dom stawał się komunią miłujących osób.

Jeśli rodziny nasze będą się starały naśladować Świętą Rodzinę z Nazaretu, to Bóg obdarzać je będzie coraz większym błogosławieństwem. Dzieciątko Jezus nie zawiedzie nas; ani Maryja Matka Jezusa; ani święty Józef Jej przeczysty Oblubieniec.

Modlitwa pap. Franciszka do Świętej Rodziny

Jezu, Maryjo i Józefie,
w was kontemplujemy
blask prawdziwej miłości,
do was zwracamy się z ufnością.

Święta Rodzino z Nazaretu,
uczyń także nasze rodziny
środowiskami komunii i Wieczernikami modlitwy,
autentycznymi szkołami Ewangelii
i małymi Kościołami domowymi.

Święta Rodzino z Nazaretu
niech nigdy więcej w naszych rodzinach nikt nie doświadcza
przemocy, zamknięcia i podziałów:
ktokolwiek został zraniony albo zgorszony,
niech szybko zazna pocieszenia i uleczenia.

Święta Rodzino z Nazaretu,
przywrócić wszystkim świadomość
sakralnego i nienaruszalnego charakteru rodziny,
jej piękna w Bożym zamyśle.

Jezu, Maryjo i Józefie,
usłyszcie, wysłuchajcie naszego błagania!

Amen.

Na koniec przywołajmy jeszcze słowa papieża Franciszka wypowiedziane podczas wizyty w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie - Prokocimiu  w dniu 29 lipca 2016 r.:

„Chciałbym zatrzymać się trochę przy każdym chorym dziecku, przy jego łóżku, przytulić je choć przez chwilę, posłuchać i razem milczeć w obliczu pytań, na które nie ma natychmiastowych odpowiedzi. (…) Chciałbym, abyśmy jako chrześcijanie byli zdolni do trwania u boku chorych z milczeniem, z przytuleniem, z modlitwą. Nasze społeczeństwo jest przyzwyczajone do kultury odrzucenia. Czasami rodziny pozostają same w trudzie otaczania chorych opieką. Z tego miejsca chciałbym powiedzieć: pomnażajmy dzieła kultury miłości. Służenie z miłością i czułą troską osobom potrzebującym pomocy sprawia, że wszyscy wzrastamy w człowieczeństwie”.

Innym razem papież Franciszek z całą mocą wołał: „Rodzice chorych dzieci nie potrzebują aborcji ale pomocy. To lęk przed cierpieniem i poczucie samotności zasiewa w nich wątpliwości. Dlatego trzeba im udzielić wszelkiej niezbędnej pomocy, aby pomimo niewątpliwych trudności mogli przyjąć swe dzieci.

W sposób jednoznaczny Ojciec Święty potępił również praktyki prowadzące do aborcji eugenicznej. „Życie ludzkie jest święte i nienaruszalne. Dlatego należy z całą stanowczością odradzać stosowania diagnozy prenatalnej w celach selekcyjnych, ponieważ jest to wyrazem okrutnej mentalności eugenicznej, która odbiera rodzinom możliwość przyjęcia i kochania swego najsłabszego dziecka ”.

Papież stanowczo odrzucił postawę dominującej dziś kultury odrzucenia, dla której niektóre dzieci ze względu na chorobę czy jakość swej egzystencji nie zasługują na życie i są skazane na śmierć. „Każde dziecko, które pojawia się w łonie matki jest darem, który zmienia historię rodziny. Takie dziecko trzeba przyjąć, kochać i otoczyć troską. Zawsze!” – podkreśla Franciszek.

Ojciec Święty zauważył, że dzięki postępowi medycyny bardzo wcześnie można dziś wykrywać deformacje płodu i jego choroby. Dla rodziców jest to ciężkim ciosem, rodzi się lęk przed cierpieniem, poczucie bezsilności. Nikt, nawet lekarz, nie wie, jaką postać przybierze choroba. Jedno jest jednak pewne, zauważył Papież, że od pierwszych chwil dla medycyny to dziecko w łonie matki jest pacjentem, którego można leczyć, a nie tylko diagnozować. Medycyna prenatalna przynosi niespodziewane rezultaty i wszyscy powinni mieć do niej dostęp. „Dlatego ważne jest, aby lekarze jasno mieli przed oczami nie tylko cel – wyleczenie – ale także świętość ludzkiego życia, którego ochrona stanowi ostateczny cel pracy lekarza.

Franciszek zauważył, że bardzo ważna jest też odpowiednia postawa lekarza wobec rodziców chorego dziecka.

Nawet kilka godzin życia dziecka zmienia serce matki „Jest to szczególnie ważne w przypadku dzieci, o których wiemy, że przy obecnym stanie wiedzy naukowej, umrą przy porodzie albo krótko po nim. W takich sytuacjach opieka zdrowotna mogłaby się wydawać marnowaniem środków i przysparzaniem dodatkowych cierpień rodzicom. Jeśli przyjrzymy się temu uważnie, możemy dostrzec autentyczne znaczenie takich zabiegów, których celem jest pomoc w urzeczywistnieniu miłości danej rodziny. Otoczenie opieką takiego dziecka pomaga bowiem rodzicom w przeżywaniu żałoby i postrzeganiu jej nie tylko jako straty, ale jako etapu wspólnie przebytej drogi. To dziecko pozostanie w ich życiu na zawsze. I oni będę mogli je kochać. Tak często tych kilka godzin, kiedy matka może tulić swe dziecko, pozostawia ślad w jej sercu, którego ona nigdy nie zapomni. Ona czuje się – pozwólcie, że użyję tego słowa – spełniona. Czuje się matką”.

Franciszek zaważył, że w dominującej dziś kulturze brakuje takiego podejścia. Lęk i wrogość wobec niepełnosprawności skłaniają do przerwania ciąży, traktując to jako swoistą prewencję. W tym kontekście Ojciec Święty w bardzo mocnych słowach potępił wszelką formę aborcji, również eugeniczną. Zgładzenie ludzkiego życia nigdy nie jest rozwiązaniem problemu, podobnie jak nie jest nim korzystanie z usług płatnych morderców – podkreślił Papież. Opowiedział też przypadek, z jakim zetknął się w swej dawnej diecezji w Buenos Aires.

Pewna 15-letnia dziewczyna z Zespołem Downa zaszła w ciążę i rodzicie udali się do sędziego po zezwolenie na aborcję. Sędzia, człowiek prawy i poważny, zbadał ten przypadek i powiedział: «chcę porozmawiać z tą dziewczyną». Ona przyszła, usiadła. On się zapytał: «co ci jest?» «Jestem chora». «A co to za choroba?» «Powiedzieli mi, że mam w środku pasożyta, który zżera mi żołądek, dlatego niezbędny jest zabieg». «Nie, ty nie masz robaków, które zżerają ci żołądek. Wiesz, co tam masz? Dziecko!» I ta dziewczyna z Zespołem Downa powiedziała: «Ależ to piękne!» I na tej podstawie sędzia nie zgodził się na aborcję. Matka chciała tego dziecka. Urodziła się dziewczynka. Minęły lata. Uczyła się, rozwinęła, została adwokatem. I odkąd poznała swą historię, co roku na swe urodziny dzwoniła do sędziego, by mu podziękować za to, że się urodziła. Z życia wzięte. Zmarł sędzia, a ta dziewczyna jest dziś prokuratorem. Czyż to nie piękne! Aborcja nigdy nie jest odpowiedzią, której szukają kobiety i rodziny.

Modlitwa.

Ojcze Niebieski, przez wstawiennictwo Św. Małgorzaty z Castello udziel nam łaski stawania w obronie wykluczonych i przyjmowania tych, którzy są odrzuceni. A kiedy to krótkie życie się skończy, spraw, byśmy my, którzy przyjęliśmy wszystkich naszych braci i siostry, zostali przyjęci przez Ciebie do życia wiecznego. Amen.

Modlitwa.

Boże mój, dziękuję Ci, że dałeś światu Świętą Małgorzatę z Castello, aby była przykładem, do jak wielkiej świętości dojść może każdy, kto Cię prawdziwie kocha, niezależnie od fizycznego upośledzenia. W dzisiejszej upadłej kulturze moralnej najpewniej nie pozwolono by Ci się urodzić, śmierć nienarodzonego uważana jest bowiem za coś lepszego niż życie, szczególnie życie w zniekształconym kalekim ciele. Ale drogi Twoje nie są drogami świata, było zatem Twą Wolą, by Małgorzata przyszła na świat w takim właśnie upośledzonym ciele. Oto jak sprawiasz, że nasze słabości świadczą o Twej potędze: Małgorzata urodziła się niewidoma, by widzieć Cię jaśniej oczami duszy; kulawa, by całkowicie oprzeć się na Tobie; w nędznej posturze, by stać się wielka duchem; garbata, by tym doskonalej przypominać udręczone, ukrzyżowane ciało Twego Syna. Całe życie Małgorzaty było wypełnieniem słów Pawłowych: “Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” /2 Kor 12,10/.

Błagam Cię, Boże spraw za wstawiennictwem Świętej Małgorzaty z Castello, aby wszyscy upośledzeni, wszyscy odrzuceni i niechciani tego świata, potrafili chlubić się właśnie swymi słabościami, a przez to niech moc Twoja zstąpi na nich i pozostanie na zawsze. Amen.

MODLITWA ZA CHOREGO W RODZINIE

Wszechmogący, wieczny Boże, Ojcze i dawco życia, wiekuisty Lekarzu wierzących, spojrzyj na N., członka naszej rodziny, który choruje. Wejrzyj na jego cielesne i duchowe cierpienia. Za wstawiennictwem św. Małgorzaty z Castello udziel mu swojej pomocy, aby, jeśli zgadza się to z Twoją najświętszą wolą, mógł on znowu służyć Tobie i ludziom, Twoim dzieciom. racz sprawić, aby nabrał zaufania do Twojej ojcowskiej dobroci.

Wszechmogący, wieczny Boże, miłosierny Lekarzu dusz i ciał Twoich dzieci, wysłuchaj nasze prośby zanoszone za chorego, dla którego upraszamy Twoje zmiłowanie, aby odzyskawszy zdrowie złożył Ci dziękczynienie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

o. Piotr OCarm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio