01.12.2008
22.03.2009 - ostatnia aktualizacja
Włożył na nią ręce


Pan Jezus często kładł ręce na chorych, kiedy ich uzdrawiał. „Nauczał raz w szabat w jednej z synagog. A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować. Gdy Jezus ją zobaczył, przywołał ją i rzekł do niej: „Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy”. Włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga” (Łk 13,11-13). Jezus zachęcał także swoich uczniów, by kładli ręce na chorych: „Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą... Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,17-18). Widzimy ich działanie w Dziejach Apostolskich: „Wiele znaków i cudów działo się przez ręce apostołów wśród ludu” (Dz 5,12). „Pozostali [Paweł i Barnaba] tam dość długi czas i nauczali odważnie, ufni w Pana, który potwierdzał słowo swej łaski cudami i znakami, dokonywanymi przez ich ręce” (Dz 14,3). „Ojciec Publiusza leżał właśnie chory na gorączkę i biegunkę. Paweł przyszedł do niego i pomodliwszy się położył na nim ręce i uzdrowił go” (Dz 28,8)” (O.Benedict M. Heron OSB).

Św. Ireneusz w 150 roku po narodzeniu Chrystusa pisze, że on i inni „nadal wkładają ręce na chorych, a ci odzyskują zdrowie” (Contra Haeresis II: 32,4-5).

„Obrzędy błogosławieństw dostosowane do zwyczajów Diecezji Polskich”, wydane przez Księgarnię św. Jacka w 2001 roku, mówią: „Szczególne miejsce wśród znaków błogosławienia zajmuje nałożenie rąk, zgodnie ze zwyczajem Chrystusa, który powiedział o swoich uczniach: „Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,18). Ten znak spełnia Chrystus aż do dzisiaj w Kościele i przez Kościół”.  

„Czując ciepło dłoni kapłana, chory może sobie wyobrazić, że sam Chrystus nałożył na jego głowę swe miłujące dłonie i ustami kapłana przywołuje Ducha Świętego, by zstąpił na tego, który potrzebuje wsparcia. Nałożenie rąk jest opiekuńczym gestem. Otwiera przestrzeń, w której chory czuje się strzeżony przez uzdrawiającą i miłującą bliskość Boga. Wie, że również podczas choroby ma nad sobą opiekuńcze ręce miłującego Boga” (O.Anselm Grun OSB).

Celestyna z Rumii w świadectwie przekazanym w kwietniu 2008 r. pisze: „Do Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach przyjechałam zupełnie przypadkiem, po tym jak kilka dni wcześniej odmówiono mi jakiejkolwiek pomocy w walce z nowotworem tarczycy. Z punktu widzenia medycyny, byłam beznadziejnym przypadkiem. Do Obór przyjechałam dnia 7 sierpnia 2002 roku i w tym dniu podczas błogosławieństwa z nałożeniem rąk kapłana zostałam uzdrowiona. Potwierdziło to późniejsze dwukrotne badanie krwi i USG. Chce powiedzieć, że nawet nie pomyślałam, że taki cud może się zdarzyć. Cierpiałam w milczeniu. Tego dnia przeżyłam wielką radość duchową, przyjmując szkaplerz święty, dzięki któremu czułam się bardzo szczęśliwa. Dziękuję z całego serca Matce Najświętszej i Panu Jezusowi za ten cud uzdrowienia”.

Danuta z Torunia, pracująca przez wiele lat w służbie zdrowia na onkologii, była latem na Wieczerniku w Oborach i wobec zgromadzonych licznie pielgrzymów powiedziała: „W 2003 roku w m-cu grudniu przebyłam operację tarczycy, po otrzymaniu wyniku histopatologicznego okazało się, że był to nowotwór złośliwy tarczycy. W 2007 roku poczułam silne bóle w węzłach chłonnych po stronie wyciętego nowotworu. U podstawy czaszki tylnej części głowy było również znamię brodawkowate, także po tej samej stronie. Nic nie mówiłam rodzinie, by oszczędzić im stresu. W m-cu sierpniu 2007 roku, przyjechałam do sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach. Na ogrodzie podczas błogosławieństwa indywidualnego poprzez nałożenie rąk kapłańskich i modlitwę otrzymałam „Spoczynek w Duchu Świętym”. Przyjechałam do domu i zauważyłam, że bóle przez dwa dni były bardzo słabe i bardzo rzadko. Na trzeci dzień bóle ustąpiły zupełnie, a także zginęło znamię. Od tamtej chwili minął rok, czuję się dobrze. Chwała niech będzie i dziękczynienie Mateńce Bożej Bolesnej i całej Trójcy Przenajświętszej za tę wielką łaskę jaką otrzymałam. Całuje ręce kapłańskie, które są przedłużeniem rąk Pana Jezusa i nam błogosławią”.

29 listopada 2008 r. na Wieczerniku podeszła do zakrystii Jolanta z Warszawy i przekazała swoje świadectwo: „W 2006 r. stwierdzono u mnie niedoczynność tarczycy, a badanie USG w czerwcu 2008 r. wykazało na tarczycy kilka guzków. We wrześniu miałam mieć robioną biopsję, aby zbadać, które z tych guzków są złośliwe, a które nie. Kiedy w czerwcu przyjechałam do Obór czułam się ogólnie bardzo osłabiona, miałam duże wahania ciśnienia i trudności w oddychaniu, po długim, leczonym antybiotykowo, zapaleniu oskrzeli. Po modlitwie wstawienniczej i włożeniu rąk kapłana, podczas zaśnięcia w Duchu Świętym, poczułam uzdrawiającą moc, która obejmowała chore miejsca i całe ciało. To był początek mojego uzdrowienia. W Oborach byłam jeszcze w sierpniu i we wrześniu. Nowe badanie USG tarczycy w tej samej przychodni i przez tego samego specjalistę wykazało zniknięcie guzków. Lekarz powiedział, że na następne badanie powinnam zjawić się nie wcześniej niż za dwa lata. Zniknięcie guzków wprawiło w zdumienie Panią Doktor endokrynolog, która, po zbadaniu i przejrzeniu wyników badania krwi, stwierdziła, że mam zdrową tarczycę. Opowiedziałam Pani Doktor o Wieczernikach Królowej Pokoju w Oborach i przekazałam informacje, o które poprosiła. Ogólnie czuję się dobrze i przyjechałam podziękować Ci Mateńko Oborska za łaskę uzdrowienia, którą mi uprosiłaś. Niech będzie Bóg uwielbiony za cuda, które dokonują się w tym Sanktuarium! Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, który żyje i leczy wszelkie choroby! Niech będzie błogosławiona Najświętsza Panna Maryja, nasza kochana Pośredniczka, Wspomożycielka i Orędowniczka!”.

Posłuchajmy na koniec świadectwa Piotra, młodego pielgrzyma z Lipna: „Od Sanktuarium w Oborach dzieli mnie odległość 20 kilometrów. Łaska, którą obdarowało mnie Niebo miała miejsce na początku 2006 roku. Początkowo mój lewy bark bolał mnie przy próbie podparcia lewej ręki, ten uraz trwał latami. Jednak kilka dni przed faktycznym przyjazdem do Obór mój stan się pogorszył, nie mogłem już podnieść ręki na wysokość głowy ani tez spać na tym boku. Ten uraz powstał i nasilał się podczas podnoszenia ciężkich przedmiotów. O Sanktuarium w Oborach słyszałem wielokrotnie. Jednak przyjazd do tego miejsca zbywałem z miesiąca na miesiąc, trwało to tylko do czasu, gdy stan się pogorszył. Pojechałem pielgrzymką autokarową. Osoby w autokarze zapewniały mnie, że gdy już raz pojadę to będę chciał tam wracać – nie chciałem w to wierzyć, lecz życie pokazało inaczej. Wyjazd miał miejsce w trzeci piątek miesiąca, w godzinach popołudniowych. Na Czuwaniu modlitewnym w Oborach przystąpiłem do błogosławieństwa chorych. Wieczorem wróciłem do domu. Następnego dnia w chwilę po przebudzeniu pomyślałem: Jak dobrze mi się spało, jaki jestem wypoczęty. W tym momencie przypomniałem sobie o mojej prośbie, podnosząc lewą rękę do góry i poruszając nią we wszystkie strony nie czułem żadnego bólu. Natychmiast pobiegłem do rodziców, cioci, sąsiadów, łzy płynęły mi po policzkach. Podczas przeskakiwania nad zamkniętą bramką – dzielącą moje i cioci podwórka – musiałem podeprzeć się lewą ręką i w tym momencie uświadomiłem sobie, że zostałem całkowicie uleczony z mojej boleści. Wyżej wymienione uzdrowienie fizyczne poprzedziła przemiana duchowa. Dla mnie, dla moich bliskich, znajomych – to niezaprzeczalny cud. Moja przeszłość to około trzy i pół letni pobyt w zakładach karnych lub aresztach śledczych, kilka wyroków karnych. Prowadziłem hulaszczy tryb życia. Byłem tyranem dla swojej rodziny. Żyłem w związkach niesakramentalnych: z jednego – mam ośmioletnią córkę, z drugiego – trzyletniego syna. Uczyć się nie chciałem, oceny nie były zbyt dobre, mimo to udało mi się uzyskać świadectwo dojrzałości. Do kościoła starałem się chodzić co niedzielę, gdyż tak byłem wychowany, lecz na tym kończył się mój bliższy kontakt z Bogiem i z Kościołem. Jednym z momentów przełomowych w moim życiu była spowiedź generalna z całego życia, która miała miejsce około trzech lat temu. Podczas tej spowiedzi łzy i pot zalewały mi ciało, cały się trzęsłem, trudno mi było wypowiadać niektóre grzechy. W tym też czasie stawałem się – dzięki Bogu – innym człowiekiem, odrzuciłem wszelkie zło – starego człowieka – mocą Bożej łaski przemieniłem się w nowego, całkiem innego. Teraz moje myśli kieruję ku Bogu, uczęszczam na Eucharystię kilka razy w tygodniu, modlę się, czytam Pismo Święte. Od lutego 2006 roku należę do Bractwa Szkaplerznego i Koła Żywego Różańca. Gdziekolwiek jestem, daję świadectwo nowego życia. Praktykuję post o chlebie i wodzie. Odpieram ataki na Kościół. Studiuję teologię, pracuję i pragnę czynić tylko dobro. Pragnę służyć i pomagać bliźnim, m.in. przywożę chorych do Sanktuarium w Oborach na coniedzielną Mszę świętą z modlitwą o uzdrowienie. Za wszystko dziękuję Panu Bogu i Maryi Bolesnej królującej w Oborskim Sanktuarium”.

Niech te piękne świadectwa umocnią naszą wiarę w moc Bożego błogosławieństwa udzielanego nam przez kapłanów, przez ich namaszczone dłonie. I niech zachęcą do wytrwałej modlitwy w ich intencji. Więcej na ten temat we wcześniejszym  rozważaniu: Na chorych ręce kłaść będą.

„O Jezu, Odwieczny Najwyższy Kapłanie! Z bezmiaru swej miłości do ludzi, swoich braci, pozwoliłeś, aby z Twego Najświętszego Serca zrodziło się kapłaństwo katolickie; prosimy Cię, łaskawie wylewaj nadal ożywiające strumienie nieskończonej miłości do serc Twoich kapłanów. Żyj w nich! Przemieniaj ich w siebie! Czyń ich dzięki swej łasce narzędziami Twego zmiłowania i działaj nieustannie w nich i przez nich! Daj, aby przez naśladowanie Twoich cnót upodobnili się do Ciebie oraz w Twoje imię i w sile Twego Ducha dokonywali dzieł, których Ty sam dokonywałeś dla zbawienia świata! Boski Zbawicielu dusz! Spójrz, jakże wielka jest liczba zagubionych w nocy błędu; wielka jest też liczba niewiernych owieczek, które nadal chodzą na skraju wiecznej przepaści. Niezliczona jest liczba ubogich, słabych, głodujących, niewidzących, którzy płaczą w opuszczeniu. Powróć do nich w swoich kapłanach! Żyj w prawdzie zawsze w nich i działaj przez nich! Idź w nich na nowo przez świat, przebaczając, pocieszając, ofiarując i zawiązując na nowo świętą więź między Sercem Bożym a sercem człowieka! Amen” (Modlitwę tę odmawiali często św. Pius X i Pius XI).

                                                                             o.Piotr Męczyński O.Carm.

.

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio