18.05.2011
Cierpiałam na chorobę Parkinsona


 

Siostra Marie Simon-Pierre Normand ze zgromadzenia Małych Sióstr Macierzyństwa Katolickiego została uzdrowiona za wstawiennictwem Ojca Świętego Jana Pawła II z choroby Parkinsona. Jak stwierdził ks. prałat Bernard Podvin, rzecznik Konferencji Biskupów Francji, jest ona kobietą „skromną, dyskretną, bardzo przywiązaną do papieża Jana Pawła II z powodu wiary, ale także dlatego, że Ojciec Święty był, tak jak ona, dotknięty chorobą Parkinsona”.

Sama siostra przyznała, że Jan Paweł II był dla niej „siłą, by iść naprzód”. Uzdrowienie nastąpiło w sposób nagły w nocy z 2 na 3 czerwca 2005 r. i definitywny - do tej pory nie stwierdzono nawrotu najmniejszego nawet objawu choroby.

Marie-Pierre — bo takie właśnie imię dostała na chrzcie — jest najstarsza z pięciorga rodzeństwa. Urodziła się w praktykującej katolickiej rodzinie na północy Francji, w okolicach Cambrai. Podobnie jak rodzeństwo, przyszła na świat w katolickim szpitalu położniczym, prowadzonym przez Małe Siostry Macierzyństwa Katolickiego w Cambrai.

Powołanie do poświęcenia się Bogu poczuła jako mała dziewczynka, ale nie ujawniała swojego sekretu. — Kiedy urodziła się ostatnia z moich sióstr, miałam 9 lat. Już wtedy przyciągał mnie uśmiech krzątających się wokół mojej mamy na oddziale położniczym Małych Sióstr. Zastanawiałam się, co jest źródłem ich szczęścia, skąd bierze się radość na ich twarzach? Odkryłam, że to przez obecność Pana Jezusa w ich sercach — opowiada.

Kiedy przystępuje do Pierwszej Komunii św., postanawia oddać życie Bogu. Choć jeszcze nie wie jak. Po ukończeniu szkoły zdrowia publicznego i opieki sanitarnej odbywa staż w szpitalu Małych Sióstr. Potem, jako dyplomowana pielęgniarka neonatologiczna, składa podanie o pracę w szpitalu w Cambrai, by — jak mówi — być blisko domu i blisko sióstr, próbować żyć jak one. Przez 9 miesięcy opiekuje się noworodkami, jeździ też jako sanitariuszka do Lourdes. W 1981 r. przy Grocie Objawień zanurza się w basenie z błogosławioną wodą. Słyszy wewnętrzny głos, by wstąpić do Małych Sióstr. Na Wielkanoc kolejnego roku, dokładnie w czasie wielkoczwartkowej adoracji, Marie-Pierre ostatecznie odpowiada Bogu „tak”.

Odkąd w 2001 r. zdiagnozowano u niej symptomy choroby Parkinsona, nigdy nie skarżyła się na swoje cierpienie. W kaplicy chowała się za filarem, by nikt nie widział jej trzęsących się rąk. Siostry nie wiedziały, że z powodu uporczywych skurczy mięśni i bólu prawie w ogóle nie śpi. Ani o tym, że wstaje o 4.30, godzinę przed pobudką, by zdążyć ubrać się na Mszę o 6.00.

Charyzmatem naszego zgromadzenia jest służba rodzinie i przychodzącemu na świat dziecku. Jan Paweł II wielokrotnie apelował o otwarcie się na życie i otoczenie opieką bezbronnego dziecka. Takie jest nasze powołanie. Mamy kilka domów i szpitali położniczych we Francji oraz dom misyjny w stolicy Senegalu - Dakarze.

Jan Paweł II był mi zawsze bardzo bliski, był jak najlepszy przyjaciel. W łączności ze wszystkimi czuwającymi na Placu św. Piotra modliłam się podczas umierania Papieża, a jego śmierć odczułam jako stratę kogoś najbliższego. W tym czasie nasiliły się bardzo objawy mojej choroby, byłam wyczerpana i ogólny stan zdrowia bardzo się pogorszył.

Cierpiałam na chorobę PARKINSONA, którą zdiagnozowano w czerwcu 2001 roku. Choroba dotknęła całą lewą stronę ciała, powodując poważne utrudnienia, jako że jestem osobą leworęczną. Początkowo choroba rozwijała się w sposób łagodny, ale po trzech latach jej objawy pogłębiły się, wzmagając drżenie, sztywnienie, ból, bezsenność... Od 2 kwietnia 2005 roku z tygodnia na tydzień stawała się coraz poważniejsza, mój stan pogarszał się z dnia na dzień, nie mogłam już pisać, (powtórzę : jestem leworęczna), a kiedy próbowałam, to co napisałam było prawie nieczytelne. Samochód mogłam prowadzić tylko na krótkich odcinkach, gdyż moja lewa noga często „blokowała się” i taka sztywność bynajmniej nie ułatwiałaby jazdy.  Potrzebowałam coraz więcej czasu na wykonywanie mojej pracy, a ponieważ pracuję w środowisku szpitalnym, powodowało to wiele trudności. Byłam zmęczona, wycieńczona.

Po ogłoszeniu diagnozy trudno mi było patrzeć na Jana Pawła II w telewizji. Mimo tego byłam przy nim bardzo blisko w modlitwie i wiedziałam, iż on mógł zrozumieć to, co przeżywałam. Podziwiałam jego siłę i odwagę, która mobilizowała mnie do nie poddawania się i do pokochania tego cierpienia, gdyż bez miłości ono pozbawione byłoby sensu. Mogę stwierdzić, iż była to codzienna walka, ale moim jedynym pragnieniem było móc przeżywać ją w wierze i z miłością przyjąć wolę Ojca.

W Wielkanoc 2005 roku zapragnęłam oglądać naszego Ojca Świętego Jana Pawła II w telewizji, gdyż czułam w duchu, iż będę mogła to uczynić po raz ostatni. Cały ranek przygotowałam się do tego spotkania wiedząc, iż będzie ono bardzo trudne dla mnie (ukazać mi miało bowiem to, jaka będę za kilka lat). Nie było mi łatwo, gdyż jestem względnie młoda. Jednak nieprzewidziane zakłócenia w przekazie telewizyjnym uniemożliwiły mi oglądanie programu.

Wieczorem 2 kwietnia 2005 roku cała nasza wspólnota zgromadziła się, aby dzięki połączeniu na żywo z Rzymem we francuskiej telewizji diecezji paryskiej (KTO)  trwać na czuwaniu modlitewnym na Placu Świętego Piotra. Wraz z siostrami z bezpośredniej relacji dowiedziałyśmy się o śmierci Jana Pawła II. Nagle zawalił mi się cały świat, straciłam przyjaciela, który mnie rozumiał i dawał mi siły, by iść naprzód. W kolejnych dniach czułam wielką pustkę, ale jednocześnie miałam pewność, iż był On nieustannie obecny.

13 maja, w święto Matki Bożej Fatimskiej, papież Benedykt XVI otworzył Proces Beatyfikacyjny Jana Pawła II. Począwszy od 14 maja moje siostry ze wszystkich wspólnot we Francji i w Afryce modliły się o wstawiennictwo Jana Pawła II, prosząc o moje uzdrowienie.

S. Marie-Simon Pierre podkreśla: To nie tylko moja modlitwa, ale także intencje wznoszone przez całe zgromadzenie, to znaczy około stu sióstr. Ich gorliwość była dla mnie ogromną siłą podczas całej choroby. Modlitwy trwały bez przerwy aż do chwili, kiedy stwierdzono, iż jestem zdrowa.

Byłam wówczas na wakacjach. Kiedy czas odpoczynku skończył się, 26 maja wróciłam całkowicie wycieńczona chorobą. Od 14 maja towarzyszył mi ciągle pewien werset z Ewangelii według świętego Jana: „Jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą”. Jest 1 czerwca, nie daję już rady, walczę, aby nie poddać się i utrzymać na nogach.

2 czerwca rano byłam zupełnie wyczerpana i poprosiłam przełożoną - matkę Marie Thomas o zwolnienie mnie z pracy w szpitalu, gdzie odpowiadałam za 46-łóżkowy oddział położniczy.

- Jeśli jest mi pisany wózek inwalidzki, zaakceptuję to i nadal będę wierna mojemu powołaniu.

