25.11.2012
W służbie Króla Miłości


"Królu niebios cierniem ukoronowany, ubiczowany, w purpurę odziany, Królu znieważony, opluwany, bądź królem i panem naszym tu i na wieki” – modlił się święty Brat Albert, który rozpoznał umęczone Oblicze Chrystusa w twarzach bezdomnych, chorych i głodnych spotykanych na ulicach Krakowa.

Drodzy bracia i siostry!

Gdy Pan powróci i zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały sądzeni będziemy tylko z wypełniania Jego królewskiego prawa miłości. A zanim to nastąpi Król przychodzi w przebraniu mówiąc: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.

Temu Królowi wiernie służyła Służebnica Boża Rozalia Celakówna, żyjąca w pierwszej połowie XX wieku w Krakowie.

„Gdy już było zupełnie oczywiste dla jej przełożonych, że jest najlepszą kandydatką na dobrze płatne, "luksusowe" stanowisko pielęgniarki w dobrze znanym uzdrowisku, gdzie czeka na nią czyste, wygodne mieszkanie i kulturalne otoczenie, Rozalia postanowiła jednak pozostać wśród weneryków, wśród ludzi, z których tak wielu przeklinało ją i obrażało najbardziej wulgarnymi słowami, boć to przecież często byli ludzie z ulicy, z marginesu społecznego. W swoim pamiętniku napisała: "Praca wśród chorych wenerycznie jest piękna".

A przecież Rozalia nie była sentymentalną panienką. Była praktyczną, trzeźwo myślącą dziewczyną ze wsi. Niektórzy w szpitalu umierali na jej rękach, nawróciwszy się przed śmiercią do Boga, dzięki jej posłudze, cichej i dyskretnej, wyszeptanej na różańcu i przekazywanej wzrokiem, znaczonej uklęknięciem przy łóżku i w kaplicy; posłudze tajemniczej, nobilitującej tysiąckroć bardziej niż godne stanowisko i sprawiedliwa płaca, posłudze między sercem chorych a jej sercem, między jej sercem, a Sercem Boskiego Zbawiciela, który w jej sercu miał pierwsze miejsce, najważniejsze, królewskie.

„Kazał mi Pan Jezus pracować w tym miejscu w intencji tych upadłych dusz, nad ich nawróceniem i kazał mi zapamiętać na całe życie, że moja praca i żywot w tym miejscu będą zakończone”.

Rozalia czuła się szczęśliwa. Wytrwała. Obowiązki – często odrażające – spełniała sumiennie. Do pracy przychodziła punktualnie, nawet przed czasem. Była delikatna i skromna, a przy tym stanowcza. Do chorych podchodziła z nastawieniem apostolskim, starając się dobrocią i życzliwą zachętą sprowadzić biednych ludzi ze złej drogi, wpłynąć na ich szczere nawrócenie. Zdobyła zaufanie chorych, a Pan Jezus jej pracy szczególnie pobłogosławił: w czasie 20 lat jej służby, podczas jej dyżurów nikt nie umarł bez sakramentów.

Przez dwa tygodnie pielęgnowała 12-letnią dziewczynkę, której nikt nie chciał obsługiwać z powodu nieznośnego fetoru. Prawie przez rok mieszkała w jednym pokoju z pielęgniarką chorą na gruźlicę skóry i troskliwie ją pielęgnowała. Miewała nawet dwa dyżury nocne z rzędu, pracując wówczas bez przerwy po sześćdziesiąt godzin. Krzywdy i obelgi przyjmowała bez skargi. Oszczerstwa i szykany znosiła cicho i przebaczała wszystko. Potrzebującym chętnie dostarczała leków. Chorych wspierała radą i pieniędzmi. Dla chorych na sali sprowadzała w porę kapłanów. Gorąco i zawsze prosiła Pana Jezusa o świętych kapłanów, o nawrócenie grzeszników. W tej intencji wciąż ofiarowała swe cierpienia. Rozalia zawsze była gościnna i hojna. Dzieliła się swą pensją z ubogimi. Pożyczała i poręczała. Przykazanie miłości bliźniego nazywała królewskim przykazaniem. Była bardzo wyrozumiała dla bliźnich. Życie Jej było ześrodkowane na Panu Bogu, na Jego miłości i na pełnieniu Jego woli. Zawsze i wszędzie i we wszystkim była gotowa do posługi potrzebującym. Zawsze oddana wszystkim i poddana Jezusowi. Kochała Pana Jezusa bezgranicznie, bezinteresownie i liczyła na Niego, jak dziecko liczy na matkę. Kochała życie proste, ukryte, bez nadzwyczajności.

Rozalia przekazała nam także słowa Bożej mądrości – prawdziwe perły: „Świętość to nic innego jak miłość. Główną podstawą do zasług na życie wieczne, wartością największą, jest miłość Boga. Kto miłuje ten pracuje, kto nie miłuje ten próżnuje. Kto miłuje ten żyje, kto nie miłuje ten ginie. Miłość leży u początku, i w środku i u kresu życia wewnętrznego. Stanowi je, rozwija je. Miłość jest największym przykazaniem. Stoi na czele jako cel wszystkich nakazów i zakazów prawa Bożego. Jest ich wypełnieniem i prowadzi do pełni doskonałości”. Rozalia rozumiała, że miarą miłości jest miłość bez miary. Jej gorące serce znalazło w Bogu ostateczne uspokojenie. Oddała mu się bez zastrzeżeń i całkowicie. Mówiła: „Miłość jest największym, najważniejszym czynem całego mojego życia. Mam żyć w zjednoczeniu z Nim. W każdej chwili, wszystko, każdy czas powinien być wykorzystany dla miłości. Miłość musi kierować każdym mym krokiem, i być w każdym tchnieniu, by wszystkie me czyny, poczynania, były przepojone miłością. Miłość każe mi zapomnieć o sobie, pracować dokładnie i bezinteresownie, służyć wszystkim, bez względu jak się na mnie zapatrują i jak ze mną postępują”.

Wszystkie przykrości przyjmowała w zjednoczeniu z cierpieniami Pana Jezusa i ofiarowała je Ojcu Niebieskiemu za cały świat o przyjście Królestwa Chrystusowego do dusz, by Jezus był poznany, kochany przez cały świat, a przede wszystkim przez nas Polaków.

Ukryte przed światem życie Rozalii wypełnione było żarliwą modlitwą. Codziennie starała się uczestniczyć we Mszy św. i adorować Najświętszy Sakrament. Z jej notatek można się dowiedzieć, jak głębokie było życie duchowe tej skromnej i cichej pielęgniarki.

„Codzienne - mówiła Rozalia - odprawianie Drogi Krzyżowej staje się dla mojej duszy, mocą, siłą, światłem”. Krzyż nazywała największą uczelnią, swoim uniwersytetem, swoją drogą i nagrodą za wierność.

W dniu 29 sierpnia 1939 roku pisze: „Tyle razy prosimy o przyjście Królestwa Chrystusowego do dusz, a przez to na cały świat. Ta sprawa była i jest dla mnie ogromnie droga… Od 15 lat bardzo o to proszę Pana Jezusa, by rozszerzył na świecie w sercach ludzkich słodkie panowanie swojej miłości. Spełniając w szpitalu moje obowiązki nieraz przykre w tej intencji, by Go ludzie poznali i umiłowali, wierzyłam w to mocno i niezachwianie, że On, Jezus, wysłucha mnie”.

Ubogi tryb życia, ciężka praca liczne cierpienia osłabiły i tak nie najlepsze zdrowie Rozalii. Wiele razy chorowała na płuca. 7 września 1944 roku mimo choroby poszła do swojej przeziębionej znajomej aby postawić jej bańki. Była to jej ostatnia posługa pielęgniarska. Po kilku dniach jej stan tak bardzo się pogorszył, że przewieziono ją do szpitala, gdzie ze słowami "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus" zmarła 13 września. Miała 43 lata.

Wieloletnie starania o rozpoczęcie procesu kanonizacyjnego świątobliwej Rozalii doprowadziły do jego otwarcia przez Ks. Kardynała Franciszka Macharskiego, Metropolitę Krakowskiego 5 XI 1996 r. Od tego dnia Rozalii Celakównie przysługuje tytuł Służebnicy Bożej.

Drodzy bracia i siostry, pociągnięci przykładem tej pokornej pielęgniarki z Krakowa, bądźmy i my świadkami Miłości, tej Miłości, która za tron wybrała sobie krzyż i nieustannie pochyla się nad ludzkim cierpieniem i nędzą, opatruje rany zbolałych serc, przywraca pokój i ożywia nadzieję.

Apostołka Serca Jezusowego, posługując chorym na duszy i ciele, głosiła zawsze miłość w prawdzie. Takiej miłości uczył jej Chrystus w cierniowej koronie, takiej miłości była oddana i taką głosiła całym swoim pokornym i ukrytym życiem. Chrystus Król za pośrednictwem swej Służebnicy poucza nas: ”kształtujcie dusze na modłę mojego Serca. Intronizacja to nie jest tylko formułka zewnętrzna, ale ona ma się odbyć w każdej duszy”.

W podobnym tonie wypowiadają się biskupi polscy w ostatnim liście pasterskim, stwierdzając: „Myślenie, że wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko się zmieni na lepsze, trzeba uznać za iluzoryczne, wręcz szkodliwe dla rozumienia i urzeczywistniania Chrystusowego zbawienia w świecie.

Przede wszystkim królestwo Jezusa już się realizuje. Chrystus Król każdemu oferuje możliwość udziału w nim. Natomiast od nas zależy, na ile z łaski królestwa Bożego korzystamy i w jakim zakresie rozwijamy je w sobie i pośród nas, czyli na ile postępujemy jak Jezus, służąc Bogu i ludziom.

Nie trzeba więc Chrystusa ogłaszać Królem, wprowadzać Go na tron. Bóg Ojciec wywyższył Go ponad wszystko. Trzeba natomiast uznać i przyjąć Jego królowanie, poddać się Jego władzy, która oznacza moc obdarowywania nowym życiem, z perspektywą życia na wieki. Realizacja zadania zakłada przyjęcie tego, co Jezus daje, domaga się życia Jego miłością i dzielenia się Nim z innymi. Chodzi o umiłowanie Jezusa do końca, oddanie Mu swego serca, zawierzenie Mu naszych rodzin, podjęcie posługi miłości miłosiernej i posłuszeństwo tym, których ustanowił pasterzami.

Konieczne jest szerokie otwarcie drzwi Jezusowi, oddanie mu swego życia. Gdy dokonamy tego w naszych domach i parafiach, zmieni się oblicze naszej Ojczyzny i Kościoła”.

Bracia i Siostry! Otwórzmy zatem nasze serca dla Chrystusa i Jego Ewangelii. Oddajmy się pod słodkie panowanie Jego Najświętszego Serca. Podobnie jak Służebnica Boża Rozalia pozwólmy ogarnąć się Jego Miłości. Niech rozlewa się ona przez nasze serca i nasze ręce wyciągnięte do bliźnich. Niech króluje w naszych rodzinach i w naszej Ojczyźnie. Amen.

                                                                        o. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio