08.10.2013
Boże, okaż nam swoje miłosierdzie i daj Kościołowi papieża, według Twego Serca


Gromadząc się dzisiaj w Oborach na modlitwie przed cudowną figurą Matki Bożej Bolesnej, której skronie zostały ozdobione papieskimi koronami podążamy naszą myślą i sercem do stóp marmurowej Piety umieszczonej na jednym z ołtarzy Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie, przy której modliło się wielu papieży. Klękamy więc dzisiaj przed Pietą Oborską, ale duchem jesteśmy jednocześnie przy tej Watykańskiej. Sercem wpatrujemy się w postać Matki pochylonej z miłością nad Jezusem, nad przyszłym papieżem i nad każdym z nas.
Poniżej HOMILIA, która została wygłoszona 10 marca 2013 r.

 

Wprowadzenie

W tych dniach oczy wszystkich dzieci Kościoła skierowane są na Rzym. We wtorek popołudniu 115 kardynałów rozpocznie na Watykanie konklawe dla wyboru nowego papieża. Myślę, że w tych dniach każdy prawdziwy uczeń Chrystusa, każdy z nas powinien starać się ożywić i umocnić swoją więź z Kościołem, którego Skałą i widzialną Głową jest Następca Świętego Piotra. Przede wszystkim trzeba nam w tych dniach trwać jednomyślnie na modlitwie razem z Maryją, Matką Kościoła przyzywając żarliwie daru Ducha Świętego dla wszystkich kardynałów elektorów by wskazał im tego, którego sam wybrał, by zajął miejsce na katedrze świętego Piotra. 

Gromadząc się dzisiaj w Oborach na modlitwie przed cudowną figurą Matki Bożej Bolesnej, której skronie zostały ozdobione papieskimi koronami podążamy naszą myślą i sercem do stóp marmurowej Piety umieszczonej na jednym z ołtarzy Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie, przy której modliło się wielu papieży. Klękamy więc dzisiaj przed Pietą Oborską, ale duchem jesteśmy jednocześnie przy tej Watykańskiej. Sercem wpatrujemy się w postać Matki pochylonej z miłością nad Jezusem, nad przyszłym papieżem i nad każdym z nas. Pełni ufności klękamy u Jej stóp i zawierzamy Jej opiece Piotra naszych czasów, tego, którego kardynałowie wybiorą na konklawe oraz cały Kościół, którego Ona jest najtroskliwszą Matką i Wzorem.

 

Homilia

Umiłowani w Chrystusie Panu bracia i siostry! Drodzy Czciciele Męki Pańskiej zgromadzeni na Oborskiej Kalwarii przy Sercu Matki Bożej Bolesnej! Kochani Chorzy!

Był rok 2001. Jak co roku, w Wielki Piątek papież Jan Paweł II zasiadł około południa w konfesjonale Bazyliki Świętego Piotra i spowiadał wiernych. Przez ponad godzinę papież wyspowiadał 12 osób. Spowiadał po włosku, angielsku, hiszpańsku, portugalsku i po polsku. Penitenci byli przypadkowi. Jak zwykle przed nadejściem papieża, personel bazyliki obszedł inne konfesjonały i pytał czekające osoby, czy nie zechciałyby się wyspowiadać u Ojca Świętego. 

"To nade wszystko w konfesjonale objawia się miłosierdzie Boże" – pisał w liście do kapłanów bł. Jan Paweł II.

W sakramencie pojednania miłosierny ojciec wychodzi nam na spotkanie.

Ojciec Tomasz Roztworowski SJ, wspominając wakacje z Karolem Wojtyłą, pisze:

"Uderzył mnie (...) następujący fakt - po porannej Mszy św. jedna z uczestniczek kajaków, prosiła o spowiedź. Patrzyłem z daleka na sprawowany przez „Wujka” [czyli ks. Wojtyłę] sakrament pojednania. Po skończonej spowiedzi pocałował on ją w czoło, jak czyni ojciec chcąc okazać dziecku czułość i szacunek" (Zapis drogi, s. 201).

Jan Paweł II pokazywał swoim przykładem i uczył nas w swoich pismach, byśmy spowiedź zawsze łączyli z tajemnicą miłosierdzia Bożego. Tylko wtedy możemy ustrzec się od pokus i lęków, jakie mogą się w nas rodzić w związku z tym sakramentem. Tylko wtedy w kapłanie zobaczymy miłosiernego ojca, który wychodzi nam na spotkanie i przygarnia nas do serca; tylko wtedy bez niepokoju przejdą nam przez usta słowa: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Tobie"; tylko wtedy konfesjonał będzie świadkiem radości ojca, który nakłada nam najlepszą suknię, daje pierścień na rękę, sandały na nogi i wyprawia ucztę na naszą cześć, bo "byliśmy umarli a znów ożyliśmy, zaginęliśmy, a odnaleźliśmy się".

To jest istota miłosierdzia, to jest istota spowiedzi, zdaje się mówić Ojciec Święty nawiązując do przypowieści o synu marnotrawnym (por. Łk 15, 11-32).

Umiłowani w Chrystusie Panu bracia i siostry! Kościół jest naszym Domem, zbudowanym na skale Piotrowej wiary w miłosiernego Zbawiciela; Rodziną Bożą skupioną wokół tego, którego nazywamy Ojcem Świętym.

O tym przypominali nam wszyscy następcy świętego Piotra. Tego uczył nas Benedykt XVI i jego wielki poprzednik bł. Jan Paweł II, ukazując się w oknie Pałacu Apostolskiego z gestem szeroko rozwartych ramion, którymi pragnęli zawsze objąć i przygarnąć wszystkich i każdego z osobna, a szczególnie tych, którzy się zagubili.

Przypomina nam o tym poruszające świadectwo Bruno Cornacchioli z Rzymu. To prawdziwa historia powrotu marnotrawnego syna do Kościoła katolickiego, który jest naszym Domem.

Bruno Cornacchiola urodził się w 1913 r. w stajni na przedmieściach Wiecznego Miasta, ponieważ w tak skrajnym ubóstwie mieszkali jego rodzice. Został ochrzczony dopiero po powrocie swego ojca alkoholika z więzienia. Dorastał i wychowywał się w bezbożnym środowisku rzymskich slumsów, w których mieszkali prawie sami kryminaliści i prostytutki. Imiona Boga, Chrystusa i Matki Bożej słyszał tylko wtedy, gdy dorośli przeklinali albo bluźnili. W domu Brunona trwały nieustanne kłótnie, przekleństwa i bicie dzieci. Starsze z nich na noc uciekały z domu, aby móc się spokojnie przespać. Bez butów, w podartym ubraniu, zawszony Bruno chodził spać na schodach Bazyliki św. Jana na Lateranie.

Pewnego ranka zziębniętym chłopcem zainteresował się jakiś zakonnik, który zabrał go do klasztoru mniszek. Tam go nakarmiono, umyto, dano mu lepsze ubranie i – co najważniejsze – siostry zaczęły uczyć go katechizmu. Po 40 dniach przygotowania szesnastoletni Bruno przyjął pierwszą Komunię świętą i sakrament bierzmowania. I na tym skończyła się, niestety, jego edukacja religijna.

W wieku 20 lat został powołany do wojska, gdzie po raz pierwszy w swoim życiu miał pod dostatkiem jedzenia. Po zakończeniu służby wojskowej w 1936 r. Cornacchiola żeni się z dziewczyną, którą znał od dzieciństwa. Tylko dzięki jej naleganiom godzi się na ślub kościelny.

W tym właśnie czasie Bruno zaczął się fascynować ideologią komunizmu i wstąpił do partii komunistycznej. Tam jego partyjni towarzysze przekonali go do wyjazdu z włoskim wojskiem na wojnę domową do Hiszpanii.

W Saragossie Cornacchiola spotkał pewnego niemieckiego żołnierza, który mu bardzo zaimponował, ponieważ ani na chwilę nie rozstawał się z Biblią. Żołnierz ten należał do jakiejś protestanckiej sekty. Rozmowy z nim sprawiły, że u Brunona awersja do Kościoła katolickiego przerodziła się w tak wielką nienawiść, że kupił sobie sztylet i napisał na nim „śmierć papieżowi”. Zamierzał zabić papieża, gdy tylko nadarzy się okazja.

W roku 1939 Bruno wrócił do Rzymu i nakazał żonie zmienić wyznanie. W tym też czasie nawiązał kontakt z Adwentystami Dnia Siódmego. Po szkoleniu w krótkim czasie został mianowany dyrektorem misyjnej młodzieżówki adwentystów w Rzymie i Lazio. Cornacchiola wyróżniał się zaangażowaniem i gorliwością w zwalczaniu kultu Matki Bożej, Kościoła katolickiego oraz papieża. W związku z tym w kwietniu 1947 r. otrzymał polecenie wygłoszenia mowy na placu Piazza della Croce Rossa, w której miał ośmieszyć kult Eucharystii i Matki Bożej. Był to dla niego wielki zaszczyt, pragnął więc jak najlepiej przygotować to wystąpienie.

Z tego właśnie powodu w sobotę 12 kwietnia razem z trójką swoich dzieci (11-letnią Isolą, 7-letnim Carlem oraz 4-letnim Gianfrankiem) udał się na peryferie Rzymu – do Tre Fontane (miejsca męczeńskiej śmierci św. Pawła Apostoła), aby tam w spokoju, na łonie przyrody, przygotować swoje przemówienie; jednocześnie chciał pozwolić dzieciom wyhasać się do woli.

Niedaleko drogi znalazł piękną polanę, na której rozbili swój obóz. Dzieci zaczęły się bawić piłką, natomiast ojciec z notatnikiem i Biblią, w skupieniu i z wielką gorliwością, przygotowywał swoje wystąpienie. Na okładce swego egzemplarza Pisma św. napisał: „To będzie śmierć Kościoła katolickiego z papieżem na czele”. Warto dodać, że Cornacchiola odznaczał się dużą inteligencją, miał łatwość wymowy i cięty język w dyskusjach, a przy tym był porywczy i gwałtowny. Całym sercem nienawidził Kościoła katolickiego, papieża, kultu Matki Bożej oraz robił wszystko, aby jak najwięcej ludzi przekonać do swoich racji i uczynić ich wyznawcami sekty Adwentystów Dnia Siódmego.

Kiedy Bruno siedział w cieniu eukaliptusa i przygotowywał swe przemówienie, w pewnym momencie jego dzieci zgubiły piłkę i prosiły go, aby pomógł im ją odnaleźć.

Gdy wrócił z piłką odnalazł dzieci w pobliskiej grocie, gdzie klęcząc ze złożonymi rękami, powtarzały jak w transie: „Bella Signora!...”, „Bella Signora!...”. Bruno próbował nawiązać z nimi kontakt, ale ani jego córka, ani obaj synowie w ogóle na to nie reagowali. Poczuł się bezsilny jak małe dziecko i w końcu zaczął płakać, powtarzając: „Co tu się dzieje?”. Po chwili w tej swojej bezradności i lęku podniósł ręce i oczy do nieba z prośbą o pomoc: „Boże, tylko Ty możesz mi pomóc”.

Gdy tylko wypowiedział te słowa, nagle zobaczył dwie śnieżnobiałe, przezroczyste ręce, które zbliżyły się do jego oczu, zdejmując z nich jakby łuski lub zasłonę. Ogarnęła go nieopisana radość i pokój, coś tak zdumiewająco pięknego, czego istnienia nigdy nie przeczuwał.

Po pewnym czasie Bruno odzyskał zdolność widzenia i wtedy zauważył, że nagle z tego niezwykłego światła wyłoniła się postać młodej kobiety – średniego wzrostu, o ciemnej karnacji i semickich rysach twarzy, której piękna nie jest w stanie wyrazić ludzki język. Kobieta cała była otoczona aureolą złocistych promieni. W prawej ręce trzymała na piersi Biblię, a lewą rękę miała na nią nałożoną. W pierwszym odruchu Bruno chciał krzyknąć z zachwytu, ale nie mógł w ogóle wydobyć z siebie głosu. W międzyczasie na miejscu objawienia pojawił się cudowny zapach kwiatów. Cornacchiola padł na kolana obok swoich dzieci i w zachwycie, ze złożonymi rękami, także i on zaczął powtarzać: „Bella Signora!”.

„Piękna Pani” zaczęła w pewnym momencie mówić do Brunona: „Jestem Dziewicą Objawienia, a Objawienie to są słowa Boga, które mówią również o Mnie… Prześladujesz Mnie, ale już jest najwyższy czas, abyś z tym skończył. Wracaj do świętej wspólnoty Kościoła katolickiego”. Głos Matki Bożej brzmiał jak najsubtelniejsza muzyka, a Jej przepiękna postać promieniowała niebiańskim światłem miłości. Maryja rozmawiała z Cornacchiolą przez godzinę i dwadzieścia minut. „Trwaj mocno w wierze” – zakończyła.

Na koniec spotkania Matka Boża lekko się ukłoniła, odwróciła się i przeniknęła przez ścianę groty, powoli oddalając się w kierunku Bazyliki św. Piotra.

Dla Cornacchioli było to tym silniejsze przeżycie, że zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego tak wielki grzesznik jak on otrzymał od Boga dar widzenia Matki Bożej.

Najpierw razem z dziećmi zabrał się do usuwania z pieczary wszelkich nieczystości. Jak wspominał później: „Nagle, niespodziewanie cała ziemia, którą czyściliśmy w grocie, zaczęła intensywnie pachnieć. Kurz, który się unosił, także pachniał. Co za wspaniały, intensywny zapach! Ziemia pachniała, ściany w jaskini także – słowem wszystko tam pachniało. Ja popłakałem się z wielkiego wzruszenia, a dzieci z radości wołały: »widzieliśmy piękną Panią«!”. Po wysprzątaniu groty Bruno usiadł i na gorąco, w skrócie opisał, co się wydarzyło. Następnie na ścianie pieczary wyrył napis o takiej treści: „W tej grocie 12 kwietnia 1947 r. Najświętsza Maryja Panna objawiła się protestantowi Brunonowi Cornacchioli i jego dzieciom”. Kiedy skończył, powiedział do córki i synów: „Zawsze wam mówiłem, że w środku tabernakulum nie ma Jezusa, że jest to kłamstwo wymyślone przez księży. Teraz pokażę wam, gdzie jest Jezus”. Potem wszyscy razem zeszli z pagórka i udali się do pobliskiego kościoła w klasztorze Trapistów w Tre Fontane – miejscu męczeńskiej śmierci św. Pawła Apostoła. Kiedy weszli do świątyni, przez chwilę trwali w milczeniu, które przerwał Bruno. Wskazując dzieciom tabernakulum powiedział: „Piękna Pani powiedziała mi w grocie, że tutaj obecny jest Jezus. Wcześniej mówiłem wam, żebyście w to nie wierzyły, i dlatego zabraniałem wam się modlić. Teraz już wiemy, że tutaj jest Jezus. Módlmy się i adorujmy Go w milczeniu!”.

Gdy po skończonej modlitwie Cornacchiola z dziećmi wrócił do domu, jego żona Jolanda zauważyła, że jej mąż ze wzruszenia ma oczy pełne łez i jest bardzo blady. Zaczęła więc go pytać: „co ci się stało?”. „Widzieliśmy Matkę Bożą” – odpowiedział Bruno. I w tej samej chwili uświadomił sobie, jak wielką krzywdę wyrządzał dotychczas swej żonie. Często ją bowiem bił i zdradzał; także noc poprzedzającą objawienie się Matki Bożej spędził poza domem, cudzołożąc ze swoją przyjaciółką. Świadomy ogromu zła, które popełnił, Cornacchiola ukląkł przed swą małżonką i płacząc, prosił ją o przebaczenie. Zaskoczona i wzruszona Jolanda również uklękła, a Bruno mówił: „Z całego serca przepraszam cię za wszystkie zdrady, cierpienia i przykrości, które ci wyrządziłem, i proszę, abyś mi to wszystko wybaczyła. Nauczyłem cię wielu złych rzeczy, bluźniłem przeciwko Eucharystii, Matce Bożej, papieżowi, księżom i sakramentom. I takiemu nędznemu grzesznikowi jak ja objawiła się Niepokalana Dziewica Maryja”. Objęci, zaczęli razem płakać, próbując po raz pierwszy w życiu wspólnie modlić się na różańcu. W takiej postawie zjednoczenia w modlitwie i we wzajemnej miłości trwali aż do rana.

Po jakimś czasie, tak jak zapowiedziała mu Matka Boża spotkał kapłana, który miał mu pomóc. Był nim ks. Gilberto Carniel, który już wcześniej przygotował wielu protestantów pragnących powrócić do Kościoła katolickiego. To właśnie tego kapłana Cornacchiola brutalnie wyrzucił ze swego domu, kiedy ten w czasie kolędy przyszedł z wizytą duszpasterską do jego rodziny. Tym razem jednak Bruno klęknął przed nim i w skrócie opowiedział mu historię swojego nawrócenia. Wzruszony ksiądz Gilberto uściskał go i zobowiązał się przeprowadzić cykl katechez z nim oraz z jego żoną i dziećmi, aby przygotować ich wszystkich do powrotu do Kościoła katolickiego.

Oficjalny powrót do Kościoła katolickiego rodziny Cornacchiolów został wyznaczony na 8 maja.

Cornacchiola i jego żona przystąpili do sakramentu pokuty i złożyli wyznanie wiary. W ten sposób oficjalnie wrócili, wraz ze swoimi dziećmi, do wspólnoty Kościoła katolickiego. Po szczerze odbytej spowiedzi Bruno doświadczył ogromnej ulgi. Jezus całkowicie uwolnił go od ciężaru grzechów, który przygniatał go przez wiele lat; w końcu doświadczył wewnętrznej wolności oraz nieopisanej radości i pokoju. Od tego czasu Bruno Cornacchiola regularnie się spowiadał i codziennie uczestniczył w Eucharystii, gdyż wiedział, że stan grzechu ciężkiego i brak łaski uświęcającej jest najtragiczniejszą sytuacją, w jakiej może się znajdować człowiek.

Cornacchiola w dalszym ciągu pracował jako tramwajowy konduktor, lecz od czasu swego nawrócenia codziennie modlił się na różańcu, czytał Pismo św. i uczestniczył we Mszy św., regularnie się spowiadał i angażował się w życie swojej parafii. Ponadto często udawał się do groty w Tre Fontane, aby się tam modlić i opowiadać pielgrzymom historię swojego nawrócenia.

Bruno szybko się zorientował, że nawrócenie to nie jest jednorazowy akt, ale proces przemiany serca, który ma trwać przez całe życie. Sprawcą zaś tej przemiany jest sam Chrystus, ale przy nieustannej zgodzie i współpracy człowieka.

9 października 1949 r. Bruno Cornacchiola miał szczęście spotkać się na audiencji z papieżem Piusem XII. Ze łzami w oczach opowiedział Ojcu Świętemu o swoim nawróceniu, a wręczając mu swoją Biblię, mówił: „To jest protestanckie Pismo św., które błędnie interpretowałem – i przez to uśmierciłem wiele dusz ludzkich”. A kiedy przekazywał Piusowi XII sztylet z napisem „śmierć papieżowi”, mówił z płaczem: „Proszę o przebaczenie, gdyż przy użyciu tego sztyletu planowałem zamach na Jego Świątobliwość”. Ojciec Święty pobłogosławił wówczas Brunona i z uśmiechem odpowiedział: „Drogi synu, w ten sposób dałbyś Kościołowi nowego męczennika, a dla Chrystusa kolejne zwycięstwo miłości”.

Matka Boża uświadomiła Cornacchioli, że nie można wierzyć w Chrystusa i równocześnie walczyć z Kościołem, gdyż Kościół jest świętą owczarnią Chrystusa. Kościół to Chrystus, który powołuje do wspólnoty ze sobą wszystkich bez wyjątku grzeszników, gdyż pragnie ich uwalniać od grzechów i czynić świętymi – czyli dojrzałymi do nieba. Kto walczy z Kościołem, ten walczy z Chrystusem, kto odrzuca Kościół – odrzuca Chrystusa.

Matka Boża wezwała Brunona, aby nigdy nie upadał na duchu i nigdy się nie zniechęcał, lecz trwał mocno w wierze, w całkowitym posłuszeństwie papieżowi i nauce Kościoła.

Matka Boża uświadomiła Cornacchioli, który planował zabić papieża, że nie ma prawdziwego Kościoła bez jedności z papieżem. Dlatego wezwała go, aby ukochał papieża, gdyż każdy biskup Rzymu z ustanowienia Chrystusa jest Jego widzialnym zastępcą na ziemi i następcą św. Piotra, a przez to pasterzem całego Kościoła, zwierzchnikiem wszystkich biskupów. Dzięki tej szczególnej misji, którą Chrystus powierza każdemu papieżowi, otrzymuje on również dar nieomylności wtedy, gdy naucza w sprawach wiary i moralności oraz definiuje objawione przez Boga prawdy wiary. „Gdzie jest Piotr, tam jest Kościół” – uczy św. Ambroży.

Cornacchiola z prześladowcy stał się wielkim obrońca papieża. Sam kilkakrotnie spotkał się z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, co zostało udokumentowane na zdjęciach.

23 lutego 1982 r., Matka Boża podczas objawienia powiedziała Brunonowi o kolejnym planowanym zamachu na Jana Pawła II. Proroctwo to spełniło się trzy miesiące później.

W dniach 12-15 maja 1982, w pierwszą rocznicę zamachu dokonanego przez Turka Mehmeta Ali Agcę papież Jan Paweł II odbywał podróż do Portugalii. Wieczorem 12 maja 1982 r. Jan Paweł II przybył do sanktuarium w Fatimie, by podziękować Matce Boskiej za ocalenie życia i zawierzyć świat Jej Niepokalanemu Sercu. Nagle rzucił się na niego z nożem wielkości bagnetu hiszpański ksiądz-schizmatyk Juan Fernandez Krohn. Krzyczy: - Precz z papieżem! Próbuje ranić go w serce. Ochroniarz papieski Camillo Cibin i pracownik portugalskiej Security obezwładniają zamachowca. Niezrównoważony mężczyzna zdołał lekko ugodzić papieża nożem. Jan Paweł II odwraca się do Krohna i mimo wszystko błogosławi go. Potem pomimo krwawienia Ojciec Święty dokończył nabożeństwa – wspomina abp Stanisław Dziwisz.

Drodzy bracia i siostry!

Matka Boża w Tre Fontane nie tylko wzywała swoje dzieci do ciągłego poznawania i pogłębiania swojej wiary, ale również do tego, aby dzieliły się tym skarbem z innymi ludźmi. Mówiła do Brunona:

„Nawracaj się każdego dnia, ale staraj się również, aby ten skarb wiary przyjmowała także twoja rodzina, twoi współpracownicy, sąsiedzi oraz wszyscy spotykani przez ciebie ludzie. Ci, których spotykasz, są ci powierzeni przez Jezusa. Oczekują od ciebie znaków wiary, chrześcijańskiego świadec­twa i nadziei. Nie myśl tylko o sobie samym. Im więcej będziesz się dzielił wiarą z innymi, tym więcej będzie ona rosła w tobie”.

Do końca swoich dni Bruno Cornacchiola odważnie głosił Ewangelię słowem i przykładem chrześcijańskiego życia. Zmarł w opinii świętości w 2001 r.

Z okazji 50. rocznicy objawień Matki Bożej w Tre Fontane Ojciec Święty Jan Paweł II zatwierdził nazwę tego miejsca: „Święta Maryja Trzeciego Tysiąclecia przy Trzech Fontannach”.

Drodzy bracia i siostry, złączeni wspólną wiarą w Chrystusa i miłością do Jego Kościoła. Jakże wiele mówi nam dzisiaj to świadectwo nawrócenia i wyznania wiary prostego rzymskiego tramwajarza Bruno Cornacchioli.

Jaką zarazem budzi w naszych sercach ufność i nadzieję w nieustanną macierzyńską opiekę Maryi nad całym Kościołem, nad przyszłym papieżem i nad każdym z nas.

W tym świętym czasie Wielkiego Postu wejdźmy szczerze i gorliwie na drogę osobistego nawrócenia do Ojca zawsze bogatego w miłosierdzie. Nie zwlekając pojednajmy się z Bogiem i naszymi braćmi – wzywa nas dzisiaj święty Paweł Apostoł.

A w nadchodzących dniach, jako prawdziwe dzieci Kościoła, trwajmy jednomyślnie na modlitwie, razem następcami apostołów zgromadzonymi w Watykanie na konklawe, prośmy Ducha Świętego, by wskazał im tego, którego sam wybrał, jako Piotra naszych czasów.

„Boże, wiekuisty Pasterzu, Ty nieustannie opiekujesz się Twoim ludem i nim kierujesz, daj Kościołowi Papieża, który będzie się Tobie podobał przez święte życie i poprowadzi nas drogą zbawienia” (z Kolekty Mszy świętej o wybór Papieża). Amen.

                O. Piotr Męczyński O. Carm.


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio