W sobotę 19 listopada br. w królewskim mieście Krakowie, w sanktuarium Miłosierdzia Bożego na Łagiewnickim Wzgórzu, został dokonany Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Drodzy bracia i siostry! Wszyscy jesteśmy zaproszeni do udziału w tym akcie poświęcenia i oddania się pod berło Króla Miłości, naszego Pana Jezusa Chrystusa, do osobistego duchowego zaangażowania w ten wielki akt wiary i zawierzenia Jego Najświętszemu Sercu. Wszyscy jesteśmy zaproszeni do osobistego poświęcenia i kształtowania naszego serca na wzór Serca Jezusowego, do uznania Jego panowania we wszystkich wymiarach życia indywidualnego i wspólnotowego, rodzinnego i narodowego. Wszyscy jesteśmy wezwani, aby wyznawać i wielbić Jezusa Króla Miłości całym naszym sercem i całym naszym życiem, „nie w teorii, ale w praktyce”. Trzeba, aby Chrystus królował w sercu i w życiu każdego z nas, aby zajmował w nim zawsze pierwsze, najważniejsze, królewskie miejsce. To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i całkowitym zwrotem do Boga. Jeżeli prawdziwie przyjmiemy Jezusa za Króla i Pana, a Jego prawo miłości zapisane na kartach Ewangelii będzie zawsze na pierwszym miejscu w naszym życiu, w naszych codziennych decyzjach i wyborach, wtedy wszystko będzie na właściwym miejscu i osiągniemy szczęście wieczne. Jeśli zaś będzie przeciwnie wtedy grozi nam budowanie domu na piasku, zamęt duchowy, ruina życiowa i wieczne potępienie.
I
Drodzy w Chrystusie Panu, bracia
i siostry, zgromadzeni na Oborskiej Kalwarii!
W sobotę
19 listopada br. w królewskim mieście Krakowie, w sanktuarium Miłosierdzia
Bożego na Łagiewnickim Wzgórzu, został dokonany Jubileuszowy Akt Przyjęcia
Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Uroczystego Aktu Intronizacji dokonali
Pasterze Kościoła w Polsce przy udziale Pana Prezydenta Najjaśniejszej
Rzeczypospolitej oraz władz państwowych, parlamentarzystów i wiernych z całej
Polski i zagranicy. Wielu uczestniczyło w tym wydarzeniu za pośrednictwem radia
i telewizji.
W komentarzu do tego Aktu Biskupi
Polscy napisali:
„Przyjęcie panowania Jezusa,
uznanie Go swym Panem, ma znaczenie zbawcze. Jest pragnieniem serc
Polaków rozumiejących, że od największych zagrożeń doczesnych nieskończenie
groźniejsza jest utrata zbawienia. Współcześnie zagraża ona coraz większej
liczbie ludzi na skutek odrzucenia prawdy – na skutek odrzucenia Chrystusa,
który jest Prawdą i na skutek odrzucenia Jego prawa miłości. Stąd pragnienie,
aby powszechnej w świecie detronizacji Chrystusa Polska przeciwstawiła Jego
intronizację.
Przyjęcie panowania Jezusa
Chrystusa ma być z założenia aktem wiary narodu. Celem tego aktu nie jest
zapewnienie doczesnej władzy czy dostatku, ale poddanie osobistego, rodzinnego
i narodowego życia Chrystusowi i życie według praw Bożych”.
W wydanym niedawno komunikacie
prasowym Zespołu ds. Ruchów Intronizacyjnych Konferencji Episkopatu Polski
czytamy:
„Nie można zlekceważyć faktu, że
w życiu wielu wiernych mamy do czynienia ze stanem uśpienia wiary, a nawet jej
agonii. Można też mówić o swoistym procesie detronizacji Jezusa. Stąd pilna
potrzeba Jego intronizacji poprzez obudzenie żywej wiary i życia z wiary,
wyprowadzenia wielu wiernych z tego swoistego letargu, który prowadzi do cichej
apostazji – zostawiania Boga na marginesie życia, czy wręcz odchodzenia od Boga
(por. Jan Paweł II, Ecclesia in Europa, nr 9). Trzeba więc w dokonaniu
Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa za Króla i Pana widzieć nade wszystko,
mówiąc obrazowo, mocne uderzenie w dzwon, które przy zamykaniu Bramy
Miłosierdzia, będzie zwróceniem się do Boga o szczególną łaskę miłosierdzia dla
nas wszystkich i które powinno nas tak dogłębnie poruszyć, aby nie wrócić do
codzienności bez świadomego potwierdzenia wyboru Jezusa, jednoznacznego
opowiedzenia się za Nim i podjęcia na nowo realizacji powołania do świętości”.
Drodzy bracia i siostry, zgromadzeni
dzisiaj w Oborskim Sanktuarium!
Wszyscy jesteśmy zaproszeni do
udziału w tym akcie poświęcenia i oddania się pod berło Króla Miłości, naszego
Pana Jezusa Chrystusa, do osobistego duchowego zaangażowania w ten wielki akt
wiary i zawierzenia Jego Najświętszemu Sercu.
Trzeba, aby Chrystus królował w
życiu naszym osobistym, rodzinnym i narodowym.
Drodzy Moi! Abyśmy mogli dobrze
zrozumieć znaczenie tego uroczystego aktu posłuchajmy świadectwa.
Pochodzący z Ukrainy 24 – letni
br. Paweł Wyszkowski, kleryk Zgromadzenia Misjonarzy Maryi Niepokalanej mówi:
“Kocham Chrystusa! On był moją
siłą, szczególnie wtedy, gdy miałem 13 lat i na apelu szkolnym, przy
wszystkich, w dzień Bożego Narodzenia nazwano mnie “wrogiem narodu” i za karę
zabrano kurtkę dlatego, że poszedłem na pasterkę. Wtedy musiałem wracać do domu
5 km w
zimie tylko w koszuli. Gdy nie mogłem iść, czołgałem się, gdy już zamarzałem i
traciłem przytomność zawsze pamiętałem, że warto wierzyć w Boga, skoro tylu
ludzi umarło za Jego Królestwo. Bóg pomógł mi przeżyć. Nie zamarzłem na śmierć.
Przypadkowo ktoś znalazł mnie na drodze, już trochę przysypanego śniegiem. 8
miesięcy w szpitalu. Do dziś nie słyszę na jedno ucho.
Kocham Chrystusa!!! On dał mi
dobrych rodziców. Nigdy nie przestanę być im wdzięczny za to, że w tak ciężkich
chwilach prowadzili mnie do kościoła; że niejednokrotnie nocami wyciągali stare
i zniszczone książeczki do nabożeństwa, zakopane w ogrodzie lub lesie, i z nich
uczyli mnie modlitwy. Pamiętam, jak przygotowanie do pierwszej Komunii odbywało
się w prywatnym domu jednego z wierzących. Katechetka przyciszonym głosem
uczyła nas katechizmu, a rodzice stali przed drzwiami, by zapobiec wejściu
władz. Sama uroczystość odbywała się w nocy, przy zamkniętych drzwiach
kościoła, ponieważ był zakaz państwowy i nie wolno było dzieciom przyjmować
żadnych sakramentów. Wtedy całą noc spędziliśmy w ciemnej wieży kościoła, który
na zewnątrz otoczyła milicja, gdyż ktoś doniósł, że dzieci mają pierwszą
Komunię. Dopiero rankiem, gdy parafianie dowiedzieli się, że nas oblężono,
obronili nas przed zabraniem do domu dziecka.
Kocham Chrystusa za to, że jestem
oblatem, w sutannie, z krzyżem za pasem. On dał mi świętą mamę, która zawsze
uczyła mnie głębokiej wiary. Miałem do kościoła 8 km i mimo tego, że był zakaz
państwowy, który zabraniał dzieciom do 18 roku życia nawet wstępu na próg kościoła,
mama w każdą niedzielę prowadziła mnie do kościoła, w błocie, deszczu i śniegu,
polnymi drogami. A gdy już nie mogłem iść, bo byłem mały i nogi mnie bolały,
brała mnie na plecy i niosła. Do tej pory pamiętam te drogi i plecy matczyne. A
gdy gromadziliśmy się pod zamkniętymi drzwiami kościoła i nadchodziły władze,
rodzice chowali mnie w krzakach, przykrywali chustą, żeby nie zabrano mnie do
domu dziecka. Pamiętam, jak podczas procesji na Wszystkich Świętych władze
rzucały na nas szkło, kamienie, wyrywały świece i biły nimi ludzi po głowach.
Było ciężko, ale wytrwaliśmy, gdyż rodzice uczyli, że za wiarę zawsze trzeba
cierpieć. Kiedyś, gdy przyjechał do nas kapłan i zapytał, kim chciałbym być,
odpowiedziałem, że papieżem – dlatego, żeby swoją mamę ogłosić świętą. Mama
ukończyła wyższe studia, ale nigdy nie otrzymała żadnej posady państwowej,
tylko dlatego, że chodziła do kościoła. Przez 32 lata pracowała z motyką w polu
w brygadzie rolniczej”.
Tak mówił 24 – letni br. Paweł.
Po przyjęciu sakramentu kapłaństwa od lipca 1999 roku cały czas gorliwie
pracuje na Ukrainie.
Drodzy bracia i siostry!
W tym roku, gdy obchodzimy
Jubileusz 1050 – lecia chrztu Polski, dziękujemy Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu
za tych wszystkich prawdziwych świadków Chrystusa, dzięki którym nienaruszony
skarb żywej wiary przekazywany jest w naszym narodzie z pokolenia na pokolenie.
To oni ciągle przypominają nam, że trzeba, aby Chrystus królował w życiu naszym
osobistym, rodzinnym i narodowym.
Przypominał o tym Miłosierny
Zbawiciel w objawieniach przekazanych w pierwszej połowie ubiegłego wieku za
pośrednictwem polskiej mistyczki, Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny w
Krakowie.
„Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu
(…) jeżeli mnie uzna za swego Króla i Pana w zupełności przez intronizację, nie
tylko w poszczególnych częściach kraju, ale w całym państwie z rządem na czele.
To uznanie ma być potwierdzone porzuceniem grzechów i całkowitym zwrotem do
Boga”.
„Polska nie zginie,
o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu, jeżeli się
podporządkuje pod prawo Boże, pod prawo Jego miłości” – podkreślała Służebnica
Boża Rozalia. „Polska musi w sposób wyjątkowy, uroczyście ogłosić
Pana Jezusa swym Królem przez Intronizację Jego Boskiego Serca i wtedy Jezus
będzie jej błogosławił i bronił od nieprzyjaciół. My w ten sposób choć w małej
cząsteczce okażemy Jemu miłość i wdzięczność. Intronizacja to nie tylko ta
forma ofiarowania się, ale odrodzenie serc, poddanie ich pod słodkie panowanie
Miłości!”. „Polska musi uznać Chrystusa Pana swym
Królem nie w teorii, lecz w praktyce” – podkreślała polska mistyczka z Krakowa.
Dlatego, drodzy bracia i siostry,
pamiętajmy że, wszyscy jesteśmy wezwani do stałej troski o naszą wiarę w
Chrystusa, naszego jedynego Pana i Króla, do jej ciągłego umacniania i
odważnego wyznawania „nie w teorii lecz w praktyce”. Jesteśmy wezwani, aby wyznawać i
wielbić Jezusa Króla Miłości całym naszym sercem i całym naszym życiem.
Nie tylko w murach świątyni, nie tylko w czterech ścianach naszego domu,
nie tylko na pielgrzymce, ale wszędzie i zawsze – w rodzinnym domu i szkole, w
zakładzie pracy i podczas odpoczynku, w urzędzie i sklepie, na radzie gminy i w
debacie sejmowej, w rozmowie prywatnej i w wystąpieniu telewizyjnym, wśród
przyjaciół i nieznajomych, w obecności duchownych i ludzi wrogich Kościołowi, w
zdrowiu i chorobie, w małych i wielkich sprawach naszego życia – zawsze
jesteśmy chrześcijanami, uczniami Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego,
wezwanymi do tego, aby odważnie wyznawać swoją wiarę i potwierdzać ją swoim
życiem, swoimi decyzjami, swoim całkowitym zawierzeniem Jego Sercu i
posłuszeństwem Jego Ewangelii.
Biskup Piotr Libera z Płocka
słusznie podkreśla, że „prawdziwy chrześcijanin nie ma dwóch twarzy, dwóch
serc, dwóch języków i podwójnego życia: prywatnego i publicznego, ale ma tylko
jednego Boga, jedną Prawdę i Życie – Jezusa Chrystusa, ma jedną duszę i jedną
wieczność”.
Ks. Biskup w homilii wygłoszonej
na płockim cmentarzu 1 listopada br. powiedział:
„Spotkanie z tymi, co odeszli z
tego świata, przypomina nam tę prawdę, że jest lepszy świat, w którym czeka na
nas Bóg, wspólnota świętych, nasi bliscy.
Droga do tego świata prowadzi
poprzez:
- przestrzeganie Bożego prawa;
- przez szacunek dla ludzkiego życia od poczęcia aż do
naturalnej śmierci;
- przez codzienną uczciwość, prawość i pokorę;
- i wreszcie przez miłość okazywaną drugiemu człowiekowi –
zwłaszcza temu najsłabszemu, najbardziej bezbronnemu.
Pokora, miłosierdzie, czyste
serce. Codzienne wybory, które nie ranią, nie krzywdzą, nie zadają bólu… Słowa
i uczynki, które budują a nie niszczą”.
Kończąc nasze rozważanie za
pasterzami Kościoła w Polsce wołamy:
Jezu Chryste, Królu Wszechświata, Panie nasz i Boże, Odkupicielu
rodzaju ludzkiego, nasz Zbawicielu! Ty, który mówiłeś, że Królestwo Twoje nie
jest z tego świata, który wzywałeś nas do szukania Królestwa Bożego i nauczyłeś
nas prosić w modlitwie do Ojca: „przyjdź Królestwo Twoje”, wejrzyj na nas
stojących przed Twoim Majestatem.
Wywyższamy Cię, oddajemy Ci cześć
i uwielbienie. Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu.
Świadomi naszych win i zniewag
zadanych Twemu Sercu przepraszamy za wszelkie nasze grzechy i zaniedbane dobro.
Wyrażamy naszą skruchę i prosimy o zmiłowanie.
Przyrzekamy zabiegać o pomnożenie
Twojej Chwały, dziękować za nieskończone Miłosierdzie, które okazujesz z
pokolenia na pokolenie, wiernością i posłuszeństwem odpowiadać na Twoją Miłość.
Boski Królu naszych serc, niech
Twój Święty Duch, wspiera nas w realizacji tych zobowiązań, chroni od zła i
dokonuje naszego uświęcenia. Niech pomaga nam porządkować całe nasze życie i
posłannictwo Kościoła.
Króluj nam Chryste! Króluj w
naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie, na większą chwałę Przenajświętszej
Trójcy i dla zbawienia ludzi.
Spraw, aby nasze rodziny, wioski,
miasta i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia,
królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju,
teraz i na wieki wieków. Amen.
II
Drodzy w Sercu Jezusa, bracia i
siostry!
Święty Jan Paweł II podczas
swojej ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny w 2002 roku, zwrócił się do nas
z gorącym wezwaniem:
Bądźcie świadkami
miłosierdzia! ... Niech orędzie o Bożym miłosierdziu zawsze znajduje
odbicie w dziełach miłosierdzia ludzi…
Ojciec Święty „słowem i czynem zachęcał
nas, abyśmy byli już nie tylko głosicielami czy apostołami miłosierdzia, ale
wzywał z mocą, byśmy stawali się autentycznymi świadkami miłosierdzia, a więc
tymi, którzy miłosierdzie głoszą życiem”.
Wspaniały przykład daje nam Służebnica
Boża Rozalia Celakówna, wielka polska mistyczka, pielęgniarka pracująca
ofiarnie w jednym z krakowskich szpitali.
W 1924 roku, młoda 23 – letnia,
Rozalia na stałe przenosi się do Krakowa, a wewnętrznie pouczona przez Pana
Boga, zatrudnia się w szpitalu św. Łazarza na oddziale skórno-wenerycznym,
gdzie codziennie miała pod opieką ok. siedemdziesiąt chorych kobiet lekkich
obyczajów.
Usługując chorym na ciele, a
jeszcze bardziej chorym na duszy, ta niewinna dziewczyna z przerażeniem odkrywa
istniejący świat zła. Ohydne przekleństwa, szyderstwa z Boga, nienawiść sącząca
się z ust i czynów jej pacjentek, głównie prostytutek, sprawiały jej ogromne
cierpienie.
„Widząc tak straszne skutki
grzechu, bolałam nad tymi duszami, tak nisko upadłymi, i nad straszną obrazą i krzywdą wyrządzoną Bogu – pisze
Rozalia. Pan Jezus w głębi mej duszy przemawiał przez głos wewnętrzny, żebym złożyła moje życie w ofierze
za te dusze upadłe, bym się starała
wynagrodzić Panu Jezusowi krzywdę uczynioną”.
W jednej z wizji mistycznych
ujrzała Jezusa jako Męża Boleści. Ubiczowany, z ranami broczącymi Krwią, która
płynęła po sali. Chore podchodziły i biczowały Go. Rozalia przeraziła się.
Zamierzała rzucić się na kobiety i pomścić Jezusa.
Powstrzymało ją Jego przypomnienie, że nie pochwalił czynu Piotra, odcinającego
ucho prześladowcy. Zbawiciel spojrzał i dał znak, by
do Niego podeszła. Rozalia nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Jezus powrócił
do normalnej postaci, podszedł i rzekł:
«Popatrz, Moje dziecko, jak
strasznie Mnie ranią grzechy nieczyste! Jaką straszną boleść zadają Mi te
dusze! Ty, dziecko, masz pracować w tym miejscu, by Mi wynagradzać za te
straszne grzechy i pocieszać Moje Boskie Serce. Ja tu chcę cię mieć!».
O ile na początku chciała stamtąd
uciec, to zrozumiawszy swoje tu zadanie, jak tylko mogła, dziękowała Panu
Jezusowi „za tę – jak napisała – tak piękną pracę przy chorych” i za tę „wielką
łaskę”. Podejmowała się najmniej przyjemnych i najtrudniejszych zadań, brała
jak najczęściej nocne dyżury, czy dyżury za innych. Wszystko, aby wynagrodzić
nieustannie przez ludzi krzyżowanemu Zbawicielowi. Tak płynęły lata wypełnione
służbą, miłością i ofiarą.
Celakówna pracuje z ogromnym
poświęceniem, otaczając chorych opieką przepełnioną troską i miłością. „Nie
wiem, dlaczego i jaka jest przyczyna, że chorzy bardzo lubią moje dyżury. Ja
też bardzo kocham chorych, bez
względu na ich chorobę, a zwłaszcza kocham chorych biednych i opuszczonych. O
Najsłodszy Panie Jezu, dziękuję Ci za powołanie mnie do Szpitala, dziękuję Ci z całego serca i całej duszy!
(…) Praca przy chorych jest tak piękną, jak może żadna inna – zwłaszcza przy
chorych wenerycznie. Są to osoby zupełnie
wykolejone z życia i zdążające całą siłą na zatracenie. W tym miejscu nie jest
wystarczającym być pielęgniarką co do ciała, lecz także co do duszy”.
Drodzy bracia i siostry!
„To miłość jest konkretnym
znakiem ukazującym wiarę – uczy papież Franciszek. Wszyscy jesteśmy wezwani,
aby świadczyć i głosić przesłanie, że „Bóg jest miłością”, że Bóg nie jest
daleki czy obojętny wobec naszych ludzkich spraw.
Aby dzielić życie z ludźmi i dać
siebie ofiarnie, musimy także uznać, że każda osoba jest godna naszego
poświęcenia. Nie ze względu na wygląd fizyczny, na zdolności, na język, na
mentalność albo ze względu na przyjemność, jaką może nam sprawić, ale dlatego,
że jest dziełem Boga, Jego stworzeniem. On ją stworzył na swój obraz i w
jakiejś mierze jest ona odbiciem Jego chwały. Każdy człowiek jest przedmiotem
nieskończonej czułości Pana i zamieszkuje On w jego życiu. Jezus Chrystus
przelał swoją cenną krew na krzyżu za tę osobę. Niezależnie od jakichkolwiek
pozorów, każdy (…) zasługuje na naszą miłość i nasze poświęcenie”.
Rozalia mówi: „Miłość musi
kierować każdym mym krokiem, i być w każdym tchnieniu, by wszystkie me czyny
były przepojone miłością. Miłość każe mi zapomnieć o sobie, pracować dokładnie
i bezinteresownie, służyć wszystkim, bez względu jak się na mnie zapatrują i
jak ze mną postępują”.
Jako pielęgniarka wykonywała
pracę sumiennie i z wielkim oddaniem dla chorych, przez co zyskała sobie ich
zaufanie i szacunek, a Pan Jezus jej pracy szczególnie pobłogosławił: w czasie
20 lat jej służby, podczas jej dyżurów nikt nie umarł bez sakramentów.
Rozalia pisze: „Pan Bóg widocznie
ma jakieś zamiary w tym, że mam osobliwe szczęście do umierających. Prawie
wszyscy ciężko chorzy znajdujący się na naszym oddziale przy mnie umierają, i
to przeważnie w nocy na moim dyżurze – Wola Boża. Oby ci wszyscy poszli do
nieba, o co się modle przy Konających. Chcę być z miłości ku Panu Jezusowi
pielęgniarką nie tylko ciała, ale przede wszystkim duszy. Proszę Pana Jezusa,
aby ani jedna dusza nie poszła do wieczności nie pojednana z Bogiem i na tego
rodzaju rzecz bardzo uważam, bym na swym sumieniu nie miała niczyjej duszy”.
Chore kobiety nazywały ją „naszą
kochaną Rózią” lub „naszą matką”. Razem z nią modliły się, odmawiały różaniec,
śpiewały.
Przez dwa tygodnie pielęgnowała
12-letnią dziewczynkę, której nikt nie chciał obsługiwać z powodu nieznośnego
fetoru. Prawie przez rok mieszkała w jednym pokoju z pielęgniarką chorą na
gruźlicę skóry i troskliwie ją pielęgnowała. Potrzebującym chętnie dostarczała
leków. Chorych wspierała radą i pieniędzmi.
W pierwszych dniach września 1944
r., mimo poważnego osłabienia, nie odmówiła postawienia baniek swej znajomej;
po tej samarytańskiej posłudze przeziębiła się, od razu
położyła do łóżka i po pięciu dniach zmarła. Miała 43 lata. Ofiarność i
poświęcanie się Rozalii dla bliźnich nie znało granic.
W sierpniu 1944 roku w swoim
ostatnim piśmie przed śmiercią napisała: „Zmiłuj się nade mną, mój Najsłodszy
Jezu, i wysłuchaj mnie, o co Cię proszę z całego serca przez Niepokalane Serce Najświętszej
Maryi Panny. Proszę Cię, mój Jezu, dla siebie o łaskę umiłowania Ciebie
miłością podobna do Twej miłości, a więcej – o uwolnienie mego Ojca Drogiego (ks. Kazimierza Dobrzyckiego, spowiednika
i kierownika duchowego) z więzienia (hitlerowskiego obozu zagłady), za co
Ci ofiaruję swoje życie i zdrowie”.
Bóg przyjął jej ofiarę i
wysłuchał jej prośby. Ks. Dobrzycki ocalał, został uwolniony i wrócił do kraju,
a
po wojnie z gorliwością kontynuował dzieło Boże przekazane za
pośrednictwem Rozalii.
Chrystus zawsze królował w sercu
swej wiernej służebnicy i przez nią mógł rozszerzać swoje słodkie panowanie w
sercach tych, z którymi się spotykała, którzy umierali na jej rękach pojednani
z Bogiem.
Drodzy w Chrystusie Panu, bracia
i siostry!
Służebnica Boża Rozalia Celakówna
była przede wszystkim gorliwą apostołką osobistego poświęcenia się
Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Lecz Król Miłości pragnął jednocześnie, aby to
poświęcenie i oddanie się pod Jego berło i panowanie Jego prawa miłości miało
wymiar społeczny, rodzinny i narodowy.
Kończąc nasze dzisiejsze
rozważanie prosimy:
Boże, pełen dobroci i
miłosierdzia wobec grzeszników, prosimy Cię, rozpal nasze serca apostolską
gorliwością w szerzeniu nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusa i Dzieła Jego
Intronizacji w Narodzie Polskim.
Daj nam ducha ofiarnej miłości
względem chorych i nieszczęśliwych, którym obdarzyłeś Twą
służebnicę Rozalię Celakównę.
Wszechmogący, wieczny Boże,
źródło wszelkiej świętości, prosimy Cię o łaskę wyniesienia na ołtarze Twej
służebnicy, abyśmy za jej wzorem i wstawiennictwem, umocnieni
światłem i mocą Ducha Świętego, stawali się dojrzałymi katolikami i wiernie
szli drogą Krzyża ku Zmartwychwstaniu, w jedności z
Jezusem Chrystusem, Panem i Królem naszym. Amen.
o. Piotr Męczyński O. Carm.
|