Usłyszałam w odpowiedzi: „Wytrzymaj! W sierpniu pojedziesz do Lourdes, a i Jan Paweł II nie powiedział jeszcze ostatniego słowa”.

Podczas spotkania z przełożoną, Jan Paweł II był obecny przy naszej rozmowie, która odbyła się w atmosferze pokoju i pogody ducha. Przełożona podaje mi w pewnej chwili pióro i prosi o napisanie na kartce „Jan Paweł II”. Było to zbyt trudne, ręka drżała i od dawna pisałam z trudnością, starając się nigdy nie pisać przy świadkach. Przełożona jednak nalegała. Ustąpiłam, ale imię papieskie, napisane z wielkim trudem, było zupełnie nieczytelne. Dzień toczy się dalej normalnie… poszłam na oddział, gdzie pracowałam.

Wieczorem, jak zwykle, była wspólna modlitwa z siostrami w kaplicy i posiłek. Po modlitwie wieczornej o godzinie 21.00 weszłam do mojego biura, by następnie udać się do pokoju. Było to między 21.30 a 21.45. Wówczas odczułam pragnienie, by wziąć pióro i pisać. Jak gdyby ktoś mówił mi: „weź pióro i pisz”. Ku wielkiemu zdziwieniu, pismo było wyraźnie czytelne. Nie pojęłam dobrze, co się dzieje, położyłam się na łóżku. Było to dokładnie dwa miesiące po tym, jak Jan Paweł II opuścił nas i udał się do Domu Ojca. O 4.30 obudziłam się zdziwiona, iż mogłam spać. Od razu wstałam z łóżka, moje ciało już nie bolało, nie czułam żadnego zesztywnienia, a wewnętrznie nie byłam już ta sama. Potem, jakieś wewnętrzne wezwanie, jakaś siła skłoniła mnie, bym poszła modlić się przez Najświętszym Sakramentem. Zeszłam do oratorium. Modliłam się przed Najświętszym Sakramentem. Ogarnął mnie wielki pokój i błogość. Coś ogromnego, jakaś tajemnica, które trudno opisać. Następnie, ciągle przez Najświętszym Sakramentem rozważałam [w modlitwie różańcowej] nad tajemnicami światła Jana Pawła II. A o godzinie 6.00 wyszłam, by razem z siostrami modlić się w kaplicy i uczestniczyć we Mszy świętej. Musiałam przebyć około 50 metrów i wówczas zdałam sobie sprawę, iż podczas gdy szłam, moja lewa ręka ruszała się, choć zazwyczaj pozostawała nieruchomo wzdłuż ciała. Dostrzegłam również pewną lekkość w całym ciele, zwinność, której nie doświadczałam od dawna. Podczas Eucharystii ogarnęła mnie wielka radość i pokój. Był to 3 czerwca, uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Po wyjściu ze Mszy byłam przekonana, iż zostałam uzdrowiona... drżenie w ręce całkowicie ustąpiło. Poczułam przypływ sił fizycznych i ogromną ochotę do pracy. Na oddziale brakowało tego dnia personelu, ale ja czułam się tak dobrze, że mogłam sprostać pracom, jakie wykonywałam przed chorobą. W południe odstawiłam wszystkie lekarstwa, a wczesnym popołudniem powiadomiłam przełożoną Marie Thomas, że zostałam uzdrowiona za wstawiennictwem Jana Pawła II.

7 czerwca poszłam na okresową wizytę do neurologa, który od 4 lat mnie leczył. Ze zdziwieniem stwierdził całkowity zanik wszystkich objawów, chociaż od 5 dni nie kontynuowałam kuracji. Następnego dnia przełożona generalna powierzyła wszystkim wspólnotom odprawianie dziękczynienia. Całe zgromadzenie rozpoczęło wówczas nowennę dziękczynną do Jana Pawła II.

Jak twierdzi, największy szok przeżyli siostrzeńcy i mama, która wezwana pilnie przez przełożoną była pewna, że jej córka jest na wózku, i przewidywała najgorsze scenariusze. — Przywitałam ją w drzwiach i jak mnie zobaczyła, wybuchła płaczem — mówi s. Marie Simon-Pierre.

Minęło już 10 miesięcy od czasu, kiedy przerwałam kurację. Powróciłam do normalnej pracy, piszę bez żadnej trudności, znowu prowadzę samochód, nawet na długich odległościach. Czuję się tak, jak gdybym narodziła się po raz drugi, jakbym rozpoczęła nowe życie, gdyż nic nie jest tak, jak przedtem.

Dzisiaj mogę stwierdzić, iż przyjaciel odszedł z naszej ziemi, ale mimo tego jest bardzo bliski memu sercu. On sprawił, iż wzrosło we mnie pragnienie adoracji Najświętszego Sakramentu oraz miłość do Eucharystii, która zajmuje najważniejsze miejsce w moim codziennym życiu. To, co Pan dał mi przeżyć dzięki wstawiennictwu Jana Pawła II jest wielką tajemnicą, trudną do wyjaśnienia w słowach, gdyż tak jak jest wielka, tak jest silna..., ale dla Boga nie ma nic niemożliwego. Tak, „jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą”.

Odbieram teraz życie zupełnie inaczej – mówi Siostra Marie Simon Pierre. W momencie narodzin fizycznie przychodzimy na świat, a ja przeżyłam odrodzenie duchowe i fizyczne. Uczestniczę we wszystkich pracach, jakie stawia przede mną codzienne życie, np. w pracach fizycznych, przeprowadzce, pakowaniu i rozpakowywaniu kartonów. Jestem szczęśliwa, że mogę na nowo służyć rodzinom, towarzyszyć rodzącemu się życiu. Jestem z tymi, którzy radują się, przyjmując nowe życie, jestem z rodzinami, które przyjmują dziecko upośledzone. Codziennie uświadamiam sobie radość z każdej wykonanej czynności. To ciagły akt dziękczynienia. Zupełnie inaczej odbieram słowa Pisma Świętego o uzdrowieniu chorych, za każdym razem towarzyszy mi silne przeżycie wewnętrzne i wzruszenie. Bardzo ważna jest w moim życiu Eucharystia, adoracja i modlitwa różańcowa. Razem z siostrami modlimy się codziennie za chorych.

Jestem bardziej otwarta na towarzyszenie rodzinom i chorym, dobrze rozumiem, co odczuwa chory. Potrafię wczuć się w sytuację i współczuć oraz z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że na końcu tunelu jest światło nadziei. Nie wiemy tylko, kiedy do niego dojdziemy, czasami może to trwać długo, ale zawsze trzeba mieć nadzieję.

Jan Paweł II jest mi bardzo bliski, jest bliski naszemu zgromadzeniu. My, małe siostry, jesteśmy w służbie rodzącego się życia, a Ojciec Święty również był bliski najsłabszym, chorym i bezbronnym, upominał się o każde życie. Modlę się często za jego wstawiennictwem i będzie towarzyszył mojemu życiu aż do końca.

„Bóg uczynił znak. Bóg kocha życie. Jest Ojcem bliskim tym, którzy cierpią. Wzywa nas do służby na rzecz życia!” — napisał w specjalnym komunikacie abp Christophe Dufour, metropolita Aix i Arles. Jego słowa przytoczyła s. Marie Simon-Pierre w czasie jedynej konferencji prasowej z jej udziałem, która odbyła się w dniu ogłoszenia daty beatyfikacji Jana Pawła II w Aix-en-Provence.

— Należę do pokolenia JP2, którego zadaniem jest głoszenie ewangelii życia — tłumaczyła wtedy.

— Jeśli przyjęłam modlitwę sióstr o moje uzdrowienie, to tylko po to, by móc kontynuować pracę w służbie życiu.

49-letnia zakonnica pracuje dziś na oddziale noworodków w Klinice św. Vincentego à Pauolo w Bourgignon-Jaillieu, niedaleko Lyonu. To pierwsza placówka powołana w 1930 r. przez Marie Louise Lantelme, założycielkę jej zgromadzenia (ze względu na nowatorski projekt pierwsze siostry czekały ponad 20 lat na zatwierdzenie zgromadzenia na szczeblu diecezjalnym. Dopiero Jan Paweł II w 1982 r. przyznał im papieski dekret). Małe Siostry prowadzą też szpitale w Cambrai, Paryżu i Aix-en-Provence oraz w senegalskim Dakarze w Afryce. Są położnymi i pielęgniarkami, towarzyszą rodzinie i samotnym matkom, chorym i niepełnosprawnym dzieciom, małżeństwom cierpiącym z powodu bezpłodności, a także kobietom, które dokonały aborcji. Zakonnice prowadzą szkolenia i sesje o diagnostyce prenatalnej, etyce seksualności. Propagują treści z encykliki „Evangelium vitae”, adhortacji „Familiaris consortio” oraz Listu do Rodzin i Listu do Kobiet Jana Pawła II. W ich misji jakby kumulują się najpilniejsze kwestie, które leżały na sercu papieża.

— Jest nam bliski, więc zwróciłyśmy się do niego o pomoc, kiedy stan naszej siostry się pogorszył — mówi matka Marie-Thomas.

— Zatwierdzenie przez Kościół tego cudu i ogłoszenie beatyfikacji papieża jest dla nas znakiem i wsparciem w walce o kulturę życia, tak mało obecną w naszym społeczeństwie. To znak dla Francji, szczególnie w chwili, kiedy trwają u nas prace nad ustawą bioetyczną.

Marie Simon-Pierre jest niczym rzeczniczka Jana Pawła II, kiedy przed obiektywami laickich mediów wzywa Francję do nawrócenia: „O Francjo, co uczyniłaś ze swoim chrztem?”.

— To wołanie Jana Pawła II z jego pierwszej pielgrzymki do Francji, wygłoszone w Bourget 1 czerwca 1980 r., nieustannie towarzyszy małej siostrze — tłumaczy Matka Marie-Thomas.

Na adres zgromadzenia napływają prośby o modlitwę od chorych z całego świata. — Nie traćcie nadziei. Na końcu tunelu jest światło — zwraca się do nich uzdrowiona zakonnica. Apeluje też do uczestników Światowych Dni Młodzieży i całego świata, by podobnie jak siostry siłę odnajdywać w Różańcu, Eucharystii i adoracji.

— Codziennie spędzamy przynajmniej 30 minut twarzą w twarz z Chrystusem — mówi. — To właśnie na Chrystusa powinniście skierować te światła i kamery, nie na mnie — tłumaczy dziennikarzom s. Marie Simon-Pierre. Czy Jan Paweł II mógł wybrać sobie lepszą rzeczniczkę?

Na koniec posłuchajmy fragmentu homilii Ks. Bp Grzegorza Kaszaka, Pasterz Kościoła sosnowieckiego wygłoszonej w bazylice św. Józefa w Kaliszu, dnia 4 listopada 2010 roku:

„W Polsce próbuje się wmówić nam, że to dla szczęścia i uśmierzenia cierpienia kobiety i bezpłodnych małżeństw, trzeba stosować metodę sztucznego zapłodnienia czy aborcję.

Odpowiadając na ten argument, chciałbym jeszcze raz przywołać postać Ojca Świętego Jana Pawła II. Otóż, jak to stwierdził jego osobisty lekarz, prof. Renato Buzonetti, papież chorował na nieuleczalną chorobę Parkinsona, która powoli go uśmiercała. Pojawiły się trudności z utrzymywaniem równowagi, potem trzęsąca się ręka i ślinotok - co stało się powodem ataków, kpin i drwin. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, ciężko było oddychać, twarz stawała się bez wyrazu - choroba powoli pozbawiała go tego, co tak bardzo cenił i lubił: możliwości przemawiania do ludzi. A na koniec przykuła go do wózka inwalidzkiego. On - góral, piechur zdobywający z taką pasją górskie szczyty - nie mógł się swobodnie poruszać i pójść dokąd by chciał. Bardzo wiele cierpiał.

A to właśnie wówczas, za jego pontyfikatu, pojawiły się głosy, że istnieje szansa leczenia choroby Parkinsona dzięki komórkom macierzystym pochodzącym z embrionów. Jednak w celu ich pozyskania do doświadczeń trzeba by było zabić embriony. Cierpiący i schorowany Ojciec Święty jednoznacznie odrzucił tę możliwość i propozycję. Nie pozwolił, dając nam wszystkim, a szczególnie osobom cierpiącym fizycznie i moralnie, przykład swoim życiem, aby ulga w cierpieniu, a w przyszłości może i uzdrowienie, przyszły kosztem uśmiercenia niewinnego ludzkiego życia. Swoją postawą wypełniał słowa Pisma Świętego: Lepiej bowiem - jeżeli taka wola Boża - cierpieć, czyniąc dobrze, aniżeli źle czyniąc (1P 3,17). I pewnie też dlatego właśnie, tak wiele dobra uczynił dla ludzkości, a po śmierci słusznie został okrzyknięty przez niektórych "Wielkim".

Uzdrowiona s. Marie-Simon Pierre została zapytana przez dziennikarza z Radia Watykańskiego o to dlaczego wybrała właśnie wstawiennictwo Jana Pawła II? Odpowiedziała: „Nie wiem dlaczego. Całe nasze zgromadzenie pełni posługę względem życia i rodziny. Jan Paweł II zawsze bronił wartości życia, w każdym zakątku świata głosił je, a my służymy życiu, rodzinie, rodzącym się dzieciom, życiu od poczęcia, każdemu życiu. Byłam ponadto dotknięta tą samą chorobą, na którą cierpiał Jan Paweł II – chorobą Parkinsona. (…) Cóż mogę powiedzieć? Wiem, że byłam chora, a obecnie jestem zdrowa. Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Myślę, że trzeba to powiedzieć: z wiarą wszystko jest możliwe i wszystko zawarte jest w dłoniach Ojca”.

Przypadek Siostry najpierw wnikliwie badała komisja diecezjalna, później grono lekarzy i ekspertów, specjalistów od choroby Parkinsona, którzy mieli do dyspozycji nie tylko dossier medyczne, ale również zeznania 15 świadków znających Siostrę i jej stan zdrowia przed uzdrowieniem. Nauka uznała uzdrowienie Siostry za niewytłumaczalne z punktu widzenia medycznego, a komisja teologów potwierdziła, że istnieje związek między uzdrowieniem a modlitwami zanoszonymi w tej intencji do Ojca Świętego.

Były prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, kard. José Saraiva Martins wyjaśnia, dlaczego do wyniesienia Jana Pawła II konieczne było uznanie cudu przypisywanego jego wstawiennictwu. Jest on „pieczęcią”, jaką Bóg potwierdza życie człowieka, który okazał „heroiczną cnotę wierności Ewangelii”. W przypadku niektórych kandydatów na ołtarze heroizm ten wyraża się w męczeństwie za wiarę, jednak w większości przypadków chodzi o wierność Ewangelii „w głębi swojego człowieczeństwa, we wszystkich warunkach życia”, o „przeżywanie codzienności w niecodzienny sposób” - podkreślił kardynał.

"Gdy dochodzi do cudu dzięki wstawiennictwu kogoś, kogo wzywano, oznacza to, że ta osoba jest w komunii z Bogiem. I to jest świętość” – wyjaśnił kard. Martins.

Wspominając Jana Pawła II, hierarcha wyznał, że wrażenie wywierała na nim silna wiara papieża. Ujawnił, że gdy Ojciec Święty zapraszał go na obiad, zanim zasiedli do stołu, najpierw szli do kaplicy. Jan Paweł II „umiał w sposób tak głęboki pogrążyć się w modlitwie”, będąc przez kilka minut całkowicie zanurzonym w relacji z Bogiem, że już samo to było „ewidentnym świadectwem jego świętości” – wskazał emerytowany prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

„Był blisko najmniejszych, najsłabszych. Ileż to razy widziano, jak zbliżał się do osoby niepełnosprawnej czy chorej. Nigdy nie bał się jej objąć, dotknąć. Myślę więc, że jest bardzo blisko nas. Ale jest też bardzo blisko mnie, bardzo obecny w głębi mego serca. On mnie nie opuszcza. Nie opuści mnie do końca mojego życia” – mówi s. Marie Simon-Pierre.

Modlitwa

Boże, bogaty w miłosierdzie, z Twojej woli błogosławiony Jan Paweł II, papież, kierował całym Kościołem, spraw, prosimy, abyśmy dzięki jego nauczaniu z ufnością otworzyli nasze serca na działanie zbawczej łaski Chrystusa, jedynego Odkupiciela człowieka. Który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

 


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio