18.05.2011
Wejdźmy do Groty Nadziei, obejmijmy Skałę Wiary i pijmy ze Źródła Miłości


Umiłowani w Chrystusie Panu bracia i siostry! Droga Rodzino Matki Bolesnej!

W tegorocznym orędziu na XIX Światowy Dzień Chorego papież Benedykt XVI pisze: „Niech (…) będzie przy was Najświętsza Maryja Panna, którą z ufnością wzywamy jako Uzdrowienie chorych i Pocieszycielkę strapionych. U stóp Krzyża wypełniło się proroctwo Symeona, że Jej matczyne serce miecz przeniknie (por. Łk 2,35). Z głębi swojego cierpienia, uczestnicząc w cierpieniach Syna, Maryja stała się zdolna do przyjęcia nowej misji: być Matką Chrystusa w Jego członkach. W godzinie Krzyża, Jezus przedstawia Jej każdego ze swoich uczniów, mówiąc: „Oto syn Twój” (J 19,26-27). Matczyna troska o Syna staje się matczyną troską o każdego z nas w naszym codziennym cierpieniu”.

Św. Bernadeta z Lourdes, która już od dziecka zmagała się z chorobą i biedą materialną, w swoim zeszycie duchowym pisze: „O Maryjo, o Matko cierpienia! U stóp krzyża otrzymałaś tytuł naszej Matki. Jestem dzieckiem Twojego bólu, dzieckiem Kalwarii. Stałaś się moją Matką w najcięższym momencie cierpienia i próby, powinnam więc pokładać w Tobie wielką i bezgraniczną ufność; (…) Przyjdę schronić się w twoim sercu, moja dobra Matko, i prosić Cię, byś mi nie dała zginąć, byś obdarzyła mnie łaską posłuszeństwa i uległości w godzinie próby, bym za Twoim przykładem cierpiała z miłością; niech pozostanę, jak Ty, stojąca u stóp krzyża i przybita do krzyża, jeśli takie jest życzenie Twojego ukochanego Syna”.

Najmilsi bracia i siostry! W godzinie cierpienia duchowego i fizycznego, podobnie jak Bernadeta, zwróćmy się do Maryi: „O Moja Matko, przychodzę, aby w Twym Sercu złożyć niepokoje mego serca i czerpać od Ciebie siłę i odwagę”. 

Święty Rafał Kalinowski, karmelita bosy, uczy: „ Życie chrześcijanina pełne jest tysięcy cierpień, umartwień i doświadczeń! Ten ciężki i gorzki kielich staje się lekki i słodki, jeśli go ofiarujemy Maryi i przyjmujemy z rąk ukochanej Matki; jeżeli wspaniałomyślnie godzimy się – jak Jezus w Ogrójcu – wypić ten kielich z miłości do Niej! Gdy przygnębiają nas przeciwności, naśladujmy małe dzieci, które wobec niebezpieczeństwa wzywają swej Matki i biegną rzucić się w Jej objęcia. Ramiona Maryi są zawsze otwarte na przyjęcie nas! Ulubionym ćwiczeniem wielu Świętych, zwłaszcza w strapieniach, było nabożeństwo do Matki Bożej Bolesnej. „Boleści, które was gnębią – mówi pewien pobożny pisarz – są liczne i różnorodne, ale Maryja, dając nam Jezusa Chrystusa, dała nam jednocześnie lekarstwo na wszystkie nasze dolegliwości”. Nie ma takiego nieszczęścia, które by nie mogło być zmniejszone przez Maryję i przez które nie przeszlibyśmy razem z Nią! Ona uwalnia od niego, Ona je łagodzi, Ona posiada tajemnicę pocieszania serc. Możemy śmiało powiedzieć: Najświętsza Panna jest jak szpital, otwarty dla wszelkiego rodzaju nędzy i cierpienia; szpital, w którym jeżeli się nie zawsze jest wyleczonym, to przynajmniej znajdzie się zawsze złagodzenie boleści, pociechę i pokrzepienie w dźwiganiu Krzyża Chrystusowego!”.

Drodzy bracia i siostry! Na Oborskiej Kalwarii i w ciszy Oborskiego Sanktuarium Matka Bolesna nieustannie wychodzi na spotkanie wszystkim chorym i cierpiącym, rozpoznając w nich umęczone Oblicze swego Najdroższego Syna. Wyciąga do nich swoje macierzyńskie ramiona, by podtrzymać, pocieszyć, dodać odwagi. Własnym przykładem uczy nas jak mamy podczas choroby łączyć nasze ludzkie cierpienia ze zbawczą Męką Chrystusa, z Jego Ofiarą Miłości, która codziennie sakramentalnie uobecnia się na ołtarzu. Uczy nas jak w Komunii Świętej czerpać siły do codziennego podążania śladami Jezusa na szczyt Kalwarii.

Pewnego dnia Pan Jezus powiedział do chorej na gruźlicę siostry Faustyny: „Wiedz, że tę siłę, którą masz w sobie do znoszenia cierpień, musisz zawdzięczać częstej Komunii św., a więc przychodź często do tego źródła miłosierdzia i czerp naczyniem ufności cokolwiek ci potrzeba” (Dz 1487).

Przypomina nam o tym Sługa Boża Wanda Malczewska (1822 – 1896), żyjąca w XIX wieku mistyczka, troskliwie opiekująca się chorymi. W jednej z wizji towarzyszyła Matce Bolesnej podczas Jej spotkania z Jezusem na kalwaryjskiej drodze.

„Zbliżało się południe. Weszliśmy (z Matka Bolesną i świętym Janem)na ścieżkę pro­wadzącą poza miasto w stronę Kalwarii, na koniec ulicy, którą prowadzono Pana Jezusa. W drodze wszyscy troje płakaliśmy i modliliśmy się o łaskę spotkania Pana Jezusa. Matka Najświęt­sza pomimo wycieńczenia sił szła prędko. Zdziwiona tym objawem mocy fizycznej, rzekłam z pokorą: "Matko Najświętsza, skąd masz tyle sił, że idziesz tak prędko, ja bałam się, czy będziesz mogła przebyć tę drogę, bom Cię widziała przed wyjściem z domu bardzo słabą, a teraz widzę, że jesteś nie­zwykle mocna, bo tak szybko idziesz...". Pocałowałam serdecznie w rękę Matkę Najświętszą, przepraszając Ją za poufałość.

Na to Matka Najświętsza spojrzała na mnie tak słodko i dob­rotliwie, że w tym spojrzeniu widziałam odbicie dobroci Najdroż­szego Jezusa. Po tym spojrzeniu nawiązała się serdeczna rozmowa. Matka Najświętsza dała mi taką odpowiedź: "Moc, jaką widzisz we mnie, daje mi miłość mojego Syna Jezusa. Kocham Go nad życie z dwóch względów - najpierw, że jest moim Bogiem, a Pana Boga przede wszystkim trzeba kochać i żyć jego miłością. Kto wierzy w Boga i miłuje Go serdeczną miłością, tego dusza nigdy się nie starzeje, zawsze pełna jest młodzieńczych porywów i zapału do szlachetnych czynów. Miłość Pana Boga nie tylko wiecznie od­mładza duszę, ale i siły ciała podtrzymuje, często ze starców czyni młodych, z dzieci i niewiast odważnych bohaterów.

Drugim źródłem tych sił, jakie we mnie podziwiasz, to Naj­świętszy Sakrament, który przy Ostatniej Wieczerzy z rąk Najmil­szego mojego Syna przyjęłam. Ten Sakrament osładza mi gorzkość cierpień, łagodzi smutek duszy, goi rany serca, pokrzepia ciało i dodaje odwagi. Dzięki temu Sakramentowi zniosłam mężnie mę­kę, którą mój Syn poniósł i zniosę ją do końca nawet pod Krzyżem umierającego Syna, gdy Jego ciało zdjęte z Krzyża trzymać będę na moim łonie i gdy to ciało zostanie w grobie, a ja po Jego śmierci zostanę samiuteńka na świecie; i to mnie nie załamie, bo chleb żywota to pokarm niebieski dla duszy. Najświętszy Sakrament przyjęty na Ostatniej Wieczerzy, doda mi sił i utrzyma przy życiu... taką właściwość ma w sobie Najświętszy Sakrament”.

I w dalszym ciągu mówiła do niej Matka Bolesna: (…) Córko Moja! Czyżbyś ty dotąd żyła i wśród różnych bied pokój duszy zachowała, gdybyś Najświętszego Sakramentu co­dziennie nie przyjmowała! Któż cię uleczył z ciężkiej, obłożnej cho­roby... Kto ci daje siły obchodzić chorych, jeżeli nie Najświętszy Sakrament?"

"Z Najświętszego Sakramentu czerpali odwagę i męstwo Święci Męczennicy... i twoi rodacy, którzy, nie chcąc się wyrzec wiary i miło­ści Ojczyzny, byli skazani na wygnanie, na długie lata więzienia, a wielu na śmierć. Ci, co bywali u spowiedzi i posilali duszę Najświęt­szym Sakramentem, wszyscy wytrwali i nie dali się niczym przekupić.

Jeszcze jedno źródło mojej siły, jaką podziwiasz - to miłość do Jezusa jako mojego Syna. Czegóż by to matka nie zrobiła dla dziecka. Matka, która ma serce prawdziwej matki, wszystko poświęci dla dzie­cka swego, nawet życie. A która to matka może poszczycić się takim Synem jak ja, moim Jedynakiem, Jezusem? Takiego Syna nie było, nie ma i nie będzie. - Otóż miłość moja dla Niego, ze słabej istoty, przemieniła mnie w niezwyciężoną bohaterkę.

O, gdyby ludzie ukochali Boga nade wszystko i Syna, Jego Jezusa Chrystusa, który za nich się poświęcił! Gdyby do Najświęt­szego Sakramentu często i godnie przystępowali, mieliby siłę do zwalczania złego, żyliby cnotliwie - w przeciwnościach byliby cierpliwi, a w pomyślności pokorni - szliby za Chrystusem, jak my teraz idziemy i doszliby za Nim do Królestwa wiecznego, które On swoim Krzyżem otworzy" (W. Malczewska, Wizje, przepowiednie, upomnienia dotyczące Kościoła i Polski, opr. ks. A. Majewski, Wrocław 2005, s. 53-54, s. 88-94).

Drodzy bracia i siostry! Maryja zawsze prowadzi nas do Jezusa obecnego w Eucharystii, wskazuje, że tylko w Nim jest nasze zbawienie, nasze uzdrowienie, nasze uświęcenie, tylko On jest Chlebem dającym życie wieczne, tylko w Nim jest nasza moc i siła do dźwigania słodkiego jarzma Jego krzyża.

Tego uczyła Matka Boża młodziutką Bernadetę w Lourdes. Zwróćmy uwagę, że Jej objawienia w Grocie Massabielskiej wpisują się w pragnienie Bernadety przystąpienia do Pierwszej Komunii Świętej, którego długo nie mogła zrealizować. Chora na astmę, 14 – letnia Bernadeta nie znała francuskiego, mówiła w lokalnym dialekcie, a katecheza była jedynie po francusku. Seria tych 18 objawień, których doświadczyła, jest jak wielka katecheza, w czasie której sama Matka Boża przygotowuje Bernadetę do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Upragniona chwila nadeszła w uroczystość Bożego Ciała 3 czerwca 1858 roku. Ubrana jak wszystkie inne dziewczynki, na biało, z peleryną na ramionach i welonem na głowie Bernadetta ze świecą w ręku zajęła miejsce przy pierwszym szeregu klęczników. „Wydawała się bardzo przejęta tym, co czyniła” – pisał ksiądz Peyramale (czyt. Pejramal), proboszcz  Lourdes. A następnie dodał: „Z rękami złożonymi przystąpiła do ołtarza, przyjęła Boga do dziewiczego serca i powróciła na swoje miejsce, ujawniając jedynie głębokie i bezmierne szczęście”. Tak więc dla Bernadety objawienia Pięknej Pani i Pierwsza Komunia Święta były złączone w jedno. Koleżanka zapytała ją, co było ważniejsze - objawienia czy Pierwsza Komunia Święta. Bernadeta odpowiedziała, że są to dwie rzeczy nieporównywalne i nierozłączne. Wiedziała, że to Maryja pomogła jej w spotkaniu z Jezusem Eucharystycznym, przygotowała ją do niego, wyjaśniła, czym jest nawrócenie, grzech, nowe życie.

Bernadetta w dniu Pierwszej Komunii Świętej otrzymała szkaplerz Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, który nosiła z radością jako materialny znak szczególnej opieki Niepokalanej. W dniu jej wspomnienia – 16 lipca – po przyjęciu Komunii Świętej czuła w sercu głos wzywający ją do Massabielle (czyt. Massabiel). Do Groty jednak nie można się było dostać. Na przeszkodzie stała drewniana palisada, wybudowana w czerwcu na polecenie władz. Jednak Bernadetcie to nie przeszkadzało. Klęknęła po drugiej stronie potoku, wyciągnęła różaniec i wpadła w ekstazę. „Och, jest – zawołała z radością – kłania się nam i uśmiecha znad bariery”. Później mówiła: „Nigdy nie widziałam Jej tak piękną!”. Widzenie trwało około piętnastu minut.

Było to osiemnaste i ostatnie objawienie. Jednak Piękna Pani nie powiedziała „żegnaj”. Bernadetta czuła, że uśmiech Najświętszej Dziewicy mówił jej raczej „do zobaczenia”. Do zobaczenia w lepszym, szczęśliwym życiu.

Niepokalana objawia nam moc Eucharystii i przypomina, że w Komunii Świętej otrzymujemy zadatek Nieba, przedsmak Raju, zgodnie z obietnicą Chrystusa: „Kto spożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. Maryja nieustannie wskazuje nam obecnego w Eucharystii Niebieskiego Lekarza i podaje „lekarstwo nieśmiertelności”. Przyjmując Jezusa w sakramencie Miłości stajemy się podobni do Niepokalanej, naszej Niebieskiej Matki.

W historii cudownych uzdrowień w Lourdes można zauważyć pewną prawidłowość: najczęściej bowiem łaski uzdrowienia doznawali chorzy w chwili, gdy celebrans niosący Najświętszy Sakrament przechodził wzdłuż szeregu leżących na łóżkach chorych i błogosławił ich Najświętszą Hostią. Jest to niezwykle wymowny znak: to Jezus jest prawdziwym uzdrowicielem. Jego Matka przyprowadza do Niego potrzebujących nadprzyrodzonej pomocy dla ciała i dla ducha.

25 lipca 1923 roku na wielkim placu przed bazyliką Niepokalanego Poczęcia w Lourdes angielski żołnierz John Traynor całkowicie sparaliżowany, siedząc w swoim wózku, oczekiwał przyjścia Pana Jezusa Eucharystycznego. Podczas wojny w październiku 1914 roku został postrzelony w głowę na froncie w Belgii. Pół roku później u wybrzeży Dardaneli pocisk rozerwał mu prawą pachę, unieruchamiając całą rękę. W 1920 roku próbowano mu zoperować głowę, uszkodzoną na początku wojny, pocisk bowiem, który utkwił wewnątrz, powodował częste ataki padaczki. Niestety operacja się nie udała. W czaszce pozostała dziura o średnicy około sześciu centymetrów. Ataki epilepsji wzmogły się do kilku na dzień.

Czekając na przyjście Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, ów były żołnierz nie miał nadziei na całkowite uzdrowienie. Pragnął tylko, aby przewodniczący procesji biskup zatrzymał się przy nim i go pobłogosławił. Tak się też stało. Biskup zatrzymał się właśnie przed jego wózkiem. W chwili, gdy jego oczy śledziły ruch monstrancji, poczuł, że jest uzdrowiony. Podniósł rękę i nakreślił nią na piersiach znak krzyża. Dotknął głowy i zorientował się, że nie tylko nie ma dziury, ale nawet blizny. Rzucił się na kolana ze swojego wózka z gwałtownością kogoś, kto spostrzegł, że obudził się za późno.

Podczas tej procesji tuż za biskupem szedł doktor Rudolf Hynek, Czech, ateista znany ze swych wojowniczych wypowiedzi. Widząc Johna Traynora schodzącego z wózka, przeraził się, wszak rankiem tego dnia odwiedził go w szpitalu – był on w takim stanie, że liczono się z jego rychłą śmiercią. Patrzył więc na niego z bijącym sercem. Zaciekły ateista pomyślał, że w Białej Hostii musi być jednak jakaś moc nadzwyczajna. Poszedł więc do Groty. Przed figurą Niepokalanej zaczął odmawiać Zdrowaś Maryjo. Zatrzymał się jednak i ze wstydem uprzytomnił sobie, że dalszego ciągu nie pamięta. Próbował mówić Ojcze nasz, niestety, zapomniał również i tej modlitwy, choć jako dziecko odmawiał ją codziennie. Potem na studiach zaczął szczycić się swoją niewiarą. Błąkał się po świecie w poszukiwaniu prawdy i pokoju. Napisał później: „Człowiek, który myśli, wcześniej czy później odczuje potrzebę, by adorować i służyć” Dlatego w 1925 roku przybył po raz drugi do Lourdes. Mówił o tym następująco: „Stałem przed Niebieską Matką ja, syn marnotrawny, grzesznik przed oceanem Miłości i Miłosierdzia, przed Pośredniczką wszelkich łask i prosiłem Ją o doskonały powrót, o całkowite nawrócenie. Miłosierdzie Boże miało litość nade mną”.

Oficjalnie powrócił do Kościoła 8 czerwca 1925 roku. Jako lekarz poświęcił się pracy nad badaniem Całunu Turyńskiego.

Z wdzięcznością pisał później profesor Hynek: „Matka Łaski Bożej nie opuściła mnie w moich najgłębszych ciemnościach; uratowała mnie od zła i szczęśliwie przyprowadziła do Jezusa”. 

Drodzy bracia i siostry, kochani chorzy, zgromadzeni w Oborskim Wieczerniku!

Przez wstawiennictwo naszej Niebieskiej Matki módlmy się do Boskiego lekarza, który pozostał z nami w darze Eucharystii:

Panie Jezu, dziękujemy Ci za wszelkie cuda Twej dobroci, jakie działasz w swym Najświętszym Sakramencie. Prosimy Cię, rozpal w nas żywą wiarę w Twoją obecność wśród nas i gorącą miłość do Ciebie, który nas ciągle oczekujesz w tabernakulum naszego kościoła.

Matko Jezusa Eucharystycznego prowadź nas do swojego Syna. Amen.

 

                                                                         o. Piotr Męczyński O. Carm.

« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio