15.04.2020
22.04.2020 - ostatnia aktualizacja
Zmarł O. Mateusz Wojnarowski O. Carm.

W środę 15 kwietnia br., w oktawie Wielkiej Nocy, na wieczne spotkanie z Bogiem odszedł O. Mateusz Stanisław Wojnarowski. Zmarł w 86 roku życia, w Zakonie Karmelitów przeżył 67 lat, w posłudze kapłańskiej blisko 62 lata. Ostatnie lata swego życia spędził w klasztorze w Krakowie. W Oborach pracował 19 lat (1970 – 1989) sprawując urząd proboszcza Parafii, Przeora Klasztoru i kustosza Sanktuarium M. B. Bolesnej. O. Mateusz zawierzył Jej całkowicie, był zawsze Jej gorliwym czcicielem i wiernym synem, który zasłużył się przygotowaniem i przeprowadzeniem uroczystości koronacyjnych Piety Oborskiej koronami papieskimi w dniu 18 lipca 1976 r. przez Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Uroczystości pogrzebowe Śp. o. Mateusza Stanisława Wojnarowskiego odbyły się w Bazylice Karmelitów "Na Piasku" w Krakowie we wtorek 21 kwietnia br. Ze względu na obecną sytuację epidemii i związane z nią ograniczenia w uroczystościach pogrzebowych uczestniczyła tylko wspólnota zakonna i najbliższa rodzina. W Oborach Msza święta za Śp. Ojca Mateusza została odprawiona w dniu pogrzebu we wtorek 21 kwietnia br. o godz. 12.30. R.I.P. Poniżej relacja z pogrzebu.
Pogrzeb O. Mateusza Wojnarowskiego
Wstęp do Mszy św. w dzień pogrzebu śp. o. Mateusza Wojnarowskiego 

Uczestniczymy we Mszy św. pogrzebowej o. Stanisława Wojnarowskiego, którego bardziej wszyscy znaliśmy pod zakonnym imieniem o. Mateusz. Tej Mszy św. przewodniczę w imieniu J. Eksc. Ks. Bpa Jana Szkodonia, który właśnie w tym momencie celebruje Ofiarę Mszy św. w miejscu swojego przebywania kilkaset kilometrów stąd. Również nasi współbracia w 10 klasztorach naszej prowincji w Polsce i za jej granicami rozpoczynają Mszę św., pozostali łączą się we wspólnej modlitwie. Ich zewnętrznym przedstawicielem jest obecny tu o. Zbigniew tutejszy przeor będący jednocześnie Wikariuszem Naszej Prowincji. W ofierze Mszy św. łączy się rodzina, która w Słotowej, miejscu urodzenia o. Mateusza uczestniczy również w tym momencie we Mszy św. Niestety nie ma z nami kochanego rodzeństwa o. Mateusza: siostry Teresy i braci Franciszka i Jana, którzy łączą się z nami. Cieszymy się liczną obecnością rodziny. Witam Ks. Kanonika Jacka Soprycha Rektora Seminarium Duchownego w Tarnowie, krewnego o. Mateusza. Łączą się w duchowej modlitewnej jedności siostry z naszej Karmelitańskiej Delegatury. Łączą się siostry Karmelitanki Misjonarki do których należy ukochana bratanica o. Mateusza s. Zofia Wojnarowska przebywająca w Rzymie. Łączy się wiele zgromadzeń zakonnych, którym służył Sakramentem Spowiedzi o. Mateusz. Są wśród nas zaledwie niektóre przedstawicielki tych zgromadzeń. Bardzo dziękuję za obecność s. Sylwi Przełożonej Prowincjalnej Sióstr Służebniczek Dębickich, które przez wiele lat troszczyły się o o. Mateusza od strony medycznej. Tak wielu ludzi świeckich z Krakowa i z innych miejsc, gdzie pracował o. Mateusz chciałoby wziąć udział w tej uroczystości. Nie ma ich tu i oni z tego powodu bardzo cierpią, ale łączą się z nami. W osobie o. Andrzeja Zonko pochodzącego z Obór, przyjaciela o. Mateusza – znaliście się o. Andrzeju od 1951 roku, są obecni wśród nas wszyscy parafianie i pątnicy przybywający do Obór, z Trutowa i okolic. W osobie o. Marcina Proboszcza są wszyscy nasi parafianie, mieszkańcy Krakowa i okolic, którym przez 30 lat o. Mateusz służył Sakramentem Pokuty. W osobie o. Zbigniewa pochodzącego z Chyżnego, są obecni wszyscy mieszkańcy Orawy.

 Kazanie wygłoszone w czasie Mszy Pogrzebowej  śp. o. Mateusza Stanisława Wojnarowskiego

„O niepojęte i niezgłębione Miłosierdzie Boże/ Kto Cię godnie uwielbić i wysławić może. Największy przymiocie Boga Wszechmocnego/ Tyś słodka nadzieja dla człowieka grzesznego”. (Dzienniczek, 951).

Te słowa wypowiedziała zakonnica, po ludzku można by powiedzieć nie wykształcona, nie douczona, spełniająca w zakonie najbardziej podrzędne funkcje. Kiedy do naszej Ojczyzny przybywa ze swoją przedostatnią wizytą nasz rodak – Wielki i Święty Jan Paweł II by w pobliskich Łagiewnikach konsekrować Świątynię Bożego Miłosierdzia, swoją homilię we Mszy św. konsekracyjnej rozpoczyna słowami tej prostej zakonnicy, którą wcześniej beatyfikował i kanonizował. On wiedział, że w dzisiejszym zwariowanym świecie, jeżeli mamy się do czegoś uciekać to najlepiej uciekać się do Bożego Miłosierdzia. Ona – św. Siostra Faustyna też to wiedziała. Wiedział o tym nasz kochany o. Mateusz.

Te słowa o Bożym Miłosierdziu przytaczam dzisiaj nie tylko dlatego, że jesteśmy dwa dni po Święcie Bożego Miłosierdzia, jest jeszcze inny powód.

Po śmierci o. Mateusza Wojnarowskiego, o. Przeor Zbigniew przyniósł mi testament naszego ojca, który napisał 28 maja 2010 roku i który stale nosił przy sobie wraz ze swoimi dokumentami. Ten testament sprawia, że to dzisiejsze kazanie staje się zupełnie inne od wszystkich poprzednio przeze mnie wygłoszonych kazań na pogrzebach naszych współbraci, którzy odeszli ojcze Mateuszu przed tobą.

Udzielając mi w testamencie wskazówek dot. mojego obecnego wystąpienia napisałeś: „Bardzo proszę o homilię o Bożym miłosierdziu oraz słabości i nędzy człowieka, ale byleby nie było żadnych panegiryków i tzw. kadzenia. Tylko Pan Bóg wie ile łask mi dał, a ile zmarnowałem”.

Tak ojcze Mateuszu, masz rację wiele łask dał Ci Bóg w Twoim długim życiu. Długim, bo było to 85 lat i trzy miesiące. To jest 69 lat życia zakonnego, a jeszcze wcześniej znajomość z karmelitami podczas pobytu w Niższym Seminarium w Pilźnie. To jest prawie 62 lata twojego kapłaństwa. To w sumie 10 razy kiedy zmieniałeś w ciągu życia zakonnego klasztory naszej prowincji. To są bardzo odpowiedzialne funkcje jakie pełniłeś, z których chyba najważniejsze, to przeorstwo w Oborach i przygotowania do Koronacji Figury Matki Bożej Bolesnej. To tam mając przy boku swojego brata o. Michała i obecnego tu o. Andrzeja, 20 lipca 1976 w czasie koronacji figury dokonanej przez za chwilę Bł. Prymasa Tysiąclecia, Kardynała Stefana Wyszyńskiego przysięgałeś i ślubowałeś w imieniu karmelitów, że „dołożysz wszelkich starań, aby Matka Najświętsza, która wybrała sobie tę statuę, by przez nią stać się pocieszycielką strapionych, wspomożeniem wiernych, uzdrowieniem chorych i ratunkiem dusz uwikłanych w grzechach była znana, czczona i kochana nie tylko w Oborach, ale w całej Ojczyźnie naszej”. W Oborach rozkrzewiałeś kult Matki Bożej Bolesnej przez 20 lat.

Ojcze, kazanie ma być o Bożym Miłosierdziu i nędzy człowieka. Boża miłość i miłosierdzie nad biednym, grzesznym człowiekiem, najpełniej objawia się w Jezusie Chrystusie, który przychodzi, aby z powrotem pojednać człowieka z Bogiem. Przychodzi, oddaje swoje życie, otwiera na nowo niebo dając łaskę życia wiecznego i jest z nami w sakramentach. Najpełniej spotykamy, doświadczamy tej miłości miłosiernej w Sakramencie Eucharystii i w Sakramencie Pokuty. Ojcze Mateuszu obliczyłem, że odprawiłeś w swoim życiu przynajmniej 25 tyś. Mszy św. Gdyby twoje godziny spędzone w konfesjonale przeliczyć na lata, to tak jakbyś przez 5 lat licząc dzień i w nocy nie opuszczał konfesjonału.

Z pewnością miałeś „swoje nędze”, miałeś swoje ułomności, chociażby tą, że przez całe swoje życie walczyłeś z nałogiem nikotynizmu, a my pod koniec Twojego życia żartowaliśmy i prosiliśmy Cię, abyś już nie rzucał palenia, bo to mogłoby Cię zabić. Ojcze byłeś jak każdy człowiek, ze swoimi grzechami i ułomnościami, ale jeżeli mam mówić o nędzy człowieka i Bożym Miłosierdziu, to przede wszystkim muszę zaświadczyć, - „bez kadzenia” – to Ty byłeś tym, który niestrudzenie służył człowiekowi szukającemu Miłosierdzia Bożego.

Kochany Ojcze!

Wprawdzie zabroniłeś mi wygłaszać panegiryków na Twój temat, ale nie zabroniłeś mi cytować innych. W dniu Twojej śmierci na stronie internetowej krakowskiego klasztoru ukazała się taka informacja związana z Twoją śmiercią: „Odszedł kapłan, który był dla nas wielkim wzorem i autorytetem w kapłańskim i zakonnym życiu, a dla wielu wieloletnim spowiednikiem i ojcem duchownym”. Pozostawiam więc te słowa bez komentarz. Może tylko z jednym dopowiedzeniem: i w naszym krakowskim klasztorze wielu współbraci straciło swojego spowiednika.

Twoja pokora Ojcze!

Byłeś człowiekiem czasem nerwowym, impulsywnym, ale stwierdzam fakt, który budował Twój wizerunek w moich oczach od 1983 roku, kiedy wstąpiłem do nowicjatu: zawsze umiałeś przeprosić – zarówno prowincjała jak i nowicjusza.

 „Na wypadek – cytuję inny fragment Twojego testamentu – gdyby komuś zaświtała myśl, żeby na pogrzeb poprosić infułta czy biskupa, to proszę wziąć pod uwagę, że tego sobie nie życzę. Wystarczą modły mych współbraci”. (koniec cytatu).

 Drogi Ojcze!

Nie trzeba by było ich prosić – sami by przyszli z potrzeby serca. Z POTRZEBY SERCA! Jak mówiłem na początku w tej chwili Ks. Bp Jan Szkodoń odprawia Mszą św. w miejscu swojego przebywania na wschodzie Polski. I prosił mnie abym przekazał wszystkim uczestnikom pogrzebu, że „Panu Bogu dziękuje ojcze Mateuszu za Twoją obecność w jego kapłańskim i biskupim życiu. Dziękuje za wszystkie spotkania, podczas których budował się zawsze Twoją pokorą i prostotą”. Spostrzeżenie, które powiedział mi ks. Biskup to, to: „że o. Mateusz mimo że, nie widział, a świetnie się orientował i potrafił czasem dostrzec rzeczy, których normalny człowiek nie widział”. Ks. Biskup Jan otacza Cię swoją modlitwą i nas też. I pokornie również sam oto prosi. Gdyby były inne okoliczności byłby tu z nami J. E. Ks. Kardynał Marian Jaworski emerytowany Abp Metropolita Lwowski. Jest tu niedaleko w naszym szpitalu zaledwie kilkaset metrów stąd. W jego imieniu uczestniczą w tej Mszy św. siostry józefitki, które się nim na co dzień opiekują. Dziękuję siostrom za waszą obecność. Kiedy o. Andrzej kapelan szpitala zapytał Ks. Kardynała co chciałby przekazać uczestnikom pogrzebu, odpowiedział: „Proszę powiedzieć, że o. Mateusz pozostał do końca wierny”. To też pozostawiam bez komentarza – jest to bardzo wymowne.

Może jeszcze Ojcze Mateuszu o Twoim ubóstwie, o którym piszesz w swoim testamencie: „Proszę aby trumna była jak najprostsza i najtańsza, byleby tylko nie budziła u ludzi zdziwienia”. I w kolejnym punkcie: „Poza ubraniami, które znajdują się w szafie nie posiadam nic. Jeżeli te ubrania przydadzą się biednym, to dobrze, a jak nie to proszę wyrzucić na śmiecie”. Ojcze, o. Przeor i o. Proboszcz wybrali trumnę wg Twojego życzenia, a jeżeli chodzi o biednych, to raczej się już nic nikomu nie przyda. Wszystko w takim stanie, że nadaje się tylko do utylizacji. Jako prowincjał zaświadczam: oprócz dóbr duchowych, nic po śmierci nie pozostało. To co miał z dóbr materialnych rozdał przed śmiercią.

Ojcze Mateuszu! Po ludzku naprawdę trudno zrozumieć to co się stało. Po ludzku trudno zaakceptować Twoje tak nagłe, związane z cierpieniem poparzenie i Twoje odejście. Taki byłeś pełen życia kiedy powróciłeś ze szpitala w Wielki Czwartek, z tak świetnymi wynikami. Wszędzie Cię było pełno. Byłeś z nami na Mszy św. Wieczerzy Pańskiej, kiedy spontanicznie dziękowałem Panu Bogu za dar Twojego Kapłaństwa nie dopuszczając nawet myśli, że nie doczekasz już kolejnej rocznicy w czerwcu. Byłeś nie tylko z nami na Liturgii Wielkiego Piątku. Wspólnie z nami adorowałeś Krzyż poprzez trzykrotne przyklęknięcie, a następnie udałeś się w procesji do tzw. „Grobu Pańskiego”. W Wielką Sobotę z wielkim zdziwieniem znalazłem Cię w kaplicy adoracji, gdzie w pierwszej ławce czuwałeś przy Jezusie. Nie chciałeś z stamtąd odejść aż do obiadu, który spożyłeś wspólnie z nami w klasztornym refektarzu, a przecież nie jadałeś z nami wspólnych posiłków już od dobrych kilku miesięcy. O. Marcin podsumował to po Twojej śmierci: „to tak jakby się żegnał z nami”. I nikt nie spodziewał się tego, co się wydarzy sobotniego wieczoru w czasie gdy bracia tuż obok w kościele sprawowali „Wielką Liturgię przejścia ze śmierci do życia”. W najśmielszych przewidywaniach nie mógł pomyśleć o tym br. Adam, który towarzyszył o. Mateuszowi, któremu w tym miejscu pragnę z całego serca podziękować za cały trud, wysiłek, a przede wszystkim za wielką miłość jaką otaczałeś zmarłego ojca. Nie myślałem też i ja, kiedy w karetce pogotowia jadąc do szpitala – trzymając Twoje dłonie i kreśląc na Twoim czole znak Krzyża – że będzie to nasze ostatnie spotkanie. Nie myśleliśmy. A jednak Pan Bóg tak zarządził. A może jak powiedział p. Maciejko: „Potrzeba było tego w dosłownym znaczeniu ognia, abyś przeszedł już tu na ziemi swój czyściec i abyś poszedł prosto do nieba”.

O. Michał – Twój brat!

Czy on miał w tym swój udział? Zawsze byliście razem. Obliczyliśmy z o. Asystentem Mariuszem, że w sumie przebywaliście w różnych konwentach aż 37 lat razem. Również w grobowcu na Batowicach wasze trumny będą stały obok siebie. Najpiękniejszy to dla nas ten ostatni okres, kiedy razem wspieraliście się, kiedy o. Michał przychodził do Ciebie o godz. 5.00 aby Cię zbudzić. Zawsze razem, solidarny jeden z drugim i jeden za drugim. Chociaż nigdy nie denerwowaliście się razem. Jeżeli jeden był impulsywny i podnosił głos, drugi go łagodził. 15 stycznia odszedł o. Michał. Czy 15 kwietnia przyszedł po Ciebie? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast na pewno, że przyszła po Ciebie Twoja Matka i Siostra – Nasza Matka i Siostra z Góry Karmel. Twoje życie zakonne było kształtowane w Jej Sanktuariach. Najpierw w Pilźnie – Matka Pocieszenia, a potem w Krakowie – Matka Boża Piaskowa – Pani Krakowa i w Oborach – Matka Bolesna. I jeszcze jedno Sanktuarium: to Twoje i o. Michała. Tam w Słotowej gdzie wszystko się zaczęło. To przecież tam rozbudowaliście i urządziliście przepiękną kapliczkę – Matki Bożej od Czystych Wód. To tam sprawowaliście codzienną Ofiarę Eucharystyczną w czasie swoich wakacji – na swojej Słotowskiej Ziemi. Jesteśmy pewni, że przyszła po Ciebie. Siostra Krysia Służebniczka, kiedy składała Ci życzenia z okazji 60 rocznicy Twojego kapłaństwa powiedziała: „Niech Maryja, Matka Kapłanów, wyprasza Ci taką otwartość i wrażliwość serca, aby było ono nadal zdolne w pełni odpowiadać Jezusowi na Jego miłość w darze i tajemnicy powołania”. I my dzisiaj wszyscy, którzy tutaj jesteśmy i ci którzy łączą się z nami w sposób duchowy mówimy: Dziękujemy Panu Bogu za Twoje piękne życie. Dziękujemy Jezusowi Chrystusowi Najwyższemu Kapłanowi za Twoje kapłaństwo w którym służyłeś Bogu i ludziom. Dziękujemy Naszej Matce, Twojej Matce Maryi za Twoją wrażliwość i otwartość serca dla wszystkich, których spotkałeś na drodze swojego zakonnego – karmelitańskiego życia. Niech Ona wprowadzi Cię do nieba i tam oręduj za nami.

Relacja z Pogrzebu - TUTAJ

Wdzięczna Bogu za stryja kapłana

Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. (Rz 6, 3-11)
Drodzy bracia i siostry, przez Misterium Paschalne zostaliśmy w sakramencie chrztu pogrzebani wespół
z Chrystusem w Jego śmierci, aby razem z Nim wkroczyć w nowe życie.
/z liturgii Wielkiej Soboty/
STRYJ – KAPŁAN – TOWARZYSZ W DRODZE - PRZYJACIEL
Chcę wypowiedzieć co czuje moje serce … nie po to aby się chwalić, ale po to aby dać świadectwo pięknego życia mojego stryja O. Mateusza OCarm. Każdy pewnie może napisać własną historię z nim związaną… ja piszę moją.
Rodzice opowiadali mi, że jeden ze stryjów Mateusz albo Michał miał być moim chrzestnym, ale w ówczesnych czasach nie zezwalano na to … Od najmłodszych lat zapamiętałam go jako jednego ze stryjów – kapłanów… z którymi dzieliliśmy krótkie wakacyjne chwile na wczesnej Mszy Świętej w kapliczce Matki Boskiej od Czystych Wód znajdującej się przed moim rodzinnym domem. Często były to spotkania na uroczystościach rodzinnych, czy w dzieciństwie zabawy organizowane w ogrodzie albo przy ognisku pod starą wierzbą.
Dostrzegał malutkie zalety każdego z nas. Z perspektywy czasu uśmiecham się do siebie, bo pamiętam, jak stryj Mateusz w trakcie rozmowy podczas spotkania rodzinnego (mogłam mieć może 9 lat) powiedział mi „mówisz jak mała – stara” co powtórzył za dziadziem Papiernikiem, z którym niejednokrotnie prowadził serdeczne rozmowy. No cóż obruszyłam się trochę… a on mi to potem na spokojnie wytłumaczył… Wiesz nie wiem skąd Ci się to bierze, ale zgadzam się z tobą… Nie były to puste słowa bo czułam, że zawsze stryj mnie traktuje na serio, że jak miałam mówić jakiś wiersz na spotkaniach rodzinnych, lub coś śpiewać… to czułam, że mnie słucha i docenia na serio! Miał czas, żeby odpowiedzieć dwa zdania na moje nieudolne dziewczęce listy… Widzę jak Dobry Bóg sam splótł naszą więź. Stryj Mateusz rozumiał mnie bez słów, szanował moje poczucie niezależności nastolatki, pozostawiał mi wolność w wyrażaniu moich czasami sprzecznych z jego stanowiskiem myśli …rozumiał, że coś musi dojrzeć, że czegoś się trzeba nauczyć na własnych błędach. Miał zaufanie do mnie. Pozwolił mi , wręcz zaprosił jako jeszcze licealistkę do klasztoru w Oborach, abym pomogła pani Karolinie w kuchni w robieniu przetworów z owoców z klasztornego ogrodu. Stanowiło to nie lada wyzwanie, żeby przejechać pociągami z jednego krańca Polski na drugi. Na ówczesne czasy nie było prostą sprawą. Stryj z uśmiechem mnie przywitał i oznajmił, wiedziałem, że sobie poradzisz a i od pani Karoliny dużo. Bardzo mi się podobało, gdy bracia wieczorem ubrani w białe płaszcze śpiewali Salve Regina, ten śpiew chwytał mnie za serce, to właśnie stryj wytłumaczył mi znaczenie tej pieśni w Karmelu.
Gdy przyszedł czas moich wyborów studiów, różne osoby „miały na mnie lub dla mnie pomysł”. On wiedział, że nie można mnie ujarzmić, że odrzucę każdą formę jakiejkolwiek pomocy dlatego też pozostawił mnie wolną w podejmowaniu decyzji. I może właśnie to, że darzyliśmy się zaufaniem owocowało we mnie. W czasach studiów w Krakowie znowu byliśmy bliżej, cieszył się moimi osiągnięciami, stypendium… martwił, gdy było krucho i wiedział, że dorabianie sprzątaniem mieszkań, prasowaniem, czy myciem okien nie jest hańbą, lecz przydaje się w życiu. Czasami się pytał; dziecinko nie brakuje ci czegoś , gdy dostawał odpowiedź odmowną, to i tak zapraszał, towarzyszył, wysłuchiwał podczas spacerów w klasztornym ogrodzie czy rozmównicy.
Pan Bóg tak poukładał, że po uzyskaniu dyplomu pielęgniarskiego po złożeniu dokumentacji do trzech różnych szpitali krakowskich, Szpital Specjalistyczny im. J. Dietla w Krakowie w bardzo krótkim czasie zaproponował mi prace na oddziale kardiologii. Jakaż była nasza radość, bo akurat w tym szpitalu stryj Mateusz pełnił posługę kapelana. Śmialiśmy się, że Pan Bóg nam spłatał figla, bo wiele osób myślało, że „stryj mi to załatwił” tymczasem scenariusz był napisany przez Stwórcę. Były to piękne lata, gdzie lekarze i pielęgniarki tworzyliśmy zespół, nawet ośmielam się powiedzieć „rodzinę szpitalną”. Na naszej kardiologicznej „R – ce” , obok monitorów był telefon do kapelana – O. Mateusza. W nagłych wypadkach można było do niego zadzwonić o każdej porze. Ileż razy sami lekarze i koleżanki z pracy,( których tutaj nie mogę wspomnieć ze względu na RODO), gdy rozpoczynała się reanimacja lub stan pacjenta pogarszał się, mówili… zadzwońmy po O. Mateusza. To on mnie wysłuchiwał, gdy nie mogłam sobie poradzić, czy też „przyzwyczaić” się do nieudanych reanimacji podczas 12 – godzinnych dyżurów, prowadziliśmy rozmowy o śmierci. Niejednokrotnie uczestniczyłam z nim w modlitwie przy łóżku chorego, razem jechaliśmy w rodzinne strony gdy zmarł dziadziu, jego tata.
Pewnego razu stryj poprosił mnie, czy mogłabym być świadkiem chrztu młodego, trzydziestoparoletniego człowieka, od dłuższego czasu przebywającego w szpitalu. Wraz z żoną oczekiwał na drugie dziecko i doświadczenie choroby przewartościowało niektóre jego czy rodziny decyzje. Czułam się bardzo poruszona tym zaproszeniem, ale za zgodą szefa R – ki w obecności żony odbył się chrzest Św. na łóżku szpitalnym. Ważny moment dla tego mężczyzny i jego żony….Również niezapomniany i ważny dla mnie! Uczyłam się walczyć nie tylko o zdrowie ciała, ale też ducha, uczyłam się troszczyć o duszę ludzką. To właśnie O. Mateuszowi opowiedziałam sytuację ze szpitala. Na dyżurze nocnym jeden z pacjentów umierających trzymał mnie za rękę i opowiedział swoje okropne życie, z którego, jak wyznał nie zdążył się wyspowiadać w ciągu 30 lat. Nie zdążył też wyznać kapłanowi tylko mnie, nie umiałam sobie z tym ciężarem poradzić i moim powiernikiem, był mój przyjaciel, kapłan, stryj. Z nim mogłam rozmawiać o przyrodzie, pogodzie, ogrodzie i pracowitych pszczołach, jak również na tematy ojczyzny, gdyż nie ukrywał podobnie jak ja swego patriotyzmu…pojawiały się rozmowy na tematy duchowe a później zakonne. Nie wstydził się zapytać co sądzę na taki czy inny temat, nie było dla niego ujmą pytać się młodszego! Jasne, nie zawsze nasze zdania były jednakowe , ale kwitował to rozbrajającym uśmiechem mówiąc, widzę ,że jesteś tak szalona jak i ja! :)
Gdy mu powiedziałam, że mam zamiar wstąpić do Karmelitanek Misjonarek, to znając moje życie i zainteresowania nie zdziwił się jak inni. Pobłogosławił, zaśmiał się tylko i zażartował, chyba nie będzie ci tam zbyt ciasno, bo skoro misje… A jednak wiem, że przeżywał tę decyzję bardzo. Wówczas moje zgromadzenie nie było znane w Polsce, więc w drodze do klasztoru do którego mi towarzyszył z O. Andrzejem mówił; gdy Ci będzie źle, to przyjadę odebrać Cię, tak jak Cię zawiozłem. Czy, to brak zaufania??? Nie… to po prostu mądrość dojrzałego kapłana, który wiedział, że może być różnie, ale to ja mam odpowiedzieć na wezwanie Boga. Tu znowu pozostawił mi wolność. Wspieraliśmy się naszymi spostrzeżeniami, przemyśleniami, troską o życie w Bogu i prawdzie… Wiele ich było.. Pamiętam jak rozmawialiśmy na temat upadku człowieka, i sensie słów „ błogosławiona wina” , o radościach i troskach w naszej rodzinie, o zmianach w życiu zakonnym i jego sensie, o kapłaństwie. O moich różnych zadaniach i podróżach. Gdy chociaż na krótką chwilkę zadzwonił to pytał… sikoreczko a gdzie dzisiaj jesteś?… Często to było tylko pozdrowienie i zapewnienie o modlitwie ale to była najmocniejsza więź przyjaźni, pamięć o sobie przed Panem. Nie chodzi o ilość i długość prowadzonych rozmów, wystarczała nam chwilka, aby czuć wzajemną bliskość. I czy teraz to się zmieni?? Po ludzku będzie mi brakowało i pozwólcie, że się zwrócę do Stryja :
Kochany Stryjku! Ostatni raz słyszałam Twój głos w Wielki Czwartek dziękując Bogu za dar kapłaństwa, którym Cię obdarzył, a któremu byłeś wierny aż do końca. Zapewniłeś mnie o swojej modlitwie i wiem, że nadal będziesz mi towarzyszył… wiem jak bardzo kochałeś ludzi: bliskich i dalszych z rodziny, współbraci, osoby spotkane na drodze kapłaństwa, personel medyczny ze szpitala, siostry zakonne i kapłanów… często dopytywałeś o te osoby … Będzie mi brakowało Twojego cichego i ciepłego głosu w słuchawce; dbaj o siebie dziecinko, żeby dbać o innych.. co słychać sikoreczko? Będzie mi brakowało, twoich gestów troski i delikatnego uścisku i uśmiechu… Ale przecież Ty i ja wiemy, że ta wędrówka tu się nie kończy i że po ludzku to boli ten czas oczekiwania na wspólne spotkanie. Kochany boży szaleńcze, gdy w wielu kościołach na świecie śpiewano radosne Exsultet, gdy również ja wsłuchiwałam się w liturgię Wigilii Paschalnej z Watykanu…dla Ciebie to było preludium świadomego przejścia do Pana. W tych dniach to właśnie słowa tej pieśni mi towarzyszyły myśląc o Tobie kochany człowieku oczyszczony jak złoto w tyglu, obmyty Krwią Baranka! Ta pieśń pozwoliła mi być z tobą w modlitewnej łączności w tych chwilach ! Tak wiele odzwierciedla wspomnień z Tobą związanych, z Twoją posługą kapłańską! Ciesz się i raduj w niebie z Chrystusem Zmartwychwstałym! Wraz z Tobą śpiewam do ukochanej Matuchny Regina Coeli. Nie jestem oryginalna, więc jedną cząstką tej pieśni pozdrawiam Cię drogi Kapłanie i Przyjacielu! Wstawiaj się za naszymi rodzinami i wspólnotami zakonnymi w niebie! I nie zapominaj o sikorce.…
" O, zaiste błogosławiona noc, jedyna, która była godna poznać czas i godzinę zmartwychwstania Chrystusa. O tej to nocy napisano: a noc jako dzień zajaśnieje, oraz: noc będzie mi światłem i radością. Uświęcająca siła tej nocy oddala zbrodnie, z przewin obmywa, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym, rozprasza nienawiść, usposabia do zgody i ugina potęgi.” Fragment z Exsultet


s. Zofia Wojnarowska
karmelitanka misjonarka

 

 

Informacja o pogrzebie o. Mateusza Wojnarowskiego - Tutaj

Informacje na stronie Polskiej Prowincji Zakonu Karmelitów - TUTAJ

i Klasztoru Karmelitów w Krakowie - TUTAJ

O. Mateusz Stanisław Wojnarowski urodził się 26 grudnia 1934 r. w Słotowej niedaleko Pilzna. Z Karmelem związany był od wczesnej młodości. Ukończył Marianat Karmelitów przy klasztorze w Pilźnie, po czym złożył 12 czerwca 1951r. prośbę o przyjęcie do Nowicjatu w Oborach. 26 grudnia 1955 przyjął śluby wieczyste w Zakonie Braci Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, a 26 czerwca 1958r. przyjął święcenia prezbiteratu z rąk ks. biskupa Herberta Bednorza.

W 1970 r. O. Mateuszowi został powierzony urząd Przeora Klasztoru w Oborach. Za wielką zasługę o. Mateusza uznaje się przygotowanie i przeprowadzenie uroczystości koronacyjnych Piety oborskiej koronami papieskim, które odbyły się 18 lipca 1976 r. pod przewodnictwem J. Eminencji Ks. Prymasa Kardynała Stefana Wyszyńskiego przy współudziale biskupów Płocka Bogdana Sikorskiego i Jana Wosińskiego. W zakonie O. Mateusz pełnił także inne funkcje m.in. katechety w Woli Gułowskiej, Kaznodziei Misyjnego Polskiej Prowincji, ekonoma klasztoru w Krakowie, członka Komisji Budowlano – Konserwatorskiej, proboszcza parafii w Oborach, kapelana Szpitala im. J. Dieltla w Krakowie, przeora klasztoru w Chyżnem, definitora Rady Prowincjała.

Od 2003 r. z uwagi na pogarszający się stan zdrowia o. Mateusz zostaje przeniesiony do klasztoru w Krakowie, gdzie podejmuje się odpowiedzialnej funkcji penitencjarza Bazyliki Karmelitów „Na Piasku” w Krakowie.

W 2008 r. wraz z całą wspólnotą o. Mateusz świętuje jubileusz 50 – lecia kapłaństwa. W liście gratulacyjnym ówczesny Prowincjał o. Dariusz Borek napisze: „W ciągu tych 50 lat posługi kapłańskiej, pełniąc wielorakie funkcje dałeś się poznać jako gorliwy duszpasterz zatroskany o wiernych powierzonych Twojej pieczy. Wypada tu wspomnieć chociażby Twoje wielkie zaangażowanie i wysiłki duszpasterskie jako proboszcza w Oborach, czy kapelana szpitala, a w ostatnich latach ochotne, cierpliwe i wytrwałe podejmowanie posługi w konfesjonale. (…) Wyrażamy Ci więc naszą szczerą wdzięczność za wszelkie prace, za trudy, za zaangażowanie, za postawę prawdziwego kapłana Chrystusowego.”

26 czerwca 2018r. przed obrazem tak drogiej sercu o. Mateusza Maryi – Pani Piaskowej, dziękowaliśmy za 60 lat jego posługi kapłańskiej. Obecny podczas uroczystości Ks. Bp Jan Szkodoń powiedział: „Dziś hymn Magnificat śpiewamy wraz z o. Mateuszem, dziękując za jego życie, za jego kapłaństwo, za dar sakramentu święceń, któremu służy.” Sam Jubilat, człowiek niezwykłej skromności, zaskoczony był tak miłą niespodzianką. Dziękując Ks. Biskupowi, Współbraciom, Siostrom i wiernym, poprosił w jednym zdaniu, aby wszyscy zebrani nie zapominali o nim w modlitwie.

Nie zapomnimy! Boga prosząc o radość życia wiecznego w Niebie dla Ciebie Drogi Ojcze Mateuszu.

R.I.P.

 

Na koniec fragment z homilii wygłoszonej w Oborach 21 kwietnia A. D. 2020

Na klasztornym krużganku w Oborach, niedaleko celi zakonnej w której mieszkał blisko 20 - lat Ojciec Mateusz, wisi duży obraz przedstawiający scenę Przemienienia Chrystusa na Górze Tabor, który przez kilka wieków stanowił zasłonę dla Cudownej Figury Matki Bolesnej w głównym ołtarzu. Obraz ten unosił się do góry i opuszczał na dół, zasłaniając tym samym Oborską Pietę. Gdy pobożni pielgrzymi śpiewali na pożegnanie: „O Maryjo, żegnam Cię” ich oczom ukazywał się obraz Przemienienia Pańskiego. To połączenie bolesnych wydarzeń na Kalwarii i objawienia chwały Syna Bożego na Taborze nie było dziełem przypadku, ale wiernym ukazaniem drogi naszego Pana i wszystkich Jego uczniów prowadzącej „przez krzyż do chwały zmartwychwstania”.

Wszystkim zatem, którzy wraz z Matką Bolesną pragną wiernie towarzyszyć Chrystusowi w Jego kalwaryjskiej drodze; wszystkim chorym, którzy z wiarą i miłością łączą swoje ludzkie cierpienia z męką Zbawiciela, wszystkim, którzy kończą już swoją ziemską pielgrzymkę, obraz ten przypominał, że po Wielkim Piątku nadchodzi zawsze Niedzielny Poranek Zmartwychwstania.

Tę prawdę, wyrażającą chrześcijańską nadzieję, przypomina nam także św. Paweł Apostoł pisząc: „Jak jesteśmy uczestnikami cierpień Chrystusowych, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy. Albowiem skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by też wspólnie przebywać w chwale”.

Tej właśnie prawdy O. Mateusz uczył się w szkole Maryi Bolesnej. Ona była gwiazdą przewodnią jego życia, Ona podtrzymywała światło nadziei w godzinie próby i z czułą miłością prowadziła go paschalną drogą Chrystusa - "przez krzyż do chwały zmartwychwstania". Dlatego był zawsze pełen pogody ducha i nadziei sięgającej Nieba, którą hojnie obdarowywał wszystkich z którymi się spotykał.

„Pożyteczną jest rzeczą, gdy lud swój krzepi Ta, która stała pod krzyżem Syna i patrzyła na Jego mękę spokojnie, pamiętając o tym, co Chrystus powiedział: Smutek wasz w radość się obróci” mówił tutaj Prymas Tysiąclecia w swoim kazaniu koronacyjnym. I dodał: Oto ustał smutek… Wszystkie męki minęły… a w Sanktuarium Oborzańskim trwa nadal spokojnie Maryja... Gdybyście zapytali tych, co przed wami przychodzili na to wzgórze, ażeby szukać pociechy u Maryi, na pewno by odpowiedzieli: Prawdziwie smutek nasz, który tutaj przynieśliśmy, w radość się obrócił!”.

O tę radość pełną i szczęśliwość wieczną w Niebie prosimy dzisiaj za przyczyną Matki Bolesnej dla naszego Drogiego Ojca Mateusza. 

W ufnej modlitwie oddajemy i zawierzamy go Sercu Zmartwychwstałego Pana i czułym dłoniom naszej Oborskiej Matki, prosząc, aby była mu Matką Miłosierdzia i otwartą Bramą Nieba.

R. I. P.

 


« Wszystkie wiadomości   « powrót  

 



  Klasztor karmelitów z XVII w. oraz Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach położone są 20 km od Golubia-Dobrzynia w diecezji płockiej. Jest to miejsce naznaczone szczególną obecnością Maryi w znaku łaskami słynącej figury Matki Bożej Bolesnej. zobacz więcej »


  Sobotnie Wieczerniki mają charakter spotkań modlitewno- ewangelizacyjnych. Gromadzą pielgrzymów u stóp MB Bolesnej. zobacz więcej »
 
     
 
  ©2006 Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej

  Obory 38; 87-645 Zbójno k. Rypina; tel. (0-54) 280 11 59; tel./fax (0-54) 260 62 10;
  oprzeor@obory.com.pl

  Opiekun Pielgrzymów: O. Piotr Męczyński; tel. (0-54) 280 11 59 w. 33; (0-606) 989 710;
  opiotr@obory.com.pl

 
KEbeth Studio