24.06.2006
29.12.2006 - ostatnia aktualizacja
W imię Maryi


Wielkie rzeczy uczynił nam Bóg przez Maryję,
Jej imię błogosławią pokolenia…

Drodzy Bracia i Siostry, zgromadzeni w Oborskim Wieczerniku!
Imię Maryja – po hebrajsku Miriam, ma wielorakie znaczenie. Święty Bernard imię to przekładał na: Gwiazda morza, Gwiazda poranna, Jutrzenka poranna. Może znaczyć też Pani lub Piękna. Inni Maryja tłumaczą jako Ukochana przez Boga lub też Napawająca radością.

Święty German tak zwracał się do Maryi:

Jak oddech jest sprawdzianem, czy nasze ciało ma jeszcze energię ożywiającą, tak Twoje święte imię, nieustannie wymawiane ustami Twoich sług – w każdym czasie, w każdym miejscu i na wszelki sposób – jest czymś więcej niż sprawdzianem, jest przyczyną życia, radości, pomocy dla nas.

Święty Bernard wołał znów do Maryi:

Dał Ci Bóg, o Maryjo, imię, aby na to imię wszelkie klękało kolano: niebieskie, ziemskie i piekielne.

Ten sam święty w jednej ze swych modlitw wyznawał:

O wielka i łaskawa, o wszelkiej chwały godna Dziewico Maryjo. Twoje imię jest tak słodkie i miłe, że niepodobna go wymówić, żeby się nie zapalić miłością dla Ciebie i Boga. Dla Twych czcicieli dosyć jest wspomnieć Twe imię, by zapalić się miłością i napełnić pociechą – ono przynosi nam więcej pociech w tym życiu, niżby mogły nam przynieść wszystkie skarby ziemi.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa imię Maryi otaczano czcią tak wielką, że – chcąc uniknąć profanacji – nie nadawano tego imienia dzieciom ani dorosłym. W późniejszych wiekach wprowadzono podwójną pisownię: Maryja – zastrzeżono dla Najświętszej Panny, Maria – dla wszystkich innych, którzy obierać będą to imię. W 1600 r. jeden z kaznodziei katedry krakowskiej tak mówił:

Niech więc te niewiasty, które imię Jej noszą, starają się godnie mu odpowiedzieć, naśladując w każdej chwili życiem swoim te cnoty, którymi jaśniała ich Patronka Maryja.

Jeszcze w XIX wieku poeta Stefan Witwicki posądzał o profanację tych, co będąc grzeszni, używali tego imienia, na którego cześć i sławę każdy uczciwy Polak życie by sto razy gotów ważyć.

Był wiek XVII. Na tronie papieskim zasiadał Innocenty XI, królem Polskiej Korony był Jan Sobieski. Chrześcijaństwo stanęło wobec niepohamowanego zalewu wojsk tureckich. Wojska mahometańskie posunęły się aż pod Wiedeń. Wydawało się, że nie ma już ratunku ani dla oblężonego miasta ani dla całego chrześcijaństwa. W tym ciężkim położeniu wyprawił papież posła do Jana III Sobieskiego z prośbą, aby król pośpieszył na pomoc. Jednak sejm polski, mając na uwadze pusty skarb i wyczerpany wojnami kraj, wahał się... Wtedy to szalę przechylił świątobliwy o. Stanisław Papczyński, spowiednik króla. Modląc się, błagał Maryję o radę. Matka Boża ukazał się swemu czcicielowi i zapewniła o zwycięstwie. Kazała iść pod Wiedeń i walczyć. Ojciec Papczyński wystąpił wobec króla, senatu, legata papieskiego i przemówił tymi słowami: – Zapewniam cię, królu, Imieniem Dziewicy Maryi, że zwyciężysz i okryjesz siebie, rycerstwo polskie i Ojczyznę nieśmiertelną chwałą.

Sobieski, słysząc, że sama Królowa wyraziła swą wolę, 29 lipca 1863 r. wyruszył na odsiecz Wiednia, zabierając ze sobą około dwadzieścia siedem tysięcy wojska. Przedtem jednak zatrzymał się na Jasnej Górze. Przez cały dzień gorąco się modlił i służył do Mszy świętej. Wstępował też po drodze do innych sanktuariów maryjnych, aby błagać Najświętszą Pannę o pomoc. W Krakowie król odbył pielgrzymkę do siedmiu kościołów i 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Panny Maryi, opuścił miasto, aby dołączyć do wojska, które wyszło wcześniej pod dowództwem hetmanów Sieniawskiego i Jabłonowskiego.

Po półtora miesiąca wędrówki Sobieski dotarł pod Wiedeń. Ta wiadomość, którą królowej Marysieńce przeniósł kurier od męża, lotem błyskawicy obiegła Kraków. Opuszczano domy, pogaszono ognie, wypełniły się kościoły. Ludność, poszcząc o chlebie i wodzie, modliła się przez cały dzień. W tym czasie Sobieski stanął na szczycie kalenberskiej góry, naprzeciw Wiednia.
Na widok ponad stutysięcznej armii nieprzyjacielskiej znużeni i wygłodniali rycerze polscy zadrżeli. Król jednak wprawnym okiem dostrzegł błędy w rozporządzeniach wodza nieprzyjaciół i uznał to za pierwszy znak pomocy Bożej. Nazajutrz, 12 września 1683 r. polski król uczestniczył w trzech Mszach świętych. Przystąpił do Komunii świętej i – leżąc krzyżem – wraz z całym wojskiem ufnie polecał się Matce Najświętszej. Chcąc, aby wszystko działo się pod Jej znakiem, dał rycerstwu hasło: W imię Panny Maryi – Panie Boże, dopomóż!

O godzinie drugiej po południu ruszono do ataku, śpiewając Bogurodzicę. Sobieski stał na wzgórzu, błogosławię walczących drzewem Krzyża świętego i relikwiami świętych, a w rozstrzygającym momencie sam dowodził husarią. I co się stało? Rozsypała się w proch muzułmańska potęga. Tego dnia zginęło dwadzieścia pięć tysięcy Turków, a Polaków tylko jeden tysiąc.

Tak jak wcześniej przepowiedział Pan Jezus św. Małgorzacie, nasz pokorny władca nie przypisał tego zwycięstwa sobie, lecz Bogu i Jego Matce, wypowiadając pamiętnie słowa: Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył.

Wysłał też list do papieża z prośbą, aby ustanowił dzień 12 września świętem Imienia Maryi. Miał to być znak wdzięczności i świadectwo dla wszystkich pokoleń, że mocą tego Imienia osiągnięto tak wielkie zwycięstwo. To święto do dzisiejszego dnia obchodzone jest w całym Kościele.

Rycerstwo polskie pod wodzą króla Jana Sobieskiego z imieniem Maryi na ustach podjęło bohaterski bój i ochroniło Europę od zalewu barbarzyńców spod znaku półksiężyca.

Czciciele Matki Najświętszej wiele razy na przestrzeni całej historii Kościoła doznawali cudownego ocalenia z różnych zagrożeń wzywając Maryję na pomoc. Tak dzieje się także w naszym życiu, gdy całkowicie oddamy się i zawierzymy Maryi. Wzywając Jej imienia otrzymujemy moc od Boga do odwrócenia się od brzydoty grzechu, moc do przezwyciężania samych siebie i wybierania woli Bożej. A jeśli nasza małość daleka jeszcze jest od autentycznego stylu czci dla Maryi, prośmy razem z poetą: Ty coś stopami wsparła się o księżyc, poradź nam, jak w Twoje imię mamy zwyciężyć.

Drodzy Pielgrzymi! Zgromadzeni w Imię Maryi w Oborskim Wieczerniku! Co przygotowujemy na jutrzejsze imieniny Niepokalanej? – pytał kiedyś święty Maksymilian Kolbe. Ofiarujmy Jej czystość swojego sumienia, coraz więcej krystaliczną, coraz więcej nieskalaną. Jak to osiągnąć?

Mimo wszystkich trudności jest nie tylko możność, ale i pewność osiągnięcia, chociażby grzechy ciężkie na ciężkich leżały... Należy więc często zwracać się do Niepokalanej aktami strzelistymi – co chwila, co moment. To bardzo oczyszcza duszę i uświęca... Niekoniecznie z książeczki, ale po prostu, jak dziecko do matki.
Nie ma życia bez matki. I życie nadnaturalne ma Matkę, Matkę Łaski Bożej. Dlatego tak często wymawiamy imię Maryja, by zaczerpnąć z tego źródła łaski, nabrać energii życia nadprzyrodzonego, zbliżyć się do Niej. Od stopnia zbliżenia się do Niepokalanej zależy nasza świętość. Musimy często zwracać się do Najświętszej Maryi Panny, modlić się o siłę i łaskę.

Ojciec Maksymilian zachęcając do odświeżania sobie aktu oddania się Matce Bożej, mówił:

Dobrze jest przed ważniejszymi trudnościami, pracami, ponawiać ten akt, chociażby przez imię Maryja!
Wystarczy jedno westchnienie Maryja sercem wzbudzone, o ile dusza znajdzie się w takich warunkach, które nie pozwalają dłużej się zastanowić. Przypominać sobie i odnawiać akt, żeśmy Jej własnością.
Zamiłowanie w używaniu słodkiego imienia Matki Bożej jest oznaką życia duszy... Na przykład przed rozpoczęciem jakiejś pracy i po jej zakończeniu. Im to wzywanie będzie częstsze, tym więcej będziemy kochać Matkę Bożą.
- A jak my powiemy Maryja, to Matka Boża, co mówi? – pytają bracia.
- Jak my do Niej po imieniu, to i Ona po imieniu – odpowiada o. Maksymilian.
Jak przyjdzie smutek i zniechęcenie, wtedy powiedziawszy imię Maryja wszystko oddać Niepokalanej i iść dalej naprzód. Oddajmy się Mamusi. Niepokalana miażdży łeb szatana, a on syczy, ale nic nie zrobi, bo nie ma takiej siły jak nasza Mamusia.

Pewien kapłan egzorcysta wspomina:

Było to jedno z moich pierwszych spotkań z człowiekiem zniewolonym przez ducha złego. Dobrze pamiętam to wydarzenie. Właśnie skończył się kurs ewangelizacyjny, uczestnicy rozjeżdżali się do domu, skończyło się również zebranie ekipy prowadzącej kurs. Prosto z tego zebrania udałem się do kaplicy i tam zastałem dwóch animatorów stojących na środku, jakby na kogoś czekali. Rzeczywiście czekali na pewnego młodego człowieka, który przed chwilą prosił ich o o modlitwę o uwolnienie. Już się nad nim modlili, ale on wyszedł na chwilę, żeby się uspokoić, ponieważ zaczęło nim bardzo rzucać. Postanowiłem i ja dołączyć się do modlitwy. Kiedy chłopak wrócił do kaplicy, spytałem go, czym się to zniewolenie objawia. Odpowiedział, że coś mu przeszkadza się modlić, po prostu coś go w czasie modlitwy zaczyna szarpać.
– Od kiedy? – pytam. – Od kilku dni.
– Czy jesteś świadomy, co mogło spowodować to zniewolenie? Przyznał, że nie wie, dlaczego tak się dzieje.
– Przecież jakaś przyczyna musi być – nalegam. Poznanie przyczyny zniewolenia jest istotne. Jeżeli nie zostanie ona usunięta, modlitwa pomoże tylko na pewien czas, albo w ogóle nie da rezultatu.
Młody człowiek zastanawiał się, ale nie odpowiadał. Postanowiłem, więc pomodlić się o światło dla niego i dla nas. I oto, gdy tylko uczyniłem znak krzyża, jakaś siła zaczęła gwałtownie przekręcać mu głowę w lewo i w prawo. Po chwili upadł i zaczął tarzać się po posadzce kaplicy. Modlitwy się przeciągały. Trzeba było cały czas trzymać go za ręce. Co jakiś czas przytomniał, wtedy można było z nim rozmawiać. Ale kiedy znowu zaczynaliśmy się modlić, konwulsje powracały. Nie mógł słuchać modlitwy Ojcze nasz. Najbardziej jednak działała na niego modlitwy różańcowa. Słysząc Zdrowaś Maryjo, wpadał jakby w szał. Poprzez zaciśnięte zęby powtarzał: – Tylko nie Maryja! Objawy zniewolenia opuściły go dopiero po wyspowiadaniu się i otrzymaniu rozgrzeszenia. Co mnie wtedy uderzyło? Jego lęk przed imieniem Maryi.

Drodzy Bracia i Siostry! Umocnieni i zachęceni jesteśmy tym świadectwem zwycięstwa Niepokalanej. I my z ufnością wzywajmy Jej imienia w codziennej modlitwie różańcowej. Idźmy przez życie w Imię Maryi. Żyjmy i wszystko czyńmy przez Maryję, z Maryją, w Maryi i dla Maryi – jak mówi św. Ludwik Maria Grignion de Montfort.

We wrześniu 1939 roku o. Maksymilian, żegnając się ze współbraćmi powiedział:

Pamiętajcie: kochajcie Niepokalaną i we wszystkich trudnościach do Niej się zwracajcie, a Ona na pewno Was wysłucha i przeprowadzi szczęśliwie przez wszelkie trudności.
Ona, Pośredniczka łask wszelkich, musi łaską swoją nas oświecać i dusze nasze wzmacniać. Ten tylko przejdzie dobrze przez życie, kto do Niej ustawicznie się zwraca. Tylko w Niej jest gwarancja naszego wytrwania i uświęcenia.

Ukochani Bracia i Siostry! Zgromadzeni w Imię Maryi na oborskim wzgórzu! Spójrzmy z ufnością w Jej macierzyńskie Oblicze, pochylone nad nami, i wołajmy: One miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, o łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo.
Amen.

o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